Przypuszcza się, że w Polsce codziennie zostaje zgwałconych dwieście kobiet. Większość ukrywa tragedię, nikomu nie mówi, nie idzie na policję. Bo wstydzą się zeznawać, nie mają dowodów. Bo często sprawcą jest przyjaciel albo mąż. Mężczyźni pozostają bezkarni. A kobiety? Czują się sprofanowane, odrzucone, siebie winią za to, co się stało. Bez pomocy przechodzą piekło. Czy można z niego wyjść, zacząć żyć normalnie, znów się zakochać, zaufać? Opowiadają Inga, Jola, Urszula i Małgorzata, ofiary gwałtu.
INGA: PIGUŁKA NIESZCZĘŚCIA
Serwis Booom.pl. Miejsce dla klubowiczów z Polski. Blogi, fotografie, zaproszenia na imprezy. W profilu Ingi zdjęcie roześmianej brunetki. Wygląda na 20 lat, ale w rubryce wiek wpisała: 27. W kolejnych okienkach informacje: Studia: reklama i marketing. Status: Singielka. Preferencje seksualne: CELIBAT. Dość wyjątkowy wpis. To nie tajemnica, na Booom.pl większość użytkowników jest otwarta na każdą zabawę – także erotyczną. Inga nie. Chce się kochać dopiero po ślubie. Nie skasowała tego wpisu, choć nie jest już dziewicą. – „To” stało bez mojej świadomości – Inga próbuje żartować. – Jak na filmach SF: kosmici porywają kobietę, odurzają, po wszystkim orientuje się, że odbyła stosunek. W moim przypadku to nie było UFO, tylko Łukasz. I przezroczysta substancja rozpuszczona w drinku. Efekt ten sam.
WBREW REGUŁOM
Ksero protokołu policyjnego: zawiadomienie o przestępstwie i wniosek o ściganie karne. „W dniu 10 stycznia 2009 r. poszkodowana udała się do domu Łukasza P. Poszkodowana twierdzi, że mężczyzna zmusił ją do wielokrotnego zbliżenia, odurzając tzw. pigułką gwałtu (…)”. Na kilku kartkach intymne pytania: „Miejsce, pozycje seksualne, zastosowana antykoncepcja, użycie przemocy?”. I odpowiedzi ofiary: „Nie pamiętam. Nie pamiętam”. – Gdybym mogła sobie przypomnieć tę noc, załatwiłabym potwora – mówi Inga i odtwarza wydarzenia fatalnego wieczoru. Zdałam na piątkę egzamin z prawa gospodarczego. „Musimy to oblać”, telefonuje do przyjaciółki. „Mamo, jadę do Marty podciąć włosy, zostanę u niej na noc”, kłamie.Na imprezę wybiera spodnie rurki i tunikę. Wysokie obcasy wkłada już u przyjaciółki. O północy dziewczyny dzwonią po taksówkę, jadą do modnego warszawskiego klubu. Barman je zna, od razu stawia szklanki z ulubionym drinkiem. – Zawsze sama płacę za alkohol – tłumaczy Inga – po co mi facet, który zaprasza, a potem oczekuje wyłączności na imprezie. Tego dnia jednak łamie zasadę. Na parkiecie wpada na Łukasza, znają się z Booom.pl. Klubowe „ciacho”: przystojny, świetne ubrany.
– „Dasz się zaprosić na margheritę?” – pyta Ingę. – Oszalałaś?! – to Lidka, która pilnuje przyjaciółki.
– Znam go”.
Więc idzie do baru, a potem wraca na parkiet. Świat wiruje. „Chyba wypiłam za dużo”, myśli. – „Strasznie tu głośno, wyjdźmy”, namawia Łukasz. Inga pamięta jeszcze, jak podaje szatniarzowi numerek. Potem tylko pojedyncze obrazy: kostka brukowa w nieznanym miejscu. Kolejny: siedzi na łóżku bez dżinsów i myśli: dobrze, że zrobiłam pedikiur. Następny kadr: Łukasz ściska: „Nie wygłupiaj się, nic ci nie zrobię”. – Nie byłam sobą, w życiu nie wyszłabym z mężczyzną z klubu. Dotąd moje historie damsko-męskie kończyły się na całowaniu. Wspomnienie poranka: Inga wychodzi do taksówki. Na ścianie w windzie czyta napisane odręcznie ogłoszenie: Montarz paneli – to się pisze przez „ż” – mamrocze. Nie wie, że ten szczegół bardzo się przyda. Sobota Ingi zazwyczaj wygląda tak: siłownia, rolki albo basen. Żeby odreagować nocne szaleństwa, sprząta, potem gotuje zdrowy obiad.
Tamtego ranka zamiast do domu jedzie do siostry. Nie mogłaby pokazać się rodzicom w takim stanie. Wciąż jest przekonana, że zatruła się alkoholem. Wymiotuje. Na razie nie jest w stanie zmierzyć się z ubiegłą nocą. Myśli: upiłam się i poszłam na całość. I to dla byle kogo! Boli ją krocze. Nie może normalnie skorzystać z toalety. Łukasz od paru godzin wysyła sms -y: „Poniosło nas w nocy. – Nas? Co ty mi zrobiłeś? Boję się – pisze Inga. – Spoko, nie mam HIV”. Już wie, że odbyli stosunek, ale jeszcze do niej nie dociera, że została wykorzystana. Znowu torsje. – „Coś ty nawyprawiała? – siostra wpada do łazienki.
Inga zaczyna szlochać. Próbuje poskładać fragmenty wieczoru. – To gwałt! Nie zostawię tego! Idziemy na policję – Irmina wiezie półprzytomną siostrę na komisariat. – „Uprała pani bieliznę? Fatalnie – mówi policjant. – Jest tunika ze śladami krwi – Irmina przytomnie «zabezpieczyła» dowód. – Ile pani wypiła? – Dwa drinki i kieliszek wina przez cały wieczór. – Mieliśmy już kilka podobnych przypadków w tym roku. Gamma-hydroksymaślan, GHB, substancja psychosomatyczna. Odurza mocniej niż alkohol. Podano pani pigułkę gwałtu. Wystarczy recepta i 15 złotych – dodaje funkcjonariusz. – Faceta kosztuje to mniej niż wizyta w agencji towarzyskiej. Potrzebuje pani psychologa? – pyta na koniec przesłuchania. – Nie wiem, nie teraz” – kuli się Inga.
Wizyta na komendzie trwa pięć godzin, potem trzeba „rozpoznać miejsce”. Inga dzwoni do korporacji i namierza taksówkę, która przywiozła ją od Łukasza. Nie pamięta numeru mieszkania, ale znajduje windę z ogłoszeniem o „montarzu”. Policjanci znajdują podejrzanego, Inga czeka na klatce, kiedy przynoszą jej jego dowód osobisty. – „To on, nie ma wątpliwości. – Trudno będzie coś udowodnić” – ostrzega posterunkowy. Za późno na wykrycie środka we krwi. Nie ma bielizny, jest tylko sukienka i zapis z kamery wideo z klubu, widać na nim, jak Łukasz wyprowadza słaniającą się Ingę. Ale to żaden dowód gwałtu. Badanie lekarskie też nie potwierdza przestępstwa. Brak śladów przemocy.
