Nie było u nas takiej miłości – wywiad z Karoliną // Agnieszka Wesołowska

28 stycznia 2021
Kategoria: Psychologia

Z Karoliną umawiam się w jej domu. Wjeżdżam na milionowe piętro. Blok z zewnątrz ohydny, zawsze w takim miejscu spodziewam się upalonych zapałek na suficie i smrodu w windzie. Ale nie.

Karolina ma 55 lat i skórę na szyi tak gładką, że nie mogę oderwać od niej wzroku. Ma starannie ostrzyżone, niebanalnie ufarbowane włosy, ładny sweterek. Zaprasza mnie do ciaśniutkiego pokoiku – klaustrofobia i przepełnienie. Telewizor, kanapa, ława, regał, wielki fotel i drugi obok, lustro, zdjęcia, ramki, szklanki. Wszystko na 8 metrach kwadratowych. Karolina stawia przede mną wielki kawałek ciasta. I herbatę. I czekoladki. Zjadam od razu dwie.

Rozkładam laptop – porządkowanie notatek będzie łatwiejsze. Karolina mości się naprzeciwko, szykuje chusteczki.

Nie zadaje mi pytań. Uprzedza mnie lojalnie, że może płakać. Uśmiecham się i zapewniam, że to normalne. Więc Karolina zaczyna płakać.

 

35 lat po ślubie… że mnie coś takiego spotkało!

A kiedy zaczęła się przemoc?

Zaraz po naszym ślubie, zawsze coś było… Byłam w ciąży z drugim dzieckiem. Pierwsze urodziło się w 1977 roku, w 1974 ślub wzięliśmy, w 1982 córka i gdy byłam właśnie w końcówce ciąży to mąż mnie bardzo pobił. Przyszedł z pracy. Uderzył mnie, a ja wiem, że zrobiłam błąd i mu oddałam. A on wtedy pobił mnie bardzo.

Karolina zaczyna mi pokazywać miejsca urazów.

Uderzył mnie i w nos, w brodę, w usta, w żebra, miałam pęknięte żebro. Wyleciałam na korytarz, żeby wołać ratunku. Nikt nie wyszedł. Mąż wtedy mnie wciągnął z powrotem za suknię – bo miałam taką luźną suknię ciążową. Uderzyłam głową o ławę. Tu była krew.

Przestraszyłam się – że jak to będzie? Ja w ciąży – co teraz będzie…

A on?

On był pijany. Położył się jak gdyby nigdy nic. Zawsze tak było. Mąż był pływający – gdy przyjeżdżał z morza – goście, wódka, jedzenie, w kółko. Gdy dostawałam pensję, koleżanki pytały, ile mąż zarabia. A mąż mówi, że „złotówki dostajesz, o dewizy się nie pytaj”. I dopiero teraz grzebałam w dokumentach i zobaczyłam, ile zarabiał. Przez 35 lat mnie oszukiwał. Mówił 1200-1500 dolarów, a tu – proszę – dwa, trzy tysiące. I wymagał, żebym odkładała. I na co te pieniądze szły?

A wtedy, to pierwsze pobicie – od czego się zaczęło?

Przyszedł pijany, po kolejnej imprezie. Miałam pretensje, że mi ciężko, że ja w ciąży, a znikąd pomocy, wszystko muszę sama, wciąż sama – a koledzy najważniejsi i kolejne przyjęcia. I wtedy pokazał mi, tak, jaki on silny. Rzucił mnie na kanapę, a ja na to – ja ci pokażę – oddałam mu, a on na równe nogi i mnie pobił.

Karolina zaczyna gorzko płakać.

Później zobaczył mnie jak wytrzeźwiał. A ja, z tego wstydu, zaczęłam wycierać krew, sprzątać, żeby syn nie zobaczył, co tu się stało. Bo synek wtedy był u mojej koleżanki. Dziecko… A on spał jak gdyby nigdy nic.

Potem przestraszył się.

