Sytuacja kobiet na świecie

„Dość tego — Mizoginia w Turcji”

W czasach, gdy świat pędzi ku innowacjom, równości i postępowi, głęboko niepokojące — a szczerze mówiąc, oburzające — jest obserwowanie, jak w XXI-wiecznej Turcji głoszone są zacofane, niebezpieczne ideologie pod płaszczykiem religii. Co gorsza? Że znajdują posłuch. Nie spotykają się ze sprzeciwem ani oburzeniem, ale z uwagą — a co szokujące, nawet z aprobatą, także ze strony niektórych kobiet.

Islamski uczony w Turcji — którego imienia nie warto w ogóle gloryfikować w tym miejscu, ale mimo to je przytoczę, by zapisało się w archiwach na wieki hańby: Nurettin Yıldız — wielokrotnie trafiał na nagłówki gazet za swoje publiczne kazania, które nie odzwierciedlają religijnej mądrości, lecz toksyczną mieszankę mizoginii, apologii przemocy wobec dzieci i patriarchalnej arogancji. Jego słowa, niczym jad, wnikają w umysły podatnych:

„Jeśli kobieta jest bita, powinna dziękować Bogu.” lub „Sześciolatka, siedemdziesięcioośmiolatka, stu trzydziestopięciolatka — każda jest kandydatką na małżonkę.” lub „Kobiecie nie wolno przejechać więcej niż 90 km bez obecności męża — to haram.”

Jak można — w jakimkolwiek moralnym, racjonalnym czy duchowym systemie — znaleźć przestrzeń do obrony małżeństw z dziećmi czy przemocy domowej? Jak takie słowa mogą być wypowiadane publicznie, podczas gdy studenci protestujący przeciwko takim bredniom są zatrzymywani? To nie jest wolność słowa — to normalizacja nieludzkości. To nadużycie religii, by uciszyć kobiety, zniewolić dzieci i zbezcześcić sprawiedliwość.

Turcja nie jest krajem szariatu — i nim nie będzie. Fundamenty Republiki Tureckiej zostały zbudowane na zasadach świeckości, nowoczesności i równości płci. Mustafa Kemal Atatürk marzył o kraju, w którym kobiety idą przez życie z podniesioną głową, wykształcone i niezależne — nie zastraszone, nie zmuszone do milczenia.

To bolesne — i wstydliwe — że niemal sto lat później wciąż toczymy te same stare wojny: kobiety, które muszą bronić swojego istnienia, dzieci, które muszą udowadniać, że zasługują na bezpieczne dzieciństwo, i społeczeństwo, które musi krzyczeć: „jesteśmy ludźmi, nie własnością!”

Jeszcze gorzej, gdy podobne prymitywne poglądy głoszą osoby u władzy — ci, którym mamy ufać. Weźmy choćby ostatnie słowa ministra zdrowia Kemala Memişoğlu: „To, co naturalne, to poród siłami natury.”

Przepraszam bardzo? Od kiedy to mężczyźni decydują o tym, co „naturalne” dla kobiet? Co daje komukolwiek, a zwłaszcza politykowi-mężczyźnie, który nie ma żadnego osobistego doświadczenia z porodem, prawo do oceniania kobiecego ciała i jej wyborów? Dlaczego niekompetentni, niedoinformowani i pozbawieni empatii mężczyźni mają władzę administracyjną nad sprawami, które ich nie dotyczą — i nigdy nie będą dotyczyć?

Obserwujemy rozpad moralnego kompasu przywódców. Zamiast wspierać kobiety, które przeżyły gwałt, przesłuchuje się je na temat długości ich spódnic. Zamiast chronić dzieci, niektórzy głoszą „legalność” ich zaślubiania. Zamiast podnosić wartości społeczne — patrzymy, jak gniją na oczach wszystkich.

To nie jest Turcja, której pragniemy.

Nie chcemy być zapamiętani z powodu usprawiedliwień gwałtu, pochwał przemocy wobec dzieci i zinstytucjonalizowanej mizoginii. Chcemy, by nasz kraj był znany z nauki, postępu, pokoju, współczucia i praw człowieka. Nie z powodu mężczyzn, którzy używają religii jako broni przeciwko kobietom.

Jesteśmy zmęczone. Jesteśmy wściekłe. Ale jesteśmy też przebudzone. I nie będziemy milczeć.

Bo wspieranie kobiet to wspieranie całego narodu. I najwyższy czas, by wszyscy to sobie uświadomili.

Çilem Baytekin

____________________________________________________________________________________

 

Patriarchat i władza: dogłębna analiza teorii Sylvii Walby

Podobnie jak komputer działający na niewidocznym systemie operacyjnym, państwo funkcjonuje według kodu napisanego na długo przed tym, zanim kobiety mogły się wypowiadać. Sylvia Walby obnaża ten niewidzialny kod — patriarchat. Pierwsza fala feminizmu (1848–1920) koncentrowała się głównie na zdobyciu podstawowych praw dla kobiet, bez których dziś trudno wyobrazić sobie rzeczywistość. Choć od tego czasu pojawiło się wiele innowacji i nowych ideologii, a ludzie — zwłaszcza kobiety — są dziś bardziej świadomi, że równość praw to nie żądanie „czegoś ekstra”, lecz fundamentalne prawo każdego człowieka w społeczeństwie, i choć wszyscy jesteśmy obywatelami XXI wieku, nie można w pełni powiedzieć: „Kobiety i mężczyźni mają teraz równe prawa i są traktowani jednakowo”.

Wbrew powszechnemu przekonaniu, że państwo jest neutralnym, racjonalnym podmiotem stworzonym do równej obsługi wszystkich obywateli — przynajmniej tak chcą, byśmy wierzyli i byli posłuszni naszym rządom — feministyczna teoria Walby ujawnia, jak państwo działa jako głęboko zgenderowana struktura. Potrzebujemy społeczeństwa egalitarnego, w którym nie ma miejsca na wyższość. Rząd powinien identyfikować i eliminować te siły, które utrzymują tradycję dominacji mężczyzn nad kobietami, wydając nieludzkie i bezprawne dyrektywy.