– „Doktorze, boję się ciąży – wyznaje. – Dla pani spokoju proszę wziąć ten lek” – przepisuje legalną antykoncepcję „po”. Łyka tabletki i wciąż słyszy słowa lekarza: pani dziewictwo jest już historią.
CZKAWKA ZE STRACHU
– „Mamo, narozrabiałam – Inga nie umie już ukryć prawdy o wieczorze, kiedy miała tylko podciąć włosy u przyjaciółki. – Jezus, obleję go kwasem” – tuli córkę matka. Inga nie chce się „odkleić”. Następnego dnia czułość drażni. – Typowe zachowanie ofiary – tłumaczy. Przeczytała na ten temat dużo. – Pojawia się potrzeba bliskości i jednocześnie ucieczka przed nią. Przez pierwszy miesiąc po gwałcie lubiłam spać u siostry. Oglądałyśmy w łóżku filmy, zasypiałyśmy obok siebie. Inga boi się nocy. Ucieka też przed dniem. „Zawieź na uczelnię moje zwolnienie lekarskie”, prosi Irminę. Nie umie skupić się na nauce. Nie kończy sesji. W biurze handlu zagranicznego, gdzie pracuje, wiedzą o „incydencie”. Musiała jakoś wytłumaczyć kilkutygodniową nieobecność. Wszyscy zachowują się dyskretnie. Dostała nawet pluszaka od koleżanek z liścikiem: „Szybkiego powrotu do zdrowia”.
W domu Inga w kółko ogląda te same komedie romantyczne – żeby zapomnieć. Pali papierosy. Obiady gotowane przez mamę lądują w koszu. Nie ma apetytu. Całymi dniami snuje się po mieszkaniu. Ubrania na niej wiszą, ma zapadnięte policzki. I ten nerwowy tik – marszczy nos jak zwierzątko. Przez niekontrolowane stresowe napady czkawki wstydzi się wychodzić z domu. Irmina znowu interweniuje: „Musisz iść na terapię”, zabiera siostrę do Centrum Praw Kobiet. – „Muszę? – Inga wściekła wchodzi do gabinetu psychologa. Cisza. – Masz prawo milczeć – uspokaja terapeutka.
– Wiesz, że w skali stresu gwałt jest takim samym dramatem jak śmierć bliskiego, rozwód… Pozwól mi się tobą zaopiekować. – Taką szmatą? To sms -y od tego pana – Inga pokazuje komórkę: «Jesteśmy dorośli. Kto ci kazał wychodzić ze mną z klubu? Odpowiedź: Dosypałeś mi czegoś! Łukasz: Oszalałaś?! Wypiłaś za dużo». – Sama tego chciałam – jest przekonana. – Jesteś ofiarą, a nie sprawcą – uspokaja psycholog. – Zacznij tak o sobie myśleć. A ja nauczę cię żyć od nowa”. Wieczorem Inga przylepia przy łóżku karteczkę: ANNIWEIN. Napisane na wspak słowo NIEWINNA
Na kolejnych spotkaniach notuje zdania terapeutki: Jesteś ofiarą. Straciłaś poczucie bezpieczeństwa. Nie wszyscy mężczyźni są tacy. Odzyskasz kontrolę nad życiem, choć nie będziesz już taka jak kiedyś. Ta przepowiednia akurat się nie sprawdza. Dwa miesiące temu Inga umawia się z przyjaciółką. „Idziemy do tamtego klubu”, decyduje. Wyciąga z szafy szpilki, pierwszy raz od dawna robi makijaż. – Dobrze się bawiłam – opowiada. – Teraz chodzę na imprezy, ale tylko w gronie najbliższych znajomych. W torebce noszę kartoniki z kolorowymi kółkami. To test na wykrywanie substancji GHB. Mamy z Lidką umowę – dodaje. – Jeśli znikam na dłużej niż pięć minut, sprawdza, co się dzieje. Ale nie wpadam w paranoję. Nadal lubię mężczyzn, choć unikam tych najprzystojniejszych.
Ktoś powiedział: Gwałciciele wyglądają jak milion dolarów. „Pani doktor, całowałam się – na ostatniej terapii Inga się uśmiecha. Chyba jestem zakochana. – To dobry znak!” – cieszy się psycholog.
Od dwóch miesięcy Inga spotyka się z Pawłem. Poznała go na ślubie przyjaciół, nie w klubie.
– To zauroczenie przywróciło mi wiarę w siebie – opowiada. – On nie zna mojej historii. Najpierw sama muszę zamknąć tamtą traumę. Na razie to niemożliwe. „Po analizie dowodów i zeznań, postępowanie z powodu braku znamion przestępstwa zostaje umorzone”, Inga pokazuje pismo z prokuratury. – W prawie rządzi domniemanie niewinności. Policja uznała, że dowody są niewystarczające. A nawet nie zbadali laboratoryjnie tuniki – skarży się. „Zeznania są sprzeczne”, usłyszałam od śledczego. Bo Łukasz utrzymuje, że to była romantyczna randka. Z prawniczką napisałam odwołanie. Nie odpuszczę. Nie szukam zemsty – nie jest wart takich emocji. Chcę tylko, żeby zrozumiał: ta noc to nie była moja fanaberia.
JOLA: RODZINA JAK Z OBRAZKA
– Tu postawimy biurko syna. A tu telewizor – Jola ogląda mieszkanie do wynajęcia. Walizkę stawia na wąskim łóżku. – Zmieści się pani z mężem? – pyta właściciel – mogę przywieźć podwójny materac. – To tylko dla mnie – uśmiecha się. I myśli: „Już z nikim nie będę spała pod jedną kołdrą”. Jesienią 2008 roku jej życie zaczyna się od nowa. Bez domu z ogrodem, drogich ubrań, kart kredytowych. I męża, który przez lata wmawiał: musisz mi odpłacić za dobrobyt, który ci daję. Jola długo myślała, że współżycie bez jej zgody mieści się w kategorii: seks małżeński. Teraz wie: to gwałt. Od razu pojawia się wspomnienie: ona szczelnie owinięta kołdrą, przyciska ciało do ściany. Zamknięte oczy, pochrapuje. „Nie budź mnie, nie budź…”, błaga w duchu. Już nie panikuje, nie prosi: „zostaw”, udaje, że śpi. – „No chodź”, mąż ściska boleśnie ramię. Odkleja się od ściany, żeby było szybciej, sprawniej. Nie chce awantur. Kilka razy się postawiła: – „Jeszcze raz to zrobisz, wezwę policję! – Wyprę się i powiem, że masz zaburzenia psychiczne”. Jola czuje, że jest w pułapce. Za „niesubordynację” płaci siniakami. „Gdy jestem potulna, poniżenie jest mniej dotkliwe – myśli. – Więc opór nie ma sensu”.
AKT WŁASNOŚCI
„Statystyczna trzydziestolatka kocha się 119 razy w roku”, Jola słyszy kiedyś w radiu. „Jestem w średniej krajowej”, przerywa prasowanie. Mnoży liczbę przez lata małżeństwa. Wynik: tysiąc stosunków. Tysiąc upokorzeń. – „Tysiąc gwałtów”, mówi otwarcie psycholog do którego trafiła dopiero pół roku temu. Kilka lat wcześniej. – „Szczęśliwa z was rodzina”, sąsiadka zagaduje na placu zabaw. Przez okno musiała zauważyć jak co rano Jola odprowadza męża do służbowego audi (Robert jest doradcą prawnym w korporacji farmaceutycznej), podaje laptopa, całuje, macha, kiedy odjeżdża. Sama zostaje w domu – nigdy nie pracowała. – Byłam finansowo zależna od męża. Emocjonalnie też. Nie pamięta pierwszego razu.