Karolina uspokaja się.

Zaczął mówić, że jakoś to będzie i wypłynął za jakiś czas. Jakoś to będzie, jakoś to będzie… córka się urodziła, byłam bardzo szczęśliwa…

Karolina znów płacze, chlipie. Układa ręce jakby tuliła dziecko.

… że mam kim się opiekować, że mam kogo kochać, bardzo kocham moje dzieci…

Chwilę później uspokaja się.

Po jakimś czasie – nie pamiętam kiedy, bo chciałam wymazać ten czas – znów chciał mnie uderzyć – popielnicą. Zasłoniłam się i mówię mu „uderz”. A on w złości rozbił popielnicę o podłogę, pod moimi nogami. Nie wytrzymałam, tego napięcia, tego ciężaru – sięgnęłam po tabletki, trzy dni byłam w szpitalu. Chciałam zapomnieć, wyrzuciłam wypis ze szpitala.

Czy to był krzyk o pomoc, o zwrócenie uwagi męża, czy naprawdę chciała się pani zabić?

Nie, ja chciałam po prostu z tym skończyć. Zjadłam tabletki, wszystkie które miałam w opakowaniu.

Jakie tabletki?

Całe opakowanie leków na zbicie ciśnienia. Najadłam się tych tabletek i zaczęłam odpływać. Przyszłam do niego i mówię mężowi, że teraz to już będzie miał spokój. Było mi słodko i byłam szczęśliwa. I czułam żal z powodu dzieci. Mówiłam mu „pamiętaj, masz wychować dzieci.” Potem zrobiłam się zupełnie obojętna. Mąż wsadził mnie w samochód, przestraszył się, zawiózł mnie do szpitala. Najpierw zrobiono mi płukanie żołądka. Potem trafiłam na psychiatrię.

Rozmawiano tam z panią?

No tak, pewnie, pytano, badano. Ale tam na psychiatrii – czułam się niepotrzebna. Dzieci już urodziłam i czuję się niepotrzebna. Potrzebna tylko żeby dzieci urodzić, wychować i potem żonę można kopnąć, bo już niepotrzebna.

Jak zachował się mąż?

Przepraszał mnie po tym wszystkim. Był chyba zagubiony.

Mówiła pani, że chciała pani wyrzucić wszystko z pamięci. A co się stało, że znów zechciała pani sobie przypomnieć?

Karolina twardnieje.

Bo to nie było pierwszy raz. I tego lata znów chciał mnie pobić. Bo to było tak – od kilku lat była rozmowa, że jego matka ma zamieszkać u nas, bo ona stara i potrzebuje opieki. Ja starałam się, żeby było dobrze, ale ona ani z dwiema córkami ani ze mną nigdy nie żyła dobrze. Wszystkie jej dzieci kłóciły się – przez teściową właśnie. Teściowa przepisała swoje mieszkanie na wnuczkę od strony córki. Po jakimś czasie zaczęła, że tak myśli, że u nas mogłaby zamieszkać. Zmieniała testament na moją córkę. Teściowa jest lekomanką. Chciała się od tych leków oduczyć i była trzy raz w szpitalu psychiatrycznym. Wie pani, tam i drugi syn ją odwiedzał i córka, tam lekarze przecież mogliby potwierdzić, że każdy dbał o matkę, jedzenie przynosił. A teściowa naopowiadała wszystkim, że nikt jej nie odwiedza, że rodziny nie ma, że niewykształcone, głupie dzieci tylko po podstawówce. A przecież każdy się starał! Wydziedziczyła ich.

Karolina zaczyna przekładać papiery i kładzie przede mną akt notarialny. „Ja, Stanisława Iksińska WYDZIEDZICZAM moją córkę Lilianę i mojego syna Karola”. Nienawiść. Nie chcę dotykać tego papieru.