Edukacja jest najważniejszym i niezbędnym narzędziem wzmacniania pozycji kobiet. Uświadamia im ich prawa i obowiązki. Osiągnięcia edukacyjne kobiety mogą przynieść efekt domina w rodzinie i w kolejnych pokoleniach. Większość dziewcząt porzuca szkołę z powodu braku oddzielnych toalet (AIBOC 2019). W wielu społeczeństwach kobiety nie tylko nie są traktowane na równi z mężczyznami, ale są zaniedbywane. Z perspektywy kobiet, dyskryminacja społeczna była praktykowana zarówno na poziomie rodzinnym, jak i publicznym. Na przykład prawo rodzinne w wielu krajach częściej przyznaje opiekę ojcom niż matkom, a przepisy dotyczące gwałtu często wymagają od kobiet udowodnienia „oporu” lub „przemocy” — to niepotrzebny ciężar, który podważa wiarygodność ofiary, zamiast skupiać się na samym czynie. I wiele innych przykładów, z którymi kobiety spotykają się w patriarchalnej hierarchii.

Im dalej na wschód, np. na Bliski Wschód czy do Afryki, tym częściej obserwujemy patriarchalne tradycje, gdzie istnieją stereotypy wzmacniające nierówność płci. Na przykład w Arabii Saudyjskiej kobiety dopiero w 2018 roku uzyskały prawo jazdy i nadal napotykają poważne ograniczenia w podróżowaniu bez męskiego opiekuna. W krajach takich jak Afganistan kobiety mogą być zmuszane do małżeństw w młodym wieku, z ograniczonymi możliwościami ochrony prawnej lub autonomii. W Pakistanie i Afganistanie pod rządami talibów dostęp kobiet do niezależności ekonomicznej jest poważnie ograniczony. Te przykre wiadomości wciąż dominują w wielu częściach świata.

Dlaczego patriarchat jest tak głęboko zakorzeniony w strukturach państwowych? Dlaczego nawet rządy, które mają reprezentować wszystkich obywateli, podtrzymują systemy zdominowane przez mężczyzn? To sięga daleko wstecz i wynika z wielu czynników. Począwszy od czasów starożytnych, gdy społeczeństwa przechodziły od rolnictwa do bardziej złożonych ośrodków miejskich, patriarchalne systemy zostały zinstytucjonalizowane, gdyż mężczyźni dominowali zarówno w sferze domowej, jak i politycznej. Wraz z powstaniem nowoczesnych państw narodowych, dawne normy zostały zintegrowane z ramami prawnymi, liberalnymi i gospodarczymi, co utrudniło przejście państwa do modelu egalitarnego — ani państwa, ani sami mężczyźni nie byli gotowi na pełną zmianę. Częściowo dlatego, że państwa są zdominowane przez mężczyzn — większość polityków, decydentów i liderów gospodarczych to mężczyźni. Podtrzymując ideę wyższości mężczyzn, rządy zapewniają sobie poparcie patriarchalnych struktur rodzinnych, co dodatkowo konsoliduje ich władzę. To prowadzi do kolejnego powodu: władza polityczna i kontrola. Utrzymując wartości patriarchalne, rządy mogą zapewnić sobie poparcie zdominowanej przez mężczyzn populacji, która ma znaczną kontrolę nad majątkiem, władzą i kluczowymi decyzjami. Ta dominacja mężczyzn umożliwia koncentrację władzy w rękach nielicznych, wzmacniając ich kontrolę nad siłą roboczą, dynamiką rodzinną i systemami politycznymi.

Patriarchat wyłania się także jako system ideologiczny. W wielu krajach polityka rządu kształtowana jest przez przekonania religijne i kulturowe, które wzmacniają dominację mężczyzn. Na przykład w niektórych krajach islamskich interpretacje prawa szariatu są wykorzystywane do uzasadniania dyskryminacji kobiet, narzucając ograniczenia dotyczące podróżowania, pracy czy udziału w życiu publicznym. Rządy często uzasadniają te prawa jako niezbędne do ochrony wartości kulturowych lub religijnych — podczas gdy religia powinna być sprawą osobistą, a nie narzucaną przez państwo. Obywatele nie powinni być podporządkowani „oficjalnej religii”, która kształtuje prawo i politykę, bo prowadzi to do nierównego traktowania jednostek na podstawie doktryn religijnych. Rolą państwa powinno być zapewnienie równych praw wszystkim, niezależnie od przekonań czy wyznania.

Praca opiekuńcza odnosi się do pracy wykonywanej zarówno w domu, jak i poza nim, obejmującej zapewnienie dobrostanu fizycznego, emocjonalnego i uczuciowego przez całe życie człowieka. Nieodpłatna praca opiekuńcza wykonywana jest bez wynagrodzenia, zarówno w gospodarstwach domowych, jak i poza nimi. Tę pracę wykonują głównie kobiety i często jest postrzegana jako zajęcie niewymagające kwalifikacji, co prowadzi do społecznego niedoceniania, utrwalonego przez stereotypy płciowe (UN Women 2015). Nierówny ciężar pracy opiekuńczej ogranicza dostęp kobiet do płatnego zatrudnienia, rozwoju zawodowego i niezależności finansowej. Brak wsparcia dla nieodpłatnej pracy opiekuńczej podtrzymuje cykl podziału pracy ze względu na płeć, ograniczając szanse zarówno kobiet, jak i mężczyzn na równowagę między życiem zawodowym a prywatnym.

Sylvia Walby analizuje, jak udział kobiet na rynku pracy jest często ograniczany i niedoceniany w porównaniu do pracy mężczyzn, co wzmacnia ekonomiczną zależność kobiet od mężczyzn i utrzymuje je w podporządkowanych pozycjach. Kobiety często zarabiają mniej niż mężczyźni za tę samą lub podobną pracę. Ta różnica płac ogranicza niezależność ekonomiczną kobiet, wzmacniając ich zależność od mężczyzn. Badania konsekwentnie pokazują, że kobiety zarabiają średnio około 20% mniej niż mężczyźni na świecie na porównywalnych stanowiskach, co Walby interpretuje jako odzwierciedlenie relacji władzy płci w miejscu pracy. Kobiety napotykają przeszkody w awansie zawodowym, z ograniczonymi szansami na stanowiska kierownicze, nawet gdy mają takie same kwalifikacje i doświadczenie jak mężczyźni — to tzw. „szklany sufit”. Zjawisko to polega na pionowej segregacji kobiet, która utrudnia im awans na najwyższe stanowiska w organizacjach (Yildirim 2021).