– To było chyba już po przeprowadzce do nowego domu, nasz Robercik, nazwany na cześć wspaniałego ojca, miał kilka tygodni – wspomina. Z wielu brutalnych sytuacji przypomina sobie kilka. Gdy Robert zmusił ją do współżycia tuż po porodzie. I kiedy wrócił wściekły z biura. Wysoko postawiony menedżer odchorowywał stres. Zażartował: „Dam ci pięćset złotych, tylko usiądź mi na kolanach”. Wykręciłam się, więc z furią po prostu się na mnie rzucił. „Odpuszczał” tylko, gdy byłam niedysponowana, więc miesiączkę przeciągałam do dwóch tygodni. Przez kolejne dwa Robert korzystał z małżeńskiego prawa co drugi dzień. – Dlaczego się na to godziłam? – zastanawiała się Jola. – Nie wiem.
Przed ślubem wydawał się ideałem. Czuły, uważny, szarmancki. I bardzo zakochany. Akt małżeństwa potraktował jak akt własności. „Kto ci to zrobił? – przyjaciółka wskazuje obtarcia. – Mam obowiązki małżeńskie – Jola zakrywa siniaka. – Choć raz było ci dobrze? – Wiesz… mam niskie libido. – To nie libido. Ty żyjesz z esesmanem. – Ale on mnie kocha” – Jola powtarza to zdanie machinalnie. Za nic nie odejdzie od Roberta. Układ, według męża, jest prosty: Ja nas utrzymuję. Ty mnie TYLKO kochasz. „Czyli jesteś uśmiechnięta i uległa”, tłumaczy przyjaciółce Jolka. Więc się uśmiecha. I coraz częściej płacze. Kiedy słyszy dźwięk silnika jego auta, zamiera. „Nic ci nie grozi”, usiłuje zagłuszyć stres. Odreagowuje go różnie. Czasem pali ukradkiem. Czasem pije, ale ostrożnie, bo mąż rzuca oskarżenia: „Z kim się włóczysz po barach?!”.
Innym razem wpada w odrętwienie. Potem przychodzi fala mobilizacji. Nie śpi w nocy, reaguje na każdy szelest. Wtedy od świtu pucuje dom, układa kwiaty, szykuje wymyślne obiady, zabiera synka na basen, judo. Prowadzi „normalne” życie, żeby zasłużyć na dobre traktowanie. Może mnie nie dotknie, modli się. – Miałam taki sposób – opowiada. – Robert przygniata ciałem, a ja myślę: „to sen albo straszny film”. Jakbym stała obok łóżka i oglądała kadry. W szkatułce z biżuterią „dowody miłości”. Broszka z szafirami, platynowe kolczyki. Robert ma gest. Kiedy musi odkupić winę, czyli siniaki Joli, bywa czuły. W nocy przytula. Ale miesiąc miodowy trwa góra tydzień. Potem do sypialni wraca tyran. – Jest taki eksperyment, opowiedziała mi o tym psycholog na terapii – tłumaczy Jola. – Psy poddano wstrząsom elektrycznym. Najpierw zwierzęta szukały ucieczki. Gdy okazało się, że to bezskuteczne, rezygnowały z walki. I nawet kiedy otworzono klatkę i mogły się wydostać, nie zrobiły niczego. Wybierały ból.
Fachowa nazwa: wyuczona bezradność. Ja też przez lata wybierałam cierpienie. – „Odejdź od drania, zgłoś się na policję! – sugeruje przyjaciółka, która jako jedyna zna tajemnicę małżeństwa Joli.
– Robert jest prawnikiem, wszystko obróci przeciw mnie – boi się. – Jeszcze mi zabierze dziecko. Jak udowodnię, że mnie gwałci? On wciąż powtarza: To twój małżeński obowiązek”. – Za wszelką cenę chciałam utrzymać ten związek. – mówi dziś. – Pochodzę z rozbitego domu. Rodzice skakali sobie do oczu. Wyszłam za mąż zaraz po maturze, byle prędzej stworzyć „pełną” rodzinę. Przed przyjaciółką Jola usprawiedliwia się: „Nie umiem być sama. Wyniosę się z 200-metrowego domu na ulicę? Pójdę pracować w supermarkecie, żeby zarobić na czynsz? Zresztą dziecko musi mieć ojca. – Opamiętaj się, zanim skrzywdzisz syna, spotkaj się z terapeutą – namawia przyjaciółka. – Nie obiecuję” – Jola chce skończyć tęrozmowę.
CHOMIK I PSYCHOLOG
– „Mąż mnie pożąda. To znaczy, że kocha – łudzi się w gabinecie. – Proszę pani, gwałt i poniżenie nie są przejawem miłości. Czy pani wie, że funduje sobie i synowi piekielny poligon? Nie zauważyła pani nic podejrzanego? Kłopoty w szkole? Nerwowość? – Myślałam, że ma ADHD – tłumaczy się Jola.
– Ostatnio, gdy nie pozwoliłam oglądać mu wieczorem telewizji, wyzywał mnie. Jak jego tata. – Nie zmieni pani męża. Ale życie swoje i syna tak.” Jola: – Pewnie zniosłabym kolejne tysiąc gwałtów, gdyby nie… chomik. Rok temu przeżywa szok. – Weszłam do pokoju syna. Właśnie zaciskał sznurówkę wokół ciała chomika. Skatowane zwierzę nie przeżyło. – „Coś ty zrobił?! – Nie chciał nauczyć się sztuczki. Tata też cię tresuje – usłyszałam. – Wychowuję tyrana” – przeraziłam się. Pierwszy raz pomyślałam o „życiu od nowa”. Przy wsparciu terapeuty pewnego dnia powiedziałam synkowi: „Zamieszkamy w nowym domu. To będzie przygoda. Nie potrafimy być z tatusiem mężem i żoną. Ale będziemy nadal twoimi rodzicami. – Nie, nie” – płakało moje dziecko. W pierwszym tygodniu opluwał mnie, walił pięściami, ale nigdy nie wykrzyczał: „chcę do taty” – być może wtedy wróciłabym.