Żeby na pewno nikt tego mieszkania nie dostał, to przepisała na mojego męża. Mąż miał przyjść mieszkać tam, a ona do nas. Sama zrobiłam remont, tu w kuchni i w tym pokoju, do którego miała się wprowadzić. Męża nie było, jak zwykle, w morzu. Teściowa na jeden-dwa dni przyjeżdżała i z powrotem, do siebie i tylko narzekała, że „nikt jej nie pomaga”. A ja…

Karolina przyciska dłoń do piersi, z mocą powtarza:

…sama remonty robiłam, sama. Mąż nigdy w domu nic nie zrobił. Twierdził, że nie umie. A ja się nauczyłam, czy to malowanie, czy tapety. Więc własnymi rękami robiłam. Teściowa to zobaczyła, nawet nie mogła za bardzo narzekać, ale ona chyba nigdy nie chciała być u kogoś. I gdy mąż wrócił zaraz zaczęła nas skłócać, a mąż zaczął mieć pretensje, że pieniądze potraciłam. Bo ja skorzystałam z naszej karty kredytowej – wydatki na remont, na pogrzeb wujka i rzeczywiście zrobiłam na tej karcie 100 zł debetu. Ale przecież to tylko 100 złotych! W końcu tak się skłóciliśmy, że ja te karty kredytowe unieważniłam w banku. Czepiał się mnie o wszystko, wszystko. I ja wtedy powiedziałam, że „nie chcę z twoją mamą mieszkać, to przez nią się kłócimy”. To zaczął się czepiać o pieniądze. Powiedział mi, że konta mi pozabiera i nie będę miała nic. Zrobił mi awanturę o debet, cały dług w banku z kart wynosił około 1800 zł – więc o jakie pieniądze myśmy się kłócili?! To zaczął opowiadać wszędzie, że ja długów narobiłam. Ale to od teściowej się zaczęło, od jej intryg. I wtedy się zaczęło na całego. Zaczął mi wygrażać, wygadywać. Nie wytrzymałam – położyłam na wierzchu swoje czarne ciuchy, wyszłam z domu i chciałam skończyć ze sobą. Poszłam na dworzec i siedziałam tam dwie godziny. Pod pociąg… Ale tak siedziałam i myślałam: Boże, dlaczego mam mu dawać satysfakcję, on mi życia nie dawał, czemu ma mi odbierać?

Karolina już nie panuje nad sobą. Zaczyna płakać. Ledwie mówi, chwilami jej nie rozumiem, tego natłoku myśli, słów jak pchełki.

Siedziałam, przemyślałam, wsiadłam w tramwaj, ale jeden przystanek, a potem poszłam na piechotę do domu. W domu mąż z synem zaczęli mnie szukać, syn dorosły, a ja szłam w nocy po mieście. Siostra moja zaczęła się denerwować, wydzwaniać, nie odbierałam telefonu, a jak odebrałam to mówię „jestem na mieście, nie wiem co robić swoim życiem”. Bo nikt się nie będzie już pastwił nade mną, nikt mnie więcej nie uderzy.

Karolina płacze coraz bardziej, opowiada chaotycznie o kilku dramatycznych wydarzeniach z jej życia, o dzieciach, szczególnie synu. Zapisuję to, co mówi, ale po tygodniu dzwoni i prosi, by tej części opowiadania nie uwzględniać.

Po jakimś czasie, po dwóch dniach – mąż tu do mnie wchodził i wychodził, nie miałam jeszcze zamka do pokoju wstawionego. A tak to wchodził i zaczynał krzyczeć. Ja wyszłam, nic się nie odzywałam, jedzenie sobie robiłam. Stanął i mówi „no i co – zobacz jak ty wyglądasz, jakie masz śliczne ząbki, ty szmato jebana”. Zaczęłam krzyczeć, w końcu wyszedł z domu. Za jakąś godzinę ktoś wali w drzwi. Wchodzi mąż z synem – a ja zaczęłam nagrywać to wszystko co się dzieje, dla własnej obrony. Syn straszył mnie szpitalem, mąż wyklinał. Potem śmiali się. Obaj. Razem. I wtedy postanowiłam. Że to koniec, że między nami nic nie ma. Złożyłam pozew o rozwód. Ale bałam się – gdzie ja teraz pójdę, co zrobię. A on mnie pytał: „czy ty na to zapracowałaś?”. A ja przecież pracowałam, zarabiałam. Najpierw 10 lat pracowałam w szaszłykarni, ciężka praca, naprawdę, po 12 godzin. Potem wyjechałam do Niemiec i tam pracowałam. I wszystkie pieniądze wysyłałam na konto męża.