Większość państw, nawet jeśli nie wprost, utrwala „męskocentryczne” schematy w prawie każdej dziedzinie życia. Ustawy, polityki i instytucje rządowe często odzwierciedlają i utrwalają wartości patriarchalne. Na przykład systemy opieki społecznej w niektórych krajach opierają się na założeniu, że to mężczyzna jest żywicielem rodziny, a kobieta opiekunką, co utrudnia samotnym lub pracującym matkom dostęp do odpowiedniego wsparcia. Kobiety korzystają z urlopów znacznie częściej niż mężczyźni, co wzmacnia przekonanie, że opieka nad dziećmi to przede wszystkim obowiązek matki, a jej miejsce jest w domu, podczas gdy mężczyzna ma utrzymywać rodzinę. Niektórzy pracodawcy unikają zatrudniania kobiet, zwłaszcza w wieku rozrodczym (20–30 lat), zakładając, że mogą zajść w ciążę, wziąć urlop macierzyński i być mniej „zaangażowane” w pracę z powodu obowiązków rodzinnych.

Sylvia Walby wskazuje przemoc mężczyzn jako fundamentalny filar systemów patriarchalnych — przemoc domowa, molestowanie seksualne czy inne formy przemocy są centralnym elementem patriarchatu. Przemoc ta występuje zarówno w przestrzeni prywatnej (dom), jak i publicznej (miejsca pracy, ulice), przez co kobiety tracą poczucie bezpieczeństwa. Walby twierdzi, że systemy prawne i wymiar sprawiedliwości często nie chronią kobiet ani nie pociągają sprawców do odpowiedzialności, co wzmacnia patriarchalną kontrolę. Normalizacja i niedostateczne zgłaszanie przemocy mężczyzn przyczyniają się do jej utrwalenia, czyniąc z niej problem strukturalny, a nie indywidualny.

Regulacja kobiecej seksualności to kluczowy aspekt patriarchatu, który Walby analizuje szczegółowo. Systemy patriarchalne narzucają tradycyjne wartości, jakby ciało kobiety było czymś, co należy kontrolować, a nawet „chronić” przez męski autorytet. Przed kim je chronimy, skoro mężczyzna ma nad nim kontrolę? Te normy wzmacniają hierarchie płci, czyniąc kobiety biernymi wobec męskich pragnień i władzy — czy to przez oczekiwania społeczne dotyczące „czystości” czy „dziewictwa”. Egzekwowanie takich norm utrzymuje kobiety w podporządkowanych rolach, uniemożliwiając im pełne korzystanie z autonomii seksualnej. Walby uważa, że ma to długofalowe konsekwencje dla równości kobiet w pracy, polityce i rodzinie.

Uprzedzenia płciowe w podręcznikach, oczekiwania nauczycieli i zachęcanie do określonych przedmiotów mogą ograniczać aspiracje dziewcząt i wzmacniać stereotypy. Chłopców zachęca się do nauk ścisłych (STEM), a dziewczynki do humanistycznych lub opiekuńczych zawodów, co zniechęca je do kariery w naukach ścisłych czy przywództwie. Dlaczego w historii wynalazcami są głównie mężczyźni? Przez wieki kobiety były wykluczane z formalnej edukacji, a nawet jeśli coś wynalazły, często nie mogły tego oficjalnie zgłosić. Publikowały anonimowo lub pod męskimi pseudonimami (np. Mary Ann Evans jako George Eliot). Wkład kobiet był często przypisywany mężczyznom lub bagatelizowany jako „pomoc”. Przykładem jest Rosalind Franklin, której praca była kluczowa dla odkrycia struktury DNA, lecz Nagrodę Nobla otrzymali tylko Watson, Crick i Wilkins. Paradoksalnie, wiele ważnych wynalazków pochodziło od kobiet, zwłaszcza dotyczących życia codziennego (np. zmywarka, wycieraczki do szyb, programowanie komputerowe) — po prostu nie były one szeroko uznawane. Kobiety zawsze tworzyły i wynajdowały, ale patriarchalne struktury sprawiły, że ich wkład był wyciszany, minimalizowany lub zapominany. Niestety, to wciąż dzieje się w wielu aspektach życia. Kobiety są marginalizowane, ponieważ zakłada się, że mają mniej autorytetu, władzy, są uprzedzone itd.

Longman & Lafreniere (2012) twierdzą, że nierównowaga płciowa na najwyższych stanowiskach wynika z dominacji mężczyzn w kulturze organizacyjnej. Al-Manasra (2013) wykazał, że męscy dyrektorzy wolą zatrudniać mężczyzn na najwyższe stanowiska kierownicze, wierząc, że mężczyźni radzą sobie lepiej niż kobiety. Vianen & Fischer (2002) odkryli, że kobiety mają nierówne szanse na awans przez uprzedzenia CEO. Kobiety w takich warunkach utknęły w ślepych zaułkach kariery, a niewielka ich reprezentacja sprawia, że mężczyźni-CEO dominują liczebnie jako „klub dżentelmenów” (Bucklew et al., 2012; Rhoads & Gu, 2012; Sanders i in., 2008) (Yildirim 2021).

Ludzie internalizują to, na co są narażeni, co ich otacza. Dlatego powinniśmy być ostrożni zarówno emitując, jak i konsumując treści. Media, religia, edukacja i inne instytucje kulturowe często promują ideologie płciowe wzmacniające patriarchalne normy, kształtując postrzeganie ról płciowych i utrwalając stereotypy. Szczególnie niebezpieczne jest, gdy dzieci dorastają w takich stereotypach, uznając je za normę. Dotyczy to także dorosłych. Filmy, seriale, reklamy, a nawet teledyski często przedstawiają mężczyzn jako silnych, zdecydowanych liderów, a kobiety jako bierne, emocjonalne lub seksualizowane. W wielu filmach Hollywood mężczyźni napędzają fabułę, a kobiety są głównie obiektami miłości lub postaciami drugoplanowymi, co sprawia, że kobiety wydają się niezdolne do radzenia sobie z pewnymi zadaniami. W wielu religiach (np. w niektórych odłamach chrześcijaństwa, islamu i judaizmu) tradycyjne interpretacje podkreślają autorytet mężczyzn i podporządkowanie kobiet. „Normą” jest, że kobieta ma wybaczać, by rodzina się nie rozpadła. Zawsze oczekuje się, że kobieta będzie milczeć, jak było od wieków. Kobiety uczone są, że ich główną rolą jest bycie żoną i matką, co ogranicza ich życiowe możliwości. To głęboko zakorzenione myślenie przenika nie tylko oczekiwania społeczne, ale także język i opowieści, które słyszymy od dziecka. Język nacechowany płciowo w literaturze i codziennych zwrotach — np. kobieta asertywna to „wredna”, a mężczyzna asertywny to „pewny siebie” — normalizuje podwójne standardy. Podobnie tradycyjne bajki często przedstawiają kobiety jako bierne księżniczki czekające na ratunek mężczyzny.

