Przeszukania prowadzone w dziesięciu miejscach w Polsce dotyczyły ośmiu organizacji pozarządowych. Zabezpieczano dokumenty i pliki w komputerach dotyczące projektów współfinansowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Z ustaleń „Wyborczej” wynika, że zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa złożyli przedstawiciele ministerstwa.

Do prowadzenia śledztwa wyznaczono Prokuraturę Regionalną w Poznaniu, choć żadna z organizacji, gdzie prowadzono przeszukania, nie ma siedziby w Wielkopolsce. Poznańską prokuraturą kieruje jednak Rafał Maćkowiak, który podczas poprzednich rządów PiS blisko współpracował z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, obsadzonym wtedy przez polityków tej partii. To Maćkowiak prowadził śledztwo w głośnej sprawie posłanki PO Beaty Sawickiej korumpowanej przez agenta Tomka, czyli późniejszego posła PiS Tomasza Kaczmarka. Sawicka została potem uniewinniona, a sąd skrytykował bezprawne działania CBA. Maćkowiak nie zgadzał się z tamtym werdyktem. Po „dobrej zmianie” został szefem poznańskiej prokuratury.

Szukanie dowodów na przestępstwo

Prokuratura zbieranie dowodów zleciła policjantom z komendy wojewódzkiej w Poznaniu. Według jednego z oficerów policji, z którym rozmawialiśmy, zawiadomienie ministerstwa było lakoniczne i nie wskazywało, przy których konkretnie projektach miało dojść do nieprawidłowości i na czym w szczegółach miały one polegać. Oznacza to, że dopiero teraz, w zarekwirowanych dokumentach, policjanci będą szukać dowodów na potwierdzenie założonej tezy.

Według naszych rozmówców prokuratura podchodzi do sprawy gorliwie, bo nie chce się narazić ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze, który jest jednocześnie prokuratorem generalnym.

Nowacka: To nie przypadek

Interpretacja tych słów jest prosta: prokuratura bała się, że po wejściu policjantów do jednej organizacji przedstawiciele innej zaczną niszczyć dokumenty i pliki. – Termin działań nie był związany z żadnymi innymi wydarzeniami. Nie można mówić o podtekście politycznym. Naszym celem było gromadzenie dowodów, a nie zastraszanie kogokolwiek – zapewnia prokurator. To samo mówi nasz rozmówca z policji: – Termin działań był czystym przypadkiem.

Prokurator Pawlak podkreśla, że działania policjantów przebiegały spokojnie, we wszystkich miejscach przedstawiciele organizacji dobrowolnie wydali żądane dokumenty, nie zabezpieczano ich siłą. – Oczywiście jeśli ktoś uważa, że działania były niezgodne z prawem, może w terminie siedmiu dni złożyć zażalenie na przebieg czynności – mówi prokurator. I zapewnia, że zabezpieczone nośniki zostaną zwrócone po zgraniu danych przez informatyków.

– Jestem pewna, że to nie jest przypadek. To szersza akcja, która ma na celu zastraszenie organizacji pozarządowych, które walczą o prawa kobiet. Akcja odbyła się dzień po „czarnym proteście” – mówi „Wyborczej” Barbara Nowacka, jedna z organizatorek „czarnego protestu”.

Nowacka zwraca uwagę, że po akcji sparaliżowana zostanie działalność kobiecych organizacji. – Bez komputerów nie będą w stanie skutecznie działać i pomagać ofiarom przemocy. Jedyne, co w tej chwili możemy robić, to nagłaśniać tę sprawę i informować społeczeństwo, jakie skutki może przynieść ta akcja. W demokratycznym państwie nie ma nic złego w tym, że organizacje pozarządowe są kontrolowane, ale termin tej akcji wskazuje, że w tym przypadku są to działania polityczne – mówi Nowacka.

– Akcja nie miała na celu zastraszenia kobiet, policja nigdy nie stosuje takich metod – mówi Mariusz Ciarka, rzecznik komendanta głównego policji.