Nie miała Pani własnego konta?

No, nie, no właśnie na jego, ale przecież to wspólne było, prawda? Są wyciągi, można sprawdzić. A potem on wyjechał znów w morze. To ja zaczęłam sprawdzać dokumenty i przygotowywać się do sprawy sądowej. Znalazłam te wyciągi z banku, co pani pokazywałam i zobaczyłam, ile on naprawdę zarabia. Jak on mnie całe życie oszukiwał.

Kwestia oszustwa wyjątkowo ją boli, chyba bardziej niż pobicie czy wyzwiska. Karolina, gdy opowiada o zarobkach męża, zacina się. W sekundzie na jej twarzy maluje się żal, poczucie krzywdy, złość, niezrozumienie.

Zobaczyłam, że zarabia ponad 2 tysiące dolarów. Nawet więcej, o tu pani spojrzy, nawet 3 tysiące, widzi pani? O, tu 3200. Mnie zostawało trochę złotówek i ja z tych pieniędzy i dom utrzymać i dzieci, i remont zrobić. A jakoś mi starczało. A jak przyjeżdżał, to wszystko było przejedzone, przepite. To się pytam, na co te pieniądze szły?

Może coś sobie odkładał?

A pewnie, że odkładał, ja tu znalazłam. Ma jakieś lokaty, fundusze. Widziałam i 10 tysięcy i 11 tysięcy i 3800 jakiejś wpłaty.

Przeglądam z nią papiery. Skupiam się na cyfrach. Wszystkiego ledwie powyżej 10 tysięcy. Żadnych większych oszczędności, które mogłyby wynikać z ponad 30-letniego odkładania kilkuset dolarów miesięcznie.

Potrzebował pewnie na własne wydatki…

Ale ile, proszę pani, ile? To ja rozumiem 300 zł, 500 zł, ale tyle dolarów?

Myślę sobie, że nikt kto dobrze zarabia nie chce wydzielać sobie groszy na rozrywki i że za 300 czy 500 zł żaden marynarz czasu wolnego nie spędzi. Potem uzmysławiam sobie, że 30, a nawet 20 lat temu siła nabywcza dolara była zupełnie inna. Pamiętam paczkę papierosów w Pewexie, za 87 centów. Pamiętam, bo tyle zbierałyśmy z koleżankami na przyzwoitsze papierosy na imprezę.

A od sierpnia ani złotówki od niego nie mam, a ma pretensje, że nie płacę mu za prąd. A mówi, że powinien sprawdzić moje mieszkanie, chce nasłać rodzinę, syna, że będą kontrolować mnie czy sprzątam. Wymieniłam zamki w drzwiach – jak chcą sprawdzać, to jak ja jestem, a nie pod moją nieobecność. Ale mężowi klucze dam, przed nim mieszkania nie zamykam. I to było tak: statek przypłynął 10 grudnia, i zadzwonił na policję, że nie może wejść do domu, co ma zrobić, będzie zmuszony jechać do matki albo nie wie, gdzie będzie nocował. Ja w tym czasie u siostry byłam, ale zaraz przyjechałam i oddałam mu klucz. Awanturę mi zrobił – „za mieszkanie nie płacisz, za prąd nie płacisz, nie potrafisz stąd wyjść? Tu nic twojego nie ma”. Ja mu: „ty mi teraz takie rzeczy mówisz? – gdzie ta twoja miłość?”. A on jak nie ryknie „Cooo, ty miłości chcesz????”.