Te patriarchalne struktury kształtują się już we wczesnych etapach życia, głównie w domu. Od podziału obowiązków między rodzicami po oczekiwania wobec dzieci w zależności od płci — dom staje się pierwszym miejscem, gdzie role płciowe są subtelnie lub jawnie narzucane. Te wczesne wpływy kształtują postrzeganie siebie i innych, utrwalając normy społeczne, które często faworyzują autorytet mężczyzn i podporządkowanie kobiet. W rezultacie ludzie przenoszą te postawy i oczekiwania w dorosłość, nieświadomie powielając te same schematy w związkach, pracy i relacjach społecznych. Badanie psychologów z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej (Psychological Science) objęło 326 dzieci w wieku 7–13 lat i przynajmniej jednego z rodziców. Wyniki pokazały, że ojcowie aktywnie uczestniczący w pracach domowych wychowują córki z większymi ambicjami zawodowymi (np. zostanie CEO czy prawniczką). Natomiast gdy ojcowie deklarują równość, ale utrzymują tradycyjny podział ról w domu, ich córki częściej wyobrażają sobie siebie w stereotypowo „kobiecych” zawodach. Sugeruje to, że działania rodziców w kwestii obowiązków domowych mają duży wpływ na postrzeganie ról płciowych i możliwości zawodowych dzieci (Glamour 2023).

Kolejnym aspektem, który warto omówić, jest to, że Walby uważa patriarchat i kapitalizm za odrębne, ale powiązane systemy. Kobiety często są wypychane do nisko płatnych i niepełnoetatowych prac, co jest korzystne dla kapitalistów, bo zapewnia tanią i elastyczną siłę roboczą, a jednocześnie wzmacnia dominację mężczyzn na rynku pracy i w domu. W ten sposób patriarchat i kapitalizm współpracują, by utrzymać nierówności ekonomiczne i hierarchie władzy płci. Jednak Walby zauważa, że patriarchat i kapitalizm mogą wchodzić w konflikt. W czasach niedoboru siły roboczej kapitalizm może wymagać większego udziału kobiet w pracy — jak to miało miejsce podczas wojen światowych czy boomów gospodarczych — co wywiera presję na tradycyjne normy patriarchalne ograniczające kobiety do ról domowych.

Ważnym aspektem jest także książka „Globalization and Inequalities” (2009) Sylvii Walby. W tej przełomowej publikacji Walby analizuje zmieniające się formy nierówności społecznych i ich przecięcia na poziomie krajowym i globalnym. Pokazuje, jak rywalizacja między różnymi nowoczesnościami i koncepcjami postępu kształtuje teraźniejszość i przyszłość (Sklair 2016). Walby wskazuje, że globalizacja nie tylko zbliża ludzi, ale może też zwiększać nierówności, w zależności od tego, jak jest zarządzana. Jej zdaniem globalizacja ma ogromny wpływ na życie kobiet, zwłaszcza w obszarach takich jak praca, migracja i przemoc. Coraz więcej kobiet migruje do innych krajów do nisko płatnych prac (opieka, sprzątanie) — to tzw. „sfeminizowana migracja pracy” czy „globalne łańcuchy opieki”. Jednocześnie nasiliły się problemy takie jak handel ludźmi. Wszystko to jest wynikiem globalnych systemów gospodarczych i politycznych. Dlatego Walby uważa, że feminizm musi być międzynarodowy. Życie kobiet kształtują nie tylko wydarzenia w ich krajach, ale także globalne siły. W tym sensie ważne jest, byśmy reagowali i solidaryzowali się nawet wtedy, gdy problem dotyczy tylko naszego kraju lub otoczenia.

Na zakończenie warto przyjrzeć się krytyce teorii Walby przez innych badaczy. Judith Butler uważa, że płeć jest konstruowana przez działania i język, a nie ustalana przez struktury społeczne. Sugeruje, że Walby pomija sposoby, w jakie płeć jest tworzona i utrzymywana przez praktyki kulturowe, język i codzienne działania. Gdy Walby podkreśla instytucje społeczne, teoria Butler skupia się na tym, jak jednostki i społeczeństwo tworzą płeć przez język i działania. Bell Hooks twierdzi, że teoria Walby nie oddaje w pełni różnorodnych doświadczeń kobiet, zwłaszcza kobiet kolorowych. Hooks opowiada się za podejściem intersekcjonalnym, podkreślającym współzależność rasy, klasy i płci oraz to, jak te czynniki razem kształtują opresję kobiet na różne sposoby. Chandra Mohanty krytykuje zachodnie feministki za postrzeganie kobiet z Globalnego Południa jako bezradnych ofiar i zakładanie, że doświadczenia wszystkich kobiet są takie same. Uważa, że patriarchat nie jest taki sam wszędzie. Według niej model Walby jest zbyt skupiony na Europie, a by zrozumieć opresję kobiet, trzeba uwzględnić specyficzne historie i kultury różnych regionów. Angela McRobbie zwraca uwagę na to, jak popkultura i media kształtują nasze rozumienie płci. Sugeruje, że zmiany kulturowe i reprezentacja medialna są równie ważne dla zrozumienia współczesnego patriarchatu, jak struktury instytucjonalne, i krytykuje model Walby za niedostateczne uwzględnienie wpływu mediów, reklamy i trendów kulturowych.