Wygrałam cierpliwością, czułością. Syn stracił tatę. Ale zyskał mamę, która nie łka ukradkiem, która co dnia z radością poświęca mu czas. Zniknęła apatia, znika lęk. Syn coraz rzadziej prosi: „Chcę pograć z tatą na Playstation”. Woli grać ze mną w scrabble. „Nie poradzisz sobie – na początku Robert atakuje sms -ami. – Jeszcze zatęsknisz za rodziną. – Nie zatęsknię” – Jola kasuje wiadomości. Parę razy Robert dobija się do wynajętego mieszkania. Grozi: zabiorę ci dziecko. – „Odejdź – powtarza cicho przez drzwi. – I podpisz wniosek rozwodowy”. Odpuścił po miesiącu. Podobno z kimś się spotyka – mówi. – Dostałam skrzydeł. Sprzedałam na Allegro całą biżuterię, łącznie z obrączką. Znalazłam pracę menedżerki w restauracji. Jola chodzi po 20-metrowej kawalerce pomalowanej na pomarańczowo i uśmiecha się do siebie. Otwiera kopertę z listem „Uprawomocnienie rozwodu między X z powodu całkowitego rozkładu pożycia małżeńskiego”. Sędzia nie orzekł o winie – tak Jola umówiła się z Robertem. – Nie chciałam przechodzić przez piekło opowieści o seksie. Dlatego nigdy nie zgłoszę się na policję. Zamykam rozdział małżeństwo i łóżko. Wystarczy, że nie będę więcej zaciskać powiek, krzyczeć z rozkoszy, jak wtedy, gdy chciałam wyć z bólu. Lubię myśleć: „Ostatni seks już za mną. Jak wyrwany chory ząb. Czegoś brak, ale człowiek jest zdrowszy”.
ULA: KSIĄŻĘ Z BAJKI?
„Leżysz na plaży. Stopy obmywa ci ciepła woda. Szumią fale. Nie ma uporczywych myśli, lęku…”, Ula włącza płytę z treningiem relaksacyjnym. W internecie, gdzie kupiła nagranie, jest obietnica: to cię uspokoi, pozwoli zasnąć. Przy słowach „odpręż się” czuje dławiący ból w okolicy serca. Tętno wariuje. Zrywa się z łóżka, wybiega na balkon. Szlocha. Drżą jej ręce. Duszkiem wypija neospasminę. Ziołowy syrop pomaga opanować ciało. Dusza nadal wyje. I tak jest od miesięcy. – Ktoś na forum zgwałconych napisał: „Czas naprawdę leczy rany”. Nie moje. Październik 2008. W plastikowym worku ląduje album Helmuta Newtona, perfumy Chanel, pluszowy Puchatek – Ulka pozbywa się prezentów od „mężczyzny życia”. Jeszcze wydruk z rezerwacją lotu do Lizbony, szampan z dedykacją: „wypijemy za nasze szczęście”.
Tunika i koronkowe majtki. Właściwie ich strzępy. Mija 14. godzina od randki. Spogląda na siniaki wokół nadgarstków. Znowu nie może oddychać. Tak jak wczoraj, kiedy Piotr zdzierając na kuchennym stole ubranie, zasłaniał ręką jej usta. Natrętne obrazy wracają. Grymas na twarzy mężczyzny i jego wielkie silne łapska. Okazał się większy niż na zdjęciach wysłanych mailem. Nie miała szans na obronę. Po krótkim oporze przestała się szamotać. Kiedy gwałcił ją po raz trzeci, leżała jak kłoda. Wpatrując się tępo w Pocałunek Klimta na ścianie. Jak przez mgłę pamięta słowa: „Zasłużyłem na nagrodę. Twarda jesteś, o żadną kobietę nie starałem się tyle czasu”.
Z GÓRNEJ PÓŁKI
Farciara! Wygląda jak Owen Wilson! Koleżanki w pracy od kilku tygodni zazdroszczą Ulce „narzeczonego”. Łagodne spojrzenie, dwudniowy zarost, piękne zęby. I drogi, gustowny zegarek. Ula zawsze zwraca uwagę na takie szczegóły. Sama jest dziewczyną z górnej półki – tak przynajmniej mówią przyjaciółki. Wysoka, rozmiar 36, upodobanie do drogich butów i torebek. Rude loki, szeroki uśmiech. I sukces. 31-letnia Urszula prowadzi pracownię architektoniczną, wygrywa konkursy, ma pieniądze. Tylko mężczyzny brak. Po długim związku, jeszcze z liceum, nie potrafi się zakochać. Piotra poznaje w serwisie GoldenLine. – Zaimponował mi wiedzą architektoniczną, choć sam prowadził biuro pomiarów geodezyjnych – wspomina. Rozmowa z GoldenLine przenosi się do prywatnych maili, ale ona nie chce się spotykać. „Prześwietlę go – myśli. – Przetrzymam. Jeśli mu zależy, nie zniechęci się”. Więc Piotr pisze: „Kobieta, którą kochałem, odeszła. Jestem od trzech lat sam. Nie chcę bylejakości”. Ula podobnie. Wiele ich łączy. Oboje trenowali żeglarstwo. Uwielbiają brydża. Śmieją się z modnych poradników „uzdrowiciela” Osho. Kiedy Piotr sugeruje spotkanie, Ula prosi: poczekajmy. Więc on czeka, a na jej biurku pojawiają się prezenty. Filiżanka (taka kobieta nie może pić z plastikowego kubka). Szal (otul się, kiedy będzie ci źle). Bilety do opery (mówiłaś, że lubisz Pucciniego).
Ula: – Nie czułam się zobowiązana do rewanżu. Byłam przecież „wyjątkowa”. Moje poczucie wartości pęczniało z dnia na dzień. „Książę z bajki” dostaje szansę po ośmiu tygodniach. Na randkę umawiają się w restauracji, ale Piotr zmienia plany. Zaskakuje nakrytym stołem nad Wisłą i bukietem polnych kwiatów. – Po kolacji zaproponował kino – wspomina Urszula. – Zdecydował, że wpadniemy do niego zostawić auto. Ciekawe, jak mieszka, pomyślałam, gdy poprosił: „Wejdę na chwilę na górę, żeby zmienić koszulę”. Potem już nie miała czasu na myślenie. Piotr zatrzaskuje drzwi i ją obejmuje. Mam cię! Haustem wypija szklankę burbona. „Zabawa się zaczyna – mówi zmienionym głosem. – Nie wygłupiaj się – próbuje się oswobodzić. – Masz kino akcji” – mówi on.
Po wszystkim Ula nawet nie szuka marynarki zdartej w czasie gwałtu. Ucieka. Następne wspomnienie: szczypiąca gencjana, którą nakłada na zadrapania. Nie płacze: przecież nic mi się nie stało, wmawia sobie. Rano nie jest w stanie wstać z łóżka. W lustrze w toalecie widzi czerwony krwiak na oku. „Mam grypę żołądkową”, dzwoni do pracy. Na dworze upał, a ona w wełnianym swetrze i czapce schodzi do apteki: – „Poproszę o test ciążowy. I neospasminę”. Następnego dnia kupuje ten sam zestaw. I następnego. „Zgwałcona kobieta w pierwszej fazie po gwałcie często zachowuje pozory normalności”, czyta Ula w internecie. Sama otwiera laptopa.
„Popracuję nad projektem”, myśli. Ale nie może się skupić. Kroi pory na zapiekankę i wyrzuca je do kosza. Niczego nie przełknie. Trzeciego dnia waga pokazuje: schudła pięć kilo. Smakują tylko papierosy, których wcześniej nie paliła. Odrywa filtr, żeby były mocniejsze. Zmienia bezmyślnie kanały telewizji. Włącza ulubioną Erykah Badu. I wyłącza. Na ekranie telefonu 18 nieodebranych połączeń. Dzwoni mama, przyjaciółka, wspólnik. Ulka nie ma siły przeczytać sms-ów. „Żadnych rozmów, spotkań. Bo co powiedzą ludzie, gdy zobaczą zapuchnięte oczy, siniaki, zdarty manikiur, obgryzione paznokcie. Musiałabym się tłumaczyć”, myśli Ula. A powrót do „tamtej chwili” nie wchodzi w grę. Przecież to się mi nie zdarzyło – chce wierzyć. Innym razem bagatelizuje swoje „okaleczenie”. Czyta o masakrze w Nankinie, gdzie Japońscy żołnierze w ‘38 roku zgwałcili kilkadziesiąt tysięcy kobiet. Albo ogląda w sieci nakręcony komórką film. Paru facetów maltretuje dziewczynę. „Mnie tak nie torturował”, usiłuje się pocieszyć.