Warszawa: Zabrano dokumenty z archiwum

Do warszawskiej siedziby fundacji wkroczyło co najmniej ośmiu policjantów. – Zabrali dokumenty, które dotyczyły funduszy pomocy osobom pokrzywdzonym. Te dokumenty były archiwalne, kiedyś przesyłaliśmy już ich kopie, więc trudno zrozumieć, dlaczego zabrano teraz oryginały. W niektórych segregatorach były także dokumenty, które dotyczyły bardziej bieżących spraw – tłumaczą w stołecznym CPK.

Zielona Góra: Nalot na stowarzyszenie BABA

Nalot policji zupełnie zaskoczył pracowników znanego na całą Polskę stowarzyszenia BABA. – Zabrali nasz główny komputer, a z nim wszystkie dane, dokumenty, prowadzone sprawy i pisane projekty. Teraz nie mamy jak pracować – mówi Anita Kucharska-Dziedzic.
Policjanci spędzili długie godziny, zgrywając korespondencję ze skrzynek mejlowych, dane z serwera i zabezpieczając wszystkie ważne dokumenty, m.in. umowy, sprawozdania, potwierdzenia transakcji finansowych.

Chodzi o sprawę dotacji wypłacanych z rządowego Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym w latach 2012-15, czyli za czasów poprzedniej ekipy rządzącej. Podejrzani nie są jednak beneficjenci dotacji, ale ówcześni pracownicy tego ministerstwa. Śledczy zlustrują ich pod kątem „przekroczenia uprawnień bądź niedopełnienia obowiązków (…) przy przyznawaniu, kontrolowaniu wydatkowania oraz rozliczaniu środków Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym (…), czym działali na szkodę interesu publicznego”.

Łódź: Policja w Centrum Praw Kobiet

W Łodzi policja z tej samej przyczyny weszła do siedziby fundacji Centrum Praw Kobiet przy ul. Piotrkowskiej. Policjanci zjawili się ok. godz. 10. – Pokazali nam postanowienie Prokuratury Regionalnej w Poznaniu, które zobowiązuje nas do wydania dokumentów dotyczących dotacji, jakie otrzymywaliśmy z Ministerstwa Sprawiedliwości – wyjaśnia Anna Głogowska-Balcerzak, prawnik i dyrektorka łódzkiego oddziału CPK.

Policjanci, którzy w środę rano pojawili się przy ul. Piotrkowskiej, zaznaczyli jednak, że oficjalne postępowanie nie dotyczy samej fundacji. – Ale tak naprawdę nie wiemy, czy nie będzie dalszych konsekwencji tych kroków, czy tylko chciano nas postraszyć – zaznacza Głogowska-Balcerzak.

Prokuratura Regionalna w Poznaniu potwierdza, że taka akcja miała miejsce, ale nie podaje, czy podjęte kroki dotyczą tylko pracowników ministerstwa, czy także samej fundacji. – Ze względu na dobro śledztwa nie możemy ujawnić żadnych szczegółów – informuje Jacek Pawlak, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Poznaniu.

Gdańsk: Policjanci zabrali dokumenty i komputery służbowe

W biurze w Gdańsku funkcjonariusze z Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu pojawili się o godz. 10, zaraz po otwarciu centrum.

– Policjanci poprosili o wydanie dokumentów dotyczących projektów realizowanych z Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym finansowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości – tłumaczy Aleksandra Mosiołek, koordynatorka gdańskiego oddziału Centrum Praw Kobiet. – Policjanci zabrali dwa segregatory dokumentów oraz wszystkie cztery komputery służbowe. Na twardych dyskach znajdują się nie tylko informacje dotyczące projektów realizowanych z tego konkretnego funduszu, ale również poczta elektroniczna oraz inne informacje związane z naszą działalnością. Są tam między innymi wrażliwe dane dotyczące osób korzystających z pomocy dla ofiar przemocy.