Podsumowując, główna teoria Walby opiera się na tym, że cechą społeczeństwa patriarchalnego jest groźba przemocy mężczyzn wobec kobiet — jednym ze sposobów kontroli kobiet przez mężczyzn jest możliwość użycia siły fizycznej, by zmusić je do posłuszeństwa (Walby 1990). Oznacza to, że kobiety często żyją w strachu przed skrzywdzeniem przez mężczyzn, a ten strach jest potężnym narzędziem utrzymywania kobiet w podporządkowanej pozycji. Tak właśnie działa patriarchat: tworząc środowisko, w którym mężczyźni mogą używać siły, by zmusić kobiety do określonych ról czy oczekiwań. Walby podkreśla jednak, że przemoc to nie tylko fizyczne krzywdzenie kobiet — chodzi o stworzenie kultury strachu, która pozwala mężczyznom utrzymać władzę nad kobietami w każdej sferze życia. Zwłaszcza wraz z nadejściem „modernizacji i globalizacji”. Na przykład w wielu rodzinach prace domowe automatycznie przypisuje się kobiecie, nawet jeśli oboje partnerzy pracują na pełny etat. To oczekiwanie tworzy poczucie nierówności i sprawia, że kobiety czują się zobowiązane do wykonywania większej liczby obowiązków domowych. Ten i wiele innych codziennych przykładów pokazuje, jak patriarchat kontroluje role w rodzinie, nawet bez jawnej przemocy, utrwalając tradycyjne oczekiwania wobec płci.

Jak mówi Walby: „Patriarchat działa w subtelny i złożony sposób”. To przypomina nam, by zastanowić się, jak patriarchat wciąż wpływa na nasze życie, nawet jeśli nie widzimy go bezpośrednio.

Cilem Baytekin

____________________________________________________________________________________

Ewolucja równości płci w Turcji

Wyobraź sobie młodą kobietę we współczesnej Turcji: wykształconą, zatrudnioną i świadomą politycznie – a mimo to niepewną, czy prawo ją ochroni, jeśli zostanie w jakikolwiek sposób skrzywdzona. Jej dylemat odzwierciedla szersze pytanie: „Co to znaczy być kobietą w kraju, który niegdyś przodował w reformach prawnych na rzecz równości płci, a dziś kwestionuje międzynarodowe zabezpieczenia, takie jak Konwencja Stambulska?” Jak to możliwe, że państwo, które kiedyś wyznaczało kierunek – zwłaszcza na tle innych tzw. „cywilizowanych” krajów europejskich – w kwestii praw kobiet, dziś dystansuje się od jednej z najważniejszych konwencji praw człowieka?

Turcja była wśród pionierów, jeśli chodzi o przyznanie kobietom prawa do głosowania i bycia wybieranymi (1934), prawa do kandydowania do parlamentu (1935), wprowadzenie reform kodeksu cywilnego gwarantujących równość prawną w małżeństwie (1926) oraz reform edukacyjnych dla dziewcząt (1924) – wszystko to dzięki założycielowi i pierwszemu prezydentowi Republiki Turcji, Atatürkowi. Jak więc doszło do tego, że kraj ten zaczął odchodzić od tych postępowych fundamentów?

Turcja miała ogromne szczęście, że jej losami kierował Atatürk, który stworzył podstawy państwa, jakie znamy dziś. Wśród wielu problemów, z jakimi się mierzył, dążąc do poprawy sytuacji kraju, nie zapomniał o problemach, z jakimi borykały się kobiety.

Stosunek Mustafy Kemala Atatürka do kobiet w życiu prywatnym, w tym do żony, matki i sióstr, odzwierciedlał jego postępowe wartości w zakresie równości płci i szacunku dla praw kobiet. Jego relacje z kobietami wynikały z wiary w ich emancypację – zawsze zachęcał je i wspierał w rolach wykraczających poza tradycyjne normy. Idea równości płci została przyjęta po ogłoszeniu Republiki przez administrację Atatürka, której reformy obejmowały zakaz poligamii i przyznanie kobietom pełnych praw politycznych do 1930 roku. Musiał przewidywać, że „kiedy kobiety mają się dobrze, całe społeczeństwo się rozwija”.

Założenie Republiki Turcji w 1923 roku i dążenie państwa do modernizacji niewątpliwie przyniosły korzyści kobietom. Według niektórych raportów, po reformach kemalistycznych i przyjęciu szwajcarskiego kodeksu cywilnego, „kobiety w Turcji uzyskały formalną równość z mężczyznami w kwestiach rozwodu, dziedziczenia i opieki nad dziećmi”. Jednak państwo, uznając się za opiekuna młodej Republiki, zamknęło partię założoną przez aktywistkę Nezihe Muhittin, która skupiała się wyłącznie na prawie kobiet do głosowania. Elita kemalistyczna uznała, że jest za wcześnie na politykę wielopartyjną. Po odrzuceniu tej inicjatywy Muhittin założyła Turecki Związek Kobiet (Türk Kadınlar Birliği, TKB), w ramach którego rozwinęła się pierwsza fala feminizmu w Turcji. W latach 30. TKB odniósł sukces: kobiety uzyskały prawo do głosowania najpierw w wyborach samorządowych w 1930, a następnie w wyborach powszechnych w 1934 roku. Po tym sukcesie państwo uznało TKB za zbędny i w 1935 roku go zamknięto, co zakończyło pierwszą falę feminizmu.

W latach 80. ruch feministyczny na świecie nabrał siły, domagając się poważnego traktowania problemu przemocy domowej. W 1987 roku w Stambule odbył się pierwszy duży protest feministek – około 3000 kobiet protestowało przeciwko decyzji sędziego, który odmówił rozwodu kobiecie, uznając, że przemoc była „konieczna, by ją kontrolować”. W tym czasie wzrosły także wpływy islamskie, zwłaszcza po zamachu stanu, co wywołało debatę o noszeniu chusty w miejscach publicznych.

Ta sytuacja nawiązuje do reform Atatürka, który zachęcał kobiety do noszenia nowoczesnych, zachodnich strojów zamiast tradycyjnych, takich jak chusta, postrzegana jako symbol opresji. Reformy te miały na celu wzmocnienie pozycji kobiet i umożliwienie im aktywnego udziału w życiu publicznym i zawodowym, bez ograniczeń narzuconych przez tradycję. Było to przeciwieństwo debaty z lat 80., pokazując, że wczesne reformy Atatürka miały stworzyć bardziej świeckie i postępowe społeczeństwo.

W następstwie tych wydarzeń powstało wiele organizacji pozarządowych i środowisk, takich jak Stowarzyszenie Studiów nad Kobietami, Mor Çatı (Fundacja Schroniska dla Kobiet), Fundacja Solidarności Kobiet, Federacja Tureckich Stowarzyszeń Kobiet, a także nowe kierunki studiów nad kobietami na wielu wiodących tureckich uniwersytetach.