– „Siostra, co się dzieje? – tydzień „po” zaniepokojony brat wpada do mieszkania. – Boże, jak ty wyglądasz?! Potrzebujesz pomocy? – Mam grypę – powtarza kłamstwo. – Od grypy masz te siniaki? – wskazuje na fioletowe wybroczyny. Ula pęka. Urwane zdania, przez gardło nie przechodzi słowo «gwałt». – Bydlę! Daj mi jego numer! To kryminał, musisz iść na policję. – Za późno. Nie mam dowodów, nikt nas nie widział. Ośmieszę się – teraz Ula jest zaskakująco racjonalna. – Znalazłam w necie protokół rozmowy zgwałconej kobiety z funkcjonariuszem. Musiała odpowiadać na pytania: A może pani lubi ostro? Mam dość upokorzeń – kuli się. – Zresztą, kto mi uwierzy, przecież znalazłam ideał, tak myślą wszyscy, którym opowiadałam o tym popaprańcu. – Siłą cię nie zaciągnę – brat odpuszcza. – Nie mów o tym nikomu” – błaga Ula. Policji unika jeszcze z jednego powodu. Dzień po „randce” dostała maila od Piotra „Popatrz, jak ci było dobrze”. W załączniku zdjęcia – wygięte ciała podczas stosunku. Tylko głowy kobiety nie widać. „Jeśli pójdziesz na policję, pokażę im, że chciałaś”. – „Jak udowodnię, że to nie ja jestem na zdjęciach” – daje się zastraszyć. Kiedyś myślała o sobie: nie ma na mnie mocnych. Teraz boi się. „Spieprzyłam sobie życie. I już nic nie naprawię”.
CHORE ZWIERZĘ
„Przez ciebie odpadliśmy z konkursu! – dzwoni wspólnik. – Weź się w garść dziewczyno!”. Od wielu miesięcy nie ma już dawnej Uli. Radosna, otwarta, pomysłowa dziewczyna nie radzi sobie z prostymi zadaniami. W biurze bywa rzadko. Jest przekonana, że pracownicy dziwnie na nią patrzą. Sama patrzy na siebie z odrazą. Koścista twarz, szara cera. Już nie nosi szpilek, sukienek, nie używa perfum. Stały zestaw to sportowe buty, luźne spodnie, sweter, ciemne okulary. Zakrywa ciało nawet w upał.
Niegdyś była dumna ze swojej kobiecości, teraz się chowa. Nie zniosłaby flirciarskich spojrzeń mężczyzn. Kiedy widzi na ulicy, jak facet szczypie kobietę w pośladek, czuje obrzydzenie. Nawet ulubiony kiedyś Taniec z gwiazdami bojkotuje. Na parkiecie za dużo seksu. „Jestem jak chore zwierzę w stadzie – myśli o sobie Ula. – Takie jednostki się eliminuje”. Ma dowody, że jest chora – zrobiła sobie internetowy test na depresję. „Nie mam takiej jasności umysłu jak dawniej” – tak. „Męczę się bez powodu” – tak. „Przyszłość wydaje się beznadziejna” – tak. Na dziesięć punktów, dziesięć odpowiedzi twierdzących. – Wsparcie? – wzdycha. – Odważyłam się opowiedzieć o „przygodzie” koleżance. – „Sama jesteś sobie winna. Kobieta nie odwiedza faceta na pierwszej randce”. Urwałam z nią kontakt. Inna przyjaciółka poradziła: „Weź się w garść. Potraktuj to jak nieudany seks”. Brat wspiera, klepiąc po plecach. Bo jak mężczyzna ma zrozumieć taki ból? Na jego prośbę Ula „zalicza” wizytę u psychologa. „To normalne, że zmagasz się z poczuciem bezradności, winy, lęku – słyszy poradę za 200 zł. – Utraciłaś godność. Musisz przeżyć żałobę.
Czas leczy rany, a nasz czas się właśnie skończył” – podsumowuje terapeuta. Wychodzi zirytowana. W drodze do domu słucha w radiu premiera: „gwałciciele powinni podlegać farmakologicznej kastracji, jako środkowi przymusowej terapii”. „Nawet gdybym skazała bydlaka na tortury, nie odzyskam siebie”, myśli. Pierwszego czerwca minęło osiem miesięcy od randki z Piotrem. Ula ma się lepiej – zamiast na trzy zamki, zamyka drzwi na dwa. Idąc po ulicy, nie zatrzymuje się, gdy idzie za nią mężczyzna. Pomocy szuka w internecie – tam nikt jej nie ocenia. Na forach o gwałcie przeczytała niedawno artykuł: „Po fazie szoku ofiara próbuje powrócić do normalnego życia. Gwałt widzi jako incydent z przeszłości. Powracają plany, marzenia o bliskości, mimo nieufności do mężczyzn”. „Może jeszcze polubię jakiegoś faceta”, myśli czasem Ula. Trochę na siłę. Niedawno dostała przesyłkę, a w niej bilety na koncert Macy Grey. To prezent od kolegi ze studiów, który odnalazł ją na Naszej-klasie. Chwila wahania. Może umówić się, zmierzyć ze strachem? Dwa kartoniki papieru zmieniły się w cienkie nitki. Wrzuciła je do niszczarki. Królewiczów z bajki nie ma. Drugi raz nie dam się nabrać.
MAŁGORZATA: SUPERTRENER
„Gonia? To ty?!” – ktoś ciągnie Małgosię za rękaw. Rozpoznaje głos, choć nie słyszała go od 12 lat. Przez ściśnięte gardło mamrocze „witam”. Wojciech uśmiechnięty: „Nie zmieniłaś się. Ułożyłaś sobie życie? Gosia milczy. – Słuchaj, żenię się po raz drugi! Z twoją koleżanką z kadry. Imprezę ślubną robimy na działce nad rzeką. Pamiętasz?”. Jasne, że pamięta. Nie sposób zapomnieć duchoty w drewnianym domu, gdzie Wojciech szeptał: coś ci pokażę. Pokazał: jak nie powinien wyglądać seks.
UKŁAD IDEALNY
„Niesamowity forhend. Co za gra!”. Jest rok 1994. 16-letnia Gosia triumfuje na turnieju juniorek.