Wyszłam z domu, nie chciałam tych awantur. Wróciłam o 11 w nocy.

Tak po prostu?

Nie, bałam się wrócić. Najpierw pojechałam na policję. Wchodzę na posterunek, a policjant mi mówi „a to pani wymieniła zamki!”, bo mąż tam dzwonił, czy pojechał ze skargą. I jeszcze ten policjant mówi, że zrobiłam przestępstwo, bo wymieniłam zamki.

Nieeee…

Karolina z zacięciem kiwa głową.

Tak mi powiedział! A ja się tłumaczę, że to nie jest męża mieszkanie tylko nasze wspólne. A policjant w końcu mówi, że dobra, przyjadą, jeśli będą problemy. Ale gdy wróciłam – męża nie było. Wymieniłam znów zamki na stare, bo do starych mąż miał klucze i pojechałam do siostry. A przez ścianę u siostry mieszka moja szwagierka, której mąż, brat męża, niedawno zmarł. I ona mi mówi, że mąż to w Świnoujściu jest. Na policji skłamał, że nie ma gdzie spać, a wrócił na statek! Miałam już dość tych krętactw. Umówiłam się, wie pani, z dzielnicowym, bo wciąż się bałam. Dzielnicowy powiedział, że chce porozmawiać z mężem. Mówił nawet, że trzeba było mężowi powiedzieć, że zamek się zepsuł i dlatego – a ja chciałam prawdę powiedzieć.

Karolina rozkłada bezradnie ręce przy „chciałam prawdę powiedzieć”. Potem pokazuje mi kopię pozwu rozwodowego. Na kartce w kratkę odręczne pismo. Błąd ortograficzny. Żadnych zarzutów, ot, rozpad pożycia małżeńskiego.

Prawniczka pomagała mi to napisać.

Mnę przekleństwo, dziabię widelczykiem ciasto.

O, widzi pani, ja prosiłam sąd, żeby wyznaczył sprawę wtedy, gdy mąż wróci. Bo on teraz w rejsie jest.

Dlaczego pani chce być wobec niego lojalna? Czy pani wie, że nie musi pani wskazywać tego terminu? To jest jego problem, to on ma się stawić na sprawie w oznaczonym terminie.

No, uważam że tak będzie najlepiej… Wie pani, córka mnie prosi, żebym nie robiła niczego po złości, bo lepiej na tym wyjdę. I mówi, że ona się ode mnie nie odwróci, że tylko mnie ma. Ona mnie na duchu podtrzymuje. Sama mówi, że „nie poddawaj się”.

Na regale stoją zdjęcia córki. Postawna blondynka, młoda, ma zmęczoną twarz, mimo uśmiechu. Wyjechała do Anglii. Nie ma zdjęć syna. Są zdjęcia wnuczki, córki syna.

Czy dzieci widziały przemoc w domu?

Nie, dzieci nie widziały bicia. Może tylko to, że nie rozmawiamy… Jak przyjechał i sobie popił to on dużo opowiadał o rejsach, a dzieciaki to łykały – że ten dostał w mordę, że poszli wypić, że były jakieś dziwki – tylko takie rzeczy im opowiadał.

Ma pani przyjaciół?

Mam! To moja siostra i córka, i teraz to i szwagierka, i nawet jego siostra jest przeciwko niemu. Siostra mówi mi, nie chce się wtrącać do nas, bo jej przy tym nie ma.

Czy on panią kochał?

Nie wiem… Ja nie wiem. Nigdy między nami wielkiej czułości nie było. „Kocham cię” to ja słyszałam tylko, jak mnie po pijaństwach przepraszał.

Czy był taki okres, kiedy dobrze się pani z nim czuła?

Nie wiem… Nie zawsze…

Czy było między wami coś dobrego?