Obecnie, mimo postępów, feminizm wciąż bywa w Turcji niezrozumiany i często postrzegany jako obca, „zachodnia” ideologia. To błędne przekonanie prowadzi do negatywnego wizerunku feminizmu i uznawania go za niezgodny z tureckimi wartościami kulturowymi, zwłaszcza wśród części społeczeństwa o tradycyjnych i konserwatywnych poglądach. Dla wielu samo słowo „feminizm” lub idea zmiany budzi lęk, prowadząc do oporu i uprzedzeń. To właśnie wydaje się być główną przyczyną powolnych zmian społecznych.

Opór kulturowy wzmacniany jest przez sytuację polityczną. Retoryka AKP i prezydenta Erdoğana często podkreśla tradycyjne role płciowe i struktury rodzinne, co powoduje napięcia z ruchami feministycznymi. Erdoğan wielokrotnie wypowiadał się kontrowersyjnie, m.in. twierdząc: „To wy wychowacie następne pokolenie; waszym najważniejszym obowiązkiem jest macierzyństwo”. Taka postawa sprowadza kobiety głównie do roli matek, co stoi w sprzeczności z feministycznymi postulatami większej autonomii i równości.

Poglądy Erdoğana na życie rodzinne przekładają się na politykę. AKP promuje wzrost liczby urodzeń, a prezydent wzywa rodziny do posiadania co najmniej trójki dzieci. W 2016 roku partia rządząca zaproponowała ustawę, która pozwalałaby gwałcicielom uniknąć kary, jeśli poślubią swoje ofiary. Po protestach projekt wycofano, ale pokazał, jak polityka może podważać prawa kobiet i normalizować szkodliwe normy społeczne, w tym małżeństwa dzieci.

Jednym z najpoważniejszych problemów w Turcji jest powszechna przemoc seksualna, o czym głośno zrobiło się po tragicznym morderstwie Özgecan Aslan, studentki zamordowanej po tym, jak stawiła opór próbie gwałtu. Jej śmierć wywołała protesty, ale mimo oburzenia wciąż nie podjęto wystarczających działań. Wciąż powszechne są postawy obwiniania ofiar, np. „co ona robiła o tej porze?” lub „jak była ubrana?”, co pozwala sprawcom unikać odpowiedzialności.

Problem „femicydu” i przemocy domowej nie schodzi z agendy. Turcja nie prowadzi oficjalnych statystyk dotyczących zabójstw kobiet, co samo w sobie jest poważnym problemem, ale organizacje pozarządowe i aktywiści dokumentują te zbrodnie. W 2018 roku turecka policja uruchomiła system KADES, umożliwiający kobietom szybsze zgłaszanie przemocy domowej, jednak rzeczywistość pozostaje ponura – brak odpowiedniej ochrony ze strony prawa i policji sprawia, że przemoc ze względu na płeć rośnie.

Ruch feministyczny w Turcji nie tylko przetrwał, ale i ewoluował, poszerzając zakres poruszanych problemów. Choć przemoc wobec kobiet pozostaje głównym tematem, stopniowo rozszerzono działania na kwestie takie jak podział pracy domowej, prawa reprodukcyjne, reprezentacja polityczna czy eliminacja dyskryminujących przepisów. Oznacza to rosnącą świadomość, że nierówność płci jest zakorzeniona w wielu warstwach życia społecznego, politycznego i gospodarczego.

Jednym z najbardziej uderzających przykładów systemowej nierówności jest zatrudnienie. 19 czerwca 2018 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał Turcji wypłatę 11 000 euro odszkodowania po tym, jak państwowa spółka energetyczna odmówiła zatrudnienia kobiety na stanowisku ochroniarza wyłącznie ze względu na płeć. Pokazuje to, że kobiety wciąż napotykają bariery na rynku pracy nie z powodu braku kompetencji, lecz głęboko zakorzenionych uprzedzeń.

Podejście oparte na płci uznaje, że dyskryminacja kobiet nie wynika z różnic biologicznych, lecz z ról społecznych przypisywanych kobietom i mężczyznom. W Turcji stereotypy te są szczególnie silne, zwłaszcza w społecznościach konserwatywnych i religijnych. Dominuje przekonanie, że główną rolą kobiety jest prowadzenie domu i wychowywanie dzieci, podczas gdy mężczyzna jest żywicielem rodziny. Takie poglądy ograniczają możliwości kobiet i utrwalają nierówności. Zmiana tych ról jest niezbędna, by osiągnąć prawdziwą równość.

Mimo wielu niepokojących doniesień, współpraca różnych grup feministycznych to krok w dobrą stronę. Największym wyzwaniem jest jednak zapewnienie, by ta jedność rzeczywiście odzwierciedlała wartości feminizmu, a nie była jedynie koalicją instytucji rządowych i NGO, które pozornie wspierają feminizm, a w rzeczywistości utrwalają system patriarchalny.

Turcja podjęła kilka narodowych planów działania mających na celu walkę z kluczowymi problemami związanymi z płcią, m.in. promowanie zatrudnienia kobiet dla ich niezależności finansowej. Jednym z takich działań był Narodowy Plan Działania na rzecz Równości Płci (2008–2013), opracowany przy wsparciu Komisji Europejskiej. Choć postępy są nierówne, plan stanowi pozytywny krok, wyznaczając ramy formalne dla walki z nierównościami.

Te inicjatywy realizowane są we współpracy z organizacjami pozarządowymi, które odgrywają kluczową rolę w promowaniu równości płci i praw kobiet. Wiele z nich jest reprezentowanych w Radzie Doradczej ds. Statusu Kobiet, co daje społeczeństwu obywatelskiemu realny wpływ na politykę.

Jakby osłabianie instytucji demokratycznych, tłumienie opozycji i upolitycznianie sądownictwa nie wystarczało, turecki rząd interweniował także w kwestie porodów. 19 kwietnia w Dzienniku Urzędowym pojawiło się nowe rozporządzenie: planowane cesarskie cięcia zostały zakazane w placówkach medycznych. W kraju z najwyższym wskaźnikiem cesarek wśród państw OECD (584 na 1000 urodzeń w 2021 roku) to nie tylko polityka, ale bezpośredni cios w autonomię kobiet i niebezpieczny precedens dla dalszych ograniczeń praw reprodukcyjnych, w tym potencjalnego zakazu aborcji.

Nacisk Erdoğana na „naturalny poród” wynika nie z troski medycznej, lecz z ideologii. Decyzja o sposobie porodu – osobista i medyczna – została zamieniona w pokaz sterowany przez państwo. Rzeczywistości medycznej nie da się zmienić polityczną retoryką, a ciała kobiet nie powinny być narzędziem celów demograficznych.