– „Rośnie nam Steffi Graf” – mówi Wojciech, trener Gosi i prezes klubu we Wrocławiu. Podrzuca podopieczną w górę, a potem „na barana” zanosi na podium. Wieczorem Gośka dokłada kolejny puchar na półkę. Obok medale, zdjęcia z zawodów – zawsze z trenerem. Zna go od pięciu lat, odkąd jako jedenastolatka trafiła do klubu. Rodzice, właściciele restauracji, są dumni, choć rzadko wpadają na mecze córki. Zbyt zajęci. Dziewczyna całe dnie spędza na treningach. Nie brak jej domowego ciepła. Przecież w klubie jest przyjaciel. „Drugi ojciec”, mówi żartem o trenerze. Wojciech ma syna w jej wieku, ale powtarza: zawsze chciałem mieć córkę. W klubie pan prezes, po treningach Wojtek. Odwozi Gosię do domu mercedesem, zaprasza do restauracji. Pomaga w zadaniach z fizyki. Kiedy podopieczna jest przeziębiona, pilnuje, by wzięła leki. „Myślisz, mówisz, masz” – to jego hasło, gdy Gonia ma zachcianki. „Fajna ta rakieta Dunlopa – mówi w sklepie”. Dostaje ją następnego dnia. – To był układ idealny – wspomina dziś. – Wojtek dawał mi wsparcie, pomoc, może nawet trochę ojcowskiej miłości. Ufałam panu prezesowi bezgranicznie. Znałam jego żonę, syna, czułam się bezpiecznie. – „Zatańczysz?”, Wojciech wyciąga rękę. Zorganizował przyjęcie w swojej willi, by uczcić wygraną podopiecznej. Jest kilka osób, nawet jej mama. Jest też koniak. – Poczułam zażenowanie i przerażenie – wspomina Gosia.
– Miałam 17 lat i żadnego pojęcia o sprawach damsko-męskich. „Ładnie pachniesz – słyszy w tańcu.
– Chce mi się pić – ucieka do kuchni, a Wojciech za nią. Tam przy lodówce rozpina rozporek. – Pan oszalał! Chcę do domu”. Nazajutrz wraca na treningi, unika wzroku Wojciecha, rezygnuje z „pozalekcyjnej” pomocy. Na krótko. Trener sprytnie odbudowuje zaufanie. Nikt tak jak on nie dopinguje na korcie. Nikt nie troszczy się, gdy Gośka ma kłopoty w szkole. Poza tym zachowuje się bez zarzutu, więc ona wypiera z pamięci „tamten taniec”. Z czasem pozwala, by Wojciech stał się bliski: „Jak sprawy w domu? Mam znajomego profesora, pomogę ci”, obiecuje, kiedy tata dziewczyny jest ciężko chory. – Dość bezrefleksyjnie przyjmowałam jego wsparcie – opowiada dziś Gosia. – Taki dobry człowiek. Nie ma interesu, żeby mi pomagać, wierzyłam. Miał.
Dwa lata po incydencie w kuchni, zaciągnął mnie na działkę i wystawił rachunek za „bezinteresowne wsparcie”. Pamiętam każdy szczegół. Każdy kilogram jego ciała. Ból pogryzionych piersi. I dźwięk rozbitych szklanek, które spadły w trakcie szamotaniny. „Mnie tu nie ma, to sen”, powtarzałam sobie, leżąc bezwładnie na tapczanie. „Po” ubrałam się starannie, poprawiłam kołnierzyk i włosy. Pozwoliłam odwieźć się do domu. Wspomnienie tamtego dnia urywa się, gdy Gosia zatrzaskuje się w łazience. Długo nie wychodzi spod prysznica. Kolejne dni to właściwie czarna dziura. Jak przez mgłę Gosia pamięta śmiech brata. „Co się wygłupiasz? – pyta, kiedy siostra prosi o ibuprom: – Ppp… pójdziesz do ap… apteki? Bbb… bolą mnie plecy”. Z dnia na dzień zaczyna się jąkać. Schowana w pokoju tłumaczy: mam chyba grypę. Nie odzywa się. Na szczęście rodzice zajęci są restauracją. „Nikomu się nie przyznam”, postanawia. Wstyd jest większy niż chęć zemsty. Przecież trener był jak rodzina. Kto jej uwierzy? „Weź się w garść”, myśli.
Po dwutygodniowej „grypie” wraca na treningi. O dziwo jest w szczytowej formie. – Dziś już wiem, dlaczego wygrywałam – Gosia nie potrafi pohamować łez. – Organizm ciężarnej jest nadzwyczajnie wydolny. Po kolejnym meczu w szatni dostaje krwotoku. „Troskliwy” trener wiezie ją do znajomego lekarza, nie opuszcza w gabinecie. – „Zrobimy dokładne badania – pod znieczuleniem”, ginekolog sięga po strzykawkę. Gosia pamięta przebudzenie: Wojciech trzyma ją za rękę: „Już po wszystkim, mogłaś umrzeć, było poważne zagrożenie życia. Masz 19 lat, zdążysz być mamą – mówi. – Nikomu o tym nie mów”. Ona jest jak w letargu. Po aborcji traci poczucie sensu. Wszystkie dni zlewają się w jeden. Nękają ją telefony z klubu: „Co z tobą? Nie mamy kogo wystawić w turnieju”. Ale Gosia jest zdecydowana: już nie wyjdzie na kort. Nie wyobraża sobie nawet jednego spotkania z trenerem.
Wojciech nie namawia, wkrótce znajdzie nową Steffi Graf. – „Rzygam tenisem”, mówi Małgosia koleżankom i zaszokowanym rodzicom. Nie wiedzą, skąd ta zmiana, więc wysyłają córkę do psychologa. Nie dociera do gabinetu. Przecież nikomu nie opowie, co się stało. Mamie tłumaczy: „Wypaliłam się. Nie jestem wystarczająco dobra, żeby żyć z tenisa. Chcę z wami prowadzić restaurację”. Argument ekonomiczny wystarcza. W pracy Gosia zaczyna dzień od ukradkowego drinka – na stres. Po dżinie z tonikiem życie jest nawet fajne. Nadal smukła, dziewczęca, o łagodnym uśmiechu przyciąga uwagę mężczyzn. – „Dasz się zaprosić na kawę? – pytają. – Może następnym razem” – uśmiecha się zdziwiona swoim spokojem. – Na trzeźwo na zaczepki reagowałam mało kulturalnie – tłumaczy. – Facet był wrogiem. Na lekkim rauszu poziom agresji spadał. Miałam nawet narzeczonego, przez rok spotykaliśmy się „platonicznie”. Chciałam sprowadzić związek do kolacji, wyjazdów za miasto, wieczorów filmowych. W końcu zaczęliśmy ze sobą sypiać – opowiada. – Nie czułam nic. Podniecenia. Wstrętu. Znowu patrzyłam na siebie z boku, choć wydawało mi się, że jestem zakochana. Rano dżin, wieczorem wiśniówka, nawet się nie zorientowałam, że zapijam problemy. Strach. Wstyd. I przeraźliwe poczucie: straciłam kontrolę nad życiem, „on” wziął sobie moje ciało. Zabił moje dziecko.
