W ubiegłą sobotę w lesie pod Staszowem (woj. świętokrzyskie) policjanci znaleźli samochód małżeństwa, którego zaginięcie rodzina zgłosiła w piątkowy wieczór.
W środku odkryli zwłoki 55-letniej kobiety z ranami szyi. Kawałek dalej znajdowało się ciało jej o pięć lat starszego męża. Popełnił samobójstwo przez powieszenie. W domu zostawił list pożegnalny. Jego treść pozostaje utajniona.
Kielecka Gazeta Wyborcza pisze o „rodzinnej tragedii” i ,,rozszerzonym samobójstwie”. Portal o2 dwukrotnie powtarza hasło ,,rozszerzone samobójstwo”, a w całym tekście ani razu nie pada stwierdzenie, że najpewniej to mąż zamordował żonę. Zamiast tego czytamy, że „prawdopodobnie to 55-latka zginęła jako pierwsza, a następnie jej mąż popełnił samobójstwo.” Zginęła? Sama, przypadkiem? O „rozszerzonym samobójstwie” piszą też kielecki Super Express, RMF FM i Dziennik Łódzki. Wszystkie tytuły powołują się na wypowiedź rzecznika Prokuratury Okręgowej w Kielcach, który najwyraźniej sam nie zna definicji tego terminu. Jednak czy taką dezinformację należy bezkrytycznie powielać?
Po raz kolejny apelujemy do mediów, by informując o zabójstwach kobiet, nie używały terminów takich jak „tragedia rodzinna” czy „rozszerzone samobójstwo”. To pierwsze sprowadza je do sfery prywatnej, wpisując się w stereotyp, zgodnie z którym przemoc wobec kobiet jest sprawą między małżonkami, dramatem rodzinnym. Zaś „rozszerzone samobójstwo” w odniesieniu do sytuacji, w której partner morduje kobietę, a następnie odbiera sobie życie, jest zwykłym przekłamaniem. Kto jak kto, ale dziennikarze i dziennikarki powinni zdawać sobie sprawę, jak ważna jest precyzyjna terminologia. Język nie tylko opisuje, ale też kreuje rzeczywistość: w tym przypadku odwracając uwagę od problemu, jakim jest najbardziej skrajna forma przemocy ze względu na płeć.
Przypominamy: termin „rozszerzone samobójstwo” dotyczy sytuacji, w których ktoś morduje osobę od siebie zależną, obawiając się, że sama sobie nie poradzi – używamy go przede wszystkim w odniesieniu do dzieciobójstwa i zabójstw osób z poważnymi niepełnosprawnościami czy przewlekle chorych, po których sprawca lub sprawczyni odbiera sobie życie.
Morderstwa dokonane przez partnerów (rzadziej partnerki), po których następuje samobójstwo oprawcy, nazywamy „zabójstwami suicydalnymi”. Opisywanie ich jako „rozszerzonych samobójstw” to wymazywanie ofiar, którymi w tych przypadkach najczęściej są kobiety, poprzez przenoszenie uwagi na samobójstwo mordercy. Choć może warto byłoby się zastanowić, czy nie powinniśmy całkowicie odejść od skupiania się na samobójstwach sprawców – w końcu morderstwo to morderstwo, nawet jeśli osoba, która go dokonuje, kieruje się litością. Mówienie o „rozszerzonym samobójstwie” co do zasady odbiera podmiotowość ofiarom.
Najwyższy czas, by połączyć wątki i nie traktować poszczególnych kobietobójstw jako niepowiązanych ze sobą, niemal przypadkowych morderstw czy mniej istotnych wydarzeń związanych z samobójstwem oprawcy. Piszmy o przemocy ze względu na płeć, której kobietobójstwa są najbardziej drastyczną formą!