Kuriozum osiągnięto podczas meczu piłkarskiego Sivassporu, gdy piłkarze maszerowali z banerem Ministerstwa Zdrowia „Naturalny poród jest naturalny”. W kraju zmagającym się z kryzysem gospodarczym i napięciami politycznymi państwo postanowiło pouczać kobiety o rozrodczości – przez piłkę nożną. Jak zauważyła posłanka opozycji Gökçe Gökçen: „Jakby kraj nie miał innych problemów…”. Może właśnie o to chodzi – odwrócić uwagę, demonstrując władzę nad ciałami kobiet. Erdoğan ogłosił rok 2025 „Rokiem Rodziny”, wzywając kobiety do urodzenia co najmniej trójki dzieci, by przeciwdziałać niskiej dzietności (1,51 w 2023 roku). Ale kto chciałby sprowadzać dziecko na świat, w którym podstawowe wolności są tłumione?

Żadne banery, przymusowe porody ani urzędnicze dekrety nie naprawią upadającego systemu. Ciała kobiet nie są polem walki politycznej. Nie są własnością państwa. I nie są niczyim – nawet prezydenta – „dłużnikiem”, by rodzić dzieci.

Punkt zwrotny: Konwencja Stambulska

Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej to kluczowy traktat praw człowieka, ustanawiający kompleksowe standardy prawne gwarantujące kobietom prawo do życia bez przemocy.

„Konwencja Stambulska uznaje przemoc wobec kobiet za naruszenie praw człowieka i formę dyskryminacji. Obejmuje różne formy przemocy ze względu na płeć, czyli przemoc skierowaną przeciwko kobietom, ponieważ są kobietami, lub dotykającą ich w sposób nieproporcjonalny. (…) W 2011 roku Turcja jako pierwsza podpisała Konwencję, a w marcu 2021 roku ogłosiła wycofanie się z niej, co weszło w życie 1 lipca 2021 roku. Inne państwa członkowskie Rady Europy aktywnie dążą do ratyfikacji, a kraje spoza regionu również wyrażają zainteresowanie przystąpieniem.”

20 marca 2021 roku prezydent Recep Tayyip Erdoğan ogłosił wycofanie Turcji z Konwencji Stambulskiej dekretem prezydenckim – procedurą, którą wielu ekspertów uznało za niekonstytucyjną. Rząd uzasadnił decyzję twierdzeniem, że Konwencja „zagraża wartościom rodzinnym” i „normalizuje homoseksualizm”, przez co jest „niezgodna z wartościami społecznymi i rodzinnymi Turcji”.

Wycofanie Turcji z Konwencji Stambulskiej wywołało powszechne oburzenie w kraju i za granicą. Amnesty International ostrzegła, że decyzja ta naraża miliony kobiet i dziewcząt na jeszcze większe ryzyko przemocy w kraju już zmagającym się z wysokim poziomem przemocy domowej – w samym 2021 roku zamordowano co najmniej 300 kobiet. Szczególnie niepokojące jest to, że Turcja jest pierwszym i jedynym krajem, który wycofał się z Konwencji.

Decyzja Turcji przyciągnęła międzynarodową uwagę i spotkała się z szeroką krytyką. Jak stwierdziła Marija Pejčinović Burić, sekretarz generalna Rady Europy: „Wyrażam pełne poparcie dla wszystkich kobiet w Turcji i poza jej granicami. Mogą liczyć na mnie w obronie ich praw i dążeniu do ratyfikacji i wdrożenia Konwencji Stambulskiej. Trzeba powstrzymać rosnące wysiłki mające na celu utrudnianie ratyfikacji Konwencji lub nawoływanie do wycofania się z niej przez szerzenie fałszywych narracji. Będę nadal poruszać tę kwestię wśród państw członkowskich, by przezwyciężyć manipulacje polityczne i bezpodstawną krytykę wobec tego przełomowego dokumentu oraz zagwarantować wszystkim Europejkom prawo do życia bez przemocy w XXI wieku.”

Mimo że ostatnie sondaże pokazały, iż 84% Turków było przeciwko opuszczeniu Konwencji – a większość konserwatywnych kobiet popierała pozostanie w niej – prezydent Erdoğan zdecydował się na wycofanie, ignorując zarówno prawo międzynarodowe, jak i wolę większości.

Decyzja Erdoğana służy nie tylko konsolidacji władzy w kraju, ale i budowaniu wizerunku zdecydowanego przywódcy. W tym celu nasilił presję na organizacje kobiece, które od lat krytykowały rząd za nieskuteczne wdrażanie Konwencji. Tłumienie tych grup pozwala mu uciszyć opozycję i umocnić kontrolę.

Jednak skutki wycofania się Turcji wykraczają poza jej granice. Zarówno Unia Europejska, jak i Rada Europy podkreślają, że to nie tylko sprawa krajowa, lecz problem o poważnych konsekwencjach regionalnych. Jak zauważył Niemiecki Instytut Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa, decyzja Turcji może stać się niebezpiecznym precedensem: „Wycofanie się może mieć efekt domina w innych krajach członkowskich Rady Europy. Biorąc pod uwagę ostatnie próby polskiego rządu zastąpienia Konwencji alternatywnym traktatem ‘opartym na rodzinie’, popieranym także przez inne rządy Europy Środkowej, cofanie się w kwestii praw kobiet w Europie to nie mit, lecz rzeczywistość.”

Władze zwlekały z ogłoszeniem decyzji sądu – najwyraźniej obawiając się uzasadnionego sprzeciwu społecznego. Hülya Gülbahar, prawniczka z Platformy na rzecz Równości Kobiet w Turcji, skrytykowała bierność sądu: „Złożyłyśmy skargę natychmiast po ogłoszeniu dekretu prezydenta, ale Dziesiąta Izba Rady Stanu prowadzi powolne i arbitralne postępowanie”. Mimo to departament prawa i legislacji poinformował, że skarga zostanie odrzucona jako „bezzasadna”. Inni tureccy prawnicy twierdzą, że to parlament, a nie prezydent, powinien decydować o wycofaniu się z Konwencji, skoro to on ją ratyfikował.