NIETYKALNA
Kościół oo. Jezuitów we Wrocławiu. „Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…”, Gosia wpada tu po drodze do pracy. – Od 12 lat modlę się za córkę albo synka, którego nigdy nie przytuliłam – mówi. Do dziś płaczę. Chyba z poczucia winy po pracy w biurze nieruchomości jedzie do podwrocławskiego hospicjum. – „O, jest nasz anioł”, cieszą się pacjenci. Na jej twarzy nigdy nie ma zniecierpliwienia. Myje, zmienia opatrunki, trzyma za rękę płaczącą z bólu nastolatkę. – Dogadałam się z Bogiem – tłumaczy. – Gdyby nie hospicjum, nie wiem, gdzie bym była. W restauracji rodziców w 2000 roku poznaje Andrzeja. Sprzedawca markowych win, sporo starszy, elokwentny, adoruje jak kiedyś Wojciech. „Czy byłby dobrym ojcem?”, Gosia przez te wszystkie lata marzy o dziecku. Wciąż widzi ciężarne kobiety, wpatruje się w dzieci na ulicy i jest przekonana: straciłam swoją szansę. – To stało się moją obsesją – wspomina. Zaczyna spotykać się z Andrzejem. Oboje decydują, że z seksem poczekają do ślubu. Biorą go po roku. Tylko cywilny, bo Gosia wie, że nie wychodzi za mąż z miłości, tylko z wyrachowania. W jej sypialni regularnie słychać okrzyki rozkoszy. Choć ona ani razu nie przeżyła orgazmu. Gosia: – Przez trzy lata udawałam, sama inicjowałam zmiany pozycji w łóżku, wyczytałam, jakie sprzyjają zapłodnieniu. I wreszcie zdarzył się cud, wymodlone szczęście. Pięć lat temu zaszłam w ciążę.
Czerwiec 2009. Gosia nadal nosi na palcu obrączkę. Jest mężatką, choć z Andrzejem spotyka się tylko w święta. Samotnie wychowuje Marysię od trzech lat. Odkąd ma dziecko, nie myśli o seksie. W końcu zdecydowałam się na najszczerszą rozmowę w życiu – opowiada. – Zaufałam na tyle Andrzejowi, żeby wyznać: „Był pewien mężczyzna, kiedyś najbliższy człowiek na świecie. Zgwałcił mnie. Przez to nie jestem zdolna do miłości ani do seksu. Możemy nadal próbować być rodziną. Ale do łóżka już nigdy z tobą nie pójdę. Będę dobrą matką. Żoną, kobietą być nie umiem”. Mąż odszedł po dwóch latach „białego małżeństwa”.
WALCZ O SIEBIE
Dlaczego skrzywdzonej kobiecie tak trudno wrócić do normalnego życia? Jak pomóc ofierze gwałtu, pytamy Izabelę Musiał, terapeutkę z warszawskiej Fundacji Centrum Praw Kobiet.
Twój STYL: Gwałt to nie tylko ból fizyczny. Często bardziej boli psychika. Jak kobieta reaguje na przemoc seksualną?
Izabela Musiał: Większość ofiar przechodzi trzy etapy traumy. Faza pierwsza to szok i odrętwienie. Trwa od kilku godzin do kilku tygodni. Kobieta czuje się „brudna”, chce pod prysznicem zmyć z siebie to uczucie. Mydło i woda nie wystarczą. Zakrywa ciało, jakby chciała wykrzyczeć: nie prowokowałam! Wini siebie. Jest przerażona, nie może uwierzyć w to, co się stało. Miałam pacjentkę, która posiwiała w kilka godzin, czekając po gwałcie na wynik testu na Hiv.
TS: Lęk towarzyszy ofierze jeszcze długo po napaści. Bywa, że jest paraliżujący.
IM: To już nie tylko strach, że sprawca znowu zaatakuje. Kobieta nie radzi sobie z codziennością. Cierpi na stany lękowe, depresyjne, płacze, unika ludzi. Wyjście po zakupy, opieka nad dzieckiem, często wstanie z łóżka przerastają ją. Osiemdziesiąt procent ofiar cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD). Jeden z objawów to tzw. wtargnięcia: widok skórzanej kurtki – takiej jaką miał sprawca – wywołuje panikę. W czasie błahego prasowania pojawiają się obrazy samego aktu przemocy. To w dzień. Nocą męczą koszmary – kobieta przeżywa gwałt od nowa, we śnie. Nie ma siły pracować, uczyć się. Świat to jedno wielkie zagrożenie. Ta faza może trwać miesiącami, zdarza się, że kobieta ucieka przed lękiem w alkohol lub leki. Nierzadko myśli o samobójstwie.
TS: Musi zmierzyć się nie tylko z własnymi emocjami, ale też reakcją otoczenia. Gdyby została napadnięta, pobita, a nie zgwałcona, mogłaby liczyć na absolutne współczucie?
IM: Jeszcze sto lat temu naukowcy za Freudem popierali teorię, że gwałt to fantazja erotyczna kobiet, a nie przestępstwo. Dlatego otoczenie bagatelizuje taką przemoc i myśli stereotypami: to kobieta ma władzę w seksie, jej „nie” znaczy „tak”. Może najpierw chciała, a potem nie… Nieraz pacjentki skarżą się: „Na policji usłyszałam: Trzeba było nie odsłaniać brzucha, pewnie włożyła pani mini. Sprowokowała pani…”. Oburzam się wtedy: czy właściciele luksusowych aut są współodpowiedzialni za to, że złodzieje je kradną?
TS: Co robić, by „odchorować” taką traumę?
IM: Stanąć po swojej stronie. Iść na terapię. Ważne, żeby kobieta uwierzyła – jestem niewinna. Powtarzam pacjentkom: Zaopiekuję się tobą. Reagujesz normalnie na nienormalną sytuację. Każdy, komu stała się krzywda, ma prawo się bać i być przygnębiony. Terapia to walka o poprawę samooceny. Kobieta potraktowana jak przedmiot, z którą nikt się nie liczy, zaczyna wierzyć: jestem zerem. Ten objaw dotyka zwłaszcza żony gwałcone przez mężów. Kobieta musi uwierzyć: odzyskam kontrolę nad sobą. Wtedy wróci poczucie bezpieczeństwa. I zaufanie.
TS: To chyba najtrudniejsze. Ciężko otworzyć się znowu na seks?
IM: Ofiary reagują różnie: jedne oziębłością, niechęcią, wstrętem do seksu. Wypierają potrzebę fizycznego kontaktu, bo zamiast przyjemności doświadczyły bólu, strachu. Inne na siłę współżyją, często przypadkowo i bez oporów, ale także bez kontaktu, uczuć i emocji. Ani jedne, ani drugie nie znajdą spełnienia w seksie, dopóki będą przekonane, że mężczyzna równa się krzywda. Dlatego niezbędna jest terapia.
TS: Po jakim czasie zgwałcona ma szansę wrócić do normalnego życia?
IM: Trzeba przeżyć żałobę, odchorować stratę – poczucia godności, intymności, kontroli nad życiem. Terapia na ogół jest krótkotrwała, skoncentrowana na traumie i reakcjach na gwałt. Zazwyczaj po roku kobieta wraca do równowagi. Z czasem zamiast myśleć o przeszłości, skupia się na przyszłości. Słowo „gwałt” nie dominuje w jej myślach, nie rządzi emocjami. Jeśli jest samotna, zaczyna marzyć: „Ułożę sobie życie. Pokocham, przecież pragnę bliskości”. Kobiety w stałych związkach odbudowują więź nadwerężoną przez traumę spowodowaną przez innego mężczyznę. To dobry znak.
TS: Mówi się, że powtarzający się gwałt małżeński jest mniejszym stresem niż ten „jednorazowy”.