Gülbahar uważa, że Turcja powinna przestrzegać Konwencji, która „ustanawia ważne zasady dotyczące zakazu małżeństw dzieci i uznaje stalking oraz przemoc wobec kobiet za przestępstwo. Ramy te gwarantują także prawo kobiet do edukacji. Wycofując się z porozumienia, Turcja daje światu sygnał, że władze nie powinny chronić kobiet przed przemocą fizyczną”.

Trudno zrozumieć, że mimo bycia sygnatariuszem Konwencji od 2011 do 2021 roku, Turcja nie wdrożyła jej zasad w praktyce. Wielu krytyków podkreśla, że rząd nie podjął niezbędnych działań, by zapewnić skuteczną ochronę praw kobiet. Ta rozbieżność między formalnym zobowiązaniem a brakiem realnych działań budzi poważne obawy.

Wycofanie się Turcji z Konwencji Stambulskiej to niepokojący punkt zwrotny w kwestii praw człowieka, zwłaszcza równości płci. Dla kraju, który niegdyś był wzorem postępu – przyznając kobietom prawa wyborcze wcześniej niż wiele zachodnich demokracji – ten odwrót jest nie tylko politycznie znaczący, ale i symbolicznie bolesny. Brytyjskie sufrażystki niegdyś spoglądały na Turczynki z podziwem, trzymając transparenty „Czy jesteśmy gorsze od tureckich kobiet?” lub „Turczynki już to mają – czemu nie my?”. To bolesne przypomnienie, jak bardzo kraj odszedł od swojej reformatorskiej ścieżki.

Mimo tego regresu warto docenić odporność i ewolucję ruchów feministycznych w Turcji. Zwłaszcza wśród młodego pokolenia i w miastach rośnie opór wobec patriarchalnych norm, a uniwersytety stają się ważnymi ośrodkami walki o równość. Choć oficjalne stanowisko państwa podważa dekady postępu, oddolna aktywność społeczeństwa i młodzieży daje nadzieję na odnowienie zaangażowania w sprawiedliwość płciową.

W tej złożonej i zmiennej rzeczywistości walka o prawa kobiet w Turcji trwa – nie jako zamknięty rozdział, lecz jako nieustannie rozwijająca się opowieść.

Cilem Baytekin

____________________________________________________________________________________

 

„Turecki plan ratunkowy: Zakazać cesarek, ocalić naród!”

Jakby rozmontowanie demokracji, tłumienie wolności słowa i upolitycznianie sądownictwa nie było wystarczające, turecki rząd sięga teraz – dosłownie – do sal porodowych.
19 kwietnia w Dzienniku Urzędowym pojawiło się mrożące krew w żyłach rozporządzenie: planowanych cięć cesarskich nie wolno już wykonywać w placówkach medycznych. W kraju, który ma najwyższy odsetek cesarskich cięć wśród państw OECD (584 na 1000 porodów w 2021 roku), to nie jest zwykła regulacja – to brutalny cios wymierzony w samo serce kobiecej autonomii.

Prezydent Recep Tayyip Erdoğan, w swojej nieustępliwej krucjacie na rzecz „naturalnych porodów”, zdaje się wierzyć, że dekady postępu medycyny można wymazać jednym podpisem. Jakby wybór, w jaki sposób sprowadzić człowieka na ten upadający świat, był kwestią politycznego popisu, a nie osobistej i medycznej konieczności.

Nie, panie Prezydencie, to nie jest „bułka z masłem” odwrócić medyczną rzeczywistość kilkoma linijkami w urzędowym dzienniku. Nie „zakazuje się” procedury medycznej tylko dlatego, że uznał pan, iż kobiety rodzą „niewłaściwie”. Nie depcze się fizycznej samostanowienia połowy społeczeństwa pod pretekstem „ochrony rodziny” – chyba że prawdziwym celem nie jest zdrowie, lecz kontrola.

Sytuację uczynił jeszcze bardziej groteskową incydent podczas meczu piłkarskiego Sivassporu w miniony weekend: parada męskich piłkarzy z transparentem zatwierdzonym przez Ministerstwo Zdrowia, głoszącym „Naturalny poród jest naturalny”.

Co za dystopijny widok: w kraju zmagającym się z inflacją, rozkładem politycznym, odpływem mózgów i biedą, priorytetem staje się marsz mężczyzn na boiska, by pouczać kobiety, jak mają korzystać ze swoich ciał. Jak napisała opozycyjna polityczka Gökçe Gökçen: „Jakby w kraju nie było innych problemów…”

Rzeczywiście. Ale może właśnie o to chodzi. Jak trafnie ujęła to gazeta „taz”:
„To, co rzekomo jest środkiem polityki zdrowotnej, okazuje się autorytarną demonstracją siły – przezroczystą próbą odwrócenia uwagi od protestów i napięć politycznych w kraju”.

Kiedy ludzie krzyczą o niesprawiedliwości, czemu nie uciszyć ich staroświeckim atakiem na kobiece ciała?

Erdoğan ogłasza, że rok 2025 będzie „Rokiem Rodziny” – próbą walki z historycznie niskim wskaźnikiem dzietności w Turcji (1,51 dziecka na kobietę w 2023 roku). Chce, by każda kobieta urodziła co najmniej troje dzieci. Pytam poważnie: dlaczego ktokolwiek przy zdrowych zmysłach miałby sprowadzać choćby jedno dziecko do tak dusznego systemu – nie mówiąc już o trójce?

W sobotę Erdoğan poszedł jeszcze dalej:
„Na tym transparencie nie było żadnej zniewagi, żadnej krytyki, żadnego braku szacunku wobec kogokolwiek…”
Sprzeciw wobec transparentu nazwał „nonsensownym” i ostrzegł, że spadająca dzietność Turcji to zagrożenie „poważniejsze niż wojna”.

Mała rada, panie Prezydencie:
Jeśli kiedykolwiek choćby zbliży się pan do zagwarantowania swoim obywatelom podstawowego zdrowia, bezpieczeństwa i godności, być może – tylko być może – rozważą oni pańską obsesję na punkcie wskaźników urodzeń. Do tego czasu żadne piłkarskie transparenty, żadne wymuszone porody naturalne, a tym bardziej żadne urzędowe dekrety nie uratują systemu, który gnije od środka.

Ciała kobiet nie są polem bitwy politycznej. Nie są własnością państwa. Nie są narzędziem narodowego zbawienia.
I nie, nie są panu winne nawet jednego dziecka.

Pomoc w czasie pandemii Pomoc w czasie pandemii