IM: To mit. Przecież kobieta, która żyje z oprawcą, wielokrotnie przeżywa napaść na jej ciało. Cierpi bardziej.
TS: Kto oprócz psychologa może wesprzeć ofiarę?
IM: Przyjaciele, rodzina, mąż, chłopak powinni pomóc kobiecie żyć tak, jakby nic się nie stało. Pamiętając, że coś się stało. Nie wolno bagatelizować gwałtu słowami: „Zapomnisz”. Ani pouczać: „Weź się w garść”. Lepiej przytulić, wysłuchać, powtarzać: „To on jest winny”. Jeśli kobieta ma partnera, niech ją zapewnia: „Kocham cię. Przejdziemy przez to razem”. Pozwala na rozpacz, złość, chęć zemsty. Poprawia samopoczucie, rozpieszcza, żeby znowu poczuła się wyjątkowa.
UKRYTE LICZBY
- W 2008 roku było 1611 gwałtów. O 700 mniej niż pięć lat wcześniej – to dane Komendy Głównej Policji. Przypuszcza się, że tę oficjalną liczbę należy pomnożyć nawet przez dziesięć.
- Zarzuty postawiono 1021 sprawcom. Na ogół mężczyznom w wieku 16–30 lat.
- 83 procent kobiet, które doznały gwałtu, zna prześladowcę. W 20 procentach to stali partnerzy, a w 33 mężowie.
- 90 procent ofiar cierpi po gwałcie na zaburzenia emocjonalne, 45 procent boi się, że ponownie zostaną napadnięte i wykorzystane seksualnie.
SZUKAJ SPRAWIEDLIWOŚCI
Wciąż niewiele zgwałconych kobiet zgłasza się na policję. Dlaczego warto to zrobić, mówi młodszy aspirant Agnieszka Makowska z Komendy Rejonowej na warszawskiej Woli.
Twój STYL: Czy są w policji specjaliści, do których może się zgłosić ofiara gwałtu i być potraktowana ze szczególną delikatnością, dyskrecją?
Agnieszka Makowska: Tak, w każdej komendzie są policjanci przygotowani do prowadzenia spraw związanych z przemocą. Także seksualną.
TS: A może zanim kobieta trafi na policję, powinna iść do lekarza?
AM: Dobrze zgłosić się najpierw na badanie do ginekologa. Nie jest potrzebna obdukcja, wystarczy zaświadczenie, że doszło do stosunku, że widoczne są obtarcia, ślady nasienia. To ważny dowód w postępowaniu, dlatego nie wolno popełniać błędu i zmywać z siebie „śladów”. Nikt poza zgwałconą kobietą nie może zgłosić przestępstwa. Tylko na jej wniosek policja może ścigać sprawcę.
TS: Skrzywdzone kobiety obawiają się policyjnych procedur. Jak one wyglądają?
AM: W recepcji w oddziale policji trzeba jasno powiedzieć: zostałam zgwałcona. To trudne, szczególnie gdy w poczekalni są inne osoby. Można więc poprosić o dyskretną rozmowę z policjantką. I zapytać, czy przesłuchanie może odbyć się w tzw. niebieskim pokoju. To miejsce z kolorowymi ścianami, kanapą i przyjazną atmosferą. Policjant powinien cierpliwie wysłuchać nawet najdłuższych zeznań. Trudno w parę minut opowiedzieć 15 lat życia – jeżeli ofiarą jest na przykład żona gwałcona przez męża. Kobieta musi też przygotować się na szczegółowe pytania. Nawet o to, czy miała orgazm. I dlaczego się nie broniła. Protokół to początek postępowania.
TS: Po wyjściu z posterunku ofiara boi się sprawcy. Czy policja może zapewnić jej bezpieczeństwo?
AM: Jeśli wskaże napastnika i przekona, że on jej zagraża – co w praktyce jest jednak trudne – można zatrzymać podejrzanego na 48 godzin, a na wniosek prokuratora nawet na trzy miesiące. Policja może też odwieźć kobietę do ośrodka interwencji kryzysowej – to miejsce, gdzie ofiara będzie pod opieką lekarza, otrzyma wsparcie psychologiczne i prawne.
TS: Dlaczego tylko kilka procent kobiet zgłasza się na policję?
AM: Ze strachu przed gwałcicielem. Przed oceną, sugestiami i oskarżeniami funkcjonariuszy: „sama pani jest sobie winna”. Niestety takie skandaliczne sytuacje wciąż się zdarzają. Ze wstydu: „Wolę ukryć prawdę, niż być pośmiewiskiem” – myśli kobieta. I co przerażające – z braku wiedzy. Wiele z nich po prostu nie wie, że zostały zgwałcone.
TS: Według prawa karnego gwałt to nie tylko wymuszony stosunek?
AM: Jak mówi kodeks karny: „… to każdy akt lubieżny wbrew woli kobiety”. Zmuszenie do seksu oralnego, wkładanie przedmiotów w miejsca intymne, współżycie małżeńskie bez zgody żony.
TS: Jak zachować się, kiedy już dochodzi do gwałtu. Poddać się czy za wszelką cenę bronić?
AM: Nie ma recepty. Jeśli mężczyzna trzyma nóż przy gardle ofiary, pojawia się zagrożenie życia – lepiej być uległą. Jeśli czujemy się na siłach bronić, warto. Czymkolwiek – wsadzić napastnikowi palec w oko, dźgnąć ołówkiem, kluczami, gryźć. Można też krzyczeć. Lepiej: „Pali się, pożar! Złodziej!”. Na „ratunku” reaguje mniej ludzi.
TS: Czy policja jest skuteczna? Ilu gwałcicieli jest zidentyfikowanych i ukaranych?
AM: Wykrywamy ośmiu na dziesięciu sprawców. Przedstawiamy im zarzuty, ale to nie oznacza kary. Wiele postępowań zostaje umorzonych z powodu braku dowodów.
TS: Kobiety skarżą się: sądy są zbyt pobłażliwe, a kary niskie.
AM: Kodeks przewiduje od dwóch do 12 lat więzienia za gwałt. A za rabunek grozi nawet 20. Dotąd nie słyszałam o najwyższym wyroku, na ogół gwałciciela sąd skazuje na pięć, sześć lat. Osobiście uważam, że powinno to być minimum 15.
GDZIE PO POMOC?
Ukryte liczby Coraz więcej instytucji pomaga ofiarom przemocy seksualnej, prowadząc terapię, udzielając wsparcia prawnego. Jeśli zostałaś zgwałcona, szukaj pomocy:
- Centrum Praw Kobiet (oddziały w całej Polsce).
- CPK Warszawa: ul. Wilcza 60/19, tel. 022 652 01 17
- CPK Gdańsk: ul. gen. de Gaulle’a 1B lok. 15, tel. 0 58 341 79 15
- CPK Łódź: ul. Piotrkowska 115, tel. 0 42 633 34 04
- Centrum Pomocy Rodzinie Przeciw Przemocy – Wyrównać Szanse: Stowarzyszenie ASLAN Warszawa, ul. Nowolipie 17, tel. 0 22 636 49 04
- Niebieska Linia działa przez 24 godziny. To pogotowie dla ofiar przemocy w rodzinie, tel. 0 801 120 002, 0 22 864 21 26