Tylko jak wyprosiłam, kochał mnie tylko na przeprosiny.

A dlaczego wyszła pani niego za mąż?

Ja wiem… Znaliśmy się już dość długo, ja to jeszcze byłam podlotkiem, on w wojsku był, to było w moje imieniny – zapukałam do niego: „przyjdź, Edziu, na torta”. A on do matki mojej wystartował, że żenić się chce.

Chodziliście ze sobą?

Właśnie, że nie. Nie chodziliśmy ze sobą, nie spotykaliśmy się. On widział, że jestem spokojna dziewczyna, a już miał swoje za skórą.

To znaczy…?

No, miał dziewczyny, miał się żenić. A teściowa wciąż opowiadała mi o tamtych dziewczynach. A mnie to nie obchodziło.

Czemu pani powiedziała, że „miał za skórą”? Co dziwnego dla młodego człowieka, że spotykał się z różnymi kobietami?

Ale bo te dziewczyny zrywały z nim. Ale nigdy nie dociekałam czemu. Wyszedł z wojska, wypłynął w morze, a ja z teściową chodziłam załatwiać ślub.

Ile pani miała lat?

21.

Dlaczego chciała pani za niego wyjść? Kochała go pani?

Ja nie wiem… Może bałam się zostać starą panną?

Dwudziestojednoletnia dziewczyna???

Karolina wzrusza ramionami, uśmiecha się jakoś przepraszająco.

Chciałam założyć rodzinę, byłam spokojna dziewczyna, nie miałam chłopaków. Miałam jednego, rok z nimi chodziłam, ale też bałam się, że w ciążę zajdę, nie dostał, co chciał i się rozstaliśmy.

Znów wzrusza ramionami, teraz z niechęcią.

Zagłuszona jakoś byłam. I to wszystko samo się stało, nic nas nie zmuszało. Między nami nic nie było, nie byłam w ciąży.

Ma pani jakieś zdjęcie ślubne?

Zaskakuję ją tym pytaniem.

Nie wiem. Gdzieś tu miałam…

Karolina zaczyna grzebać w pudełku wyciągniętym spod telewizora.

Ooo, mam.

Ze zdjęcia patrzy na mnie piękna dziewczyna, atrakcyjna, zalotnie uśmiechnięta. Przenoszę wzrok na moją rozmówczynię. Jest piękna, bez zmarszczek, w środku zimy jej skóra ma przyjemną, naturalnie oliwkową barwę. Jestem 15 lat młodsza. Chciałabym tak wyglądać.

A dobrze wam było na początku?

Ja już teraz nie wiem, czemu ja tak to wszystko…

Teraz pytam bardzo łagodnie.

A nie chciałaby pani sobie przypomnieć?

Nie wiem.

Przypomnieć sobie, skąd te 35 lat się wzięło…?

Znów wzrusza ramionami.

Nie było u nas takiej miłości.

A dom rodzinny?

Nie było tak źle. Trójka nas była. Rodzice nas kochali. Mama nasza była dobra, spokojna. Tata lubił wypić, ale nie był pijakiem. Rodzina przeciętna, normalnie, pracowici tacy.

Chciałaby się pani zakochać?

Patrzy na mnie prosząco.

Nie wiem, czy to istnieje. Ja kochałam tego mojego pierwszego chłopaka. A męża? Nie, nie wiem, chyba nie w taki sposób…

Ale ma pani z nim dwoje dzieci. Rozumiem, że panią raz ciężko pobił, ale skąd się wzięła potem ta próba samobójcza?

Karolina twardnieje.

On mnie zawsze zgłuszał, pomiatał. Tak mnie traktował jak…

Nie byłam wychowana, żeby goście bez przerwy. Bywali goście, mama miała swoich przyjaciół, i odwiedzali nas i chodziliśmy gdzieś, a tu za każdym razem gościny, pijatyki, wrzaski, a ja na życie musiałam o pieniądze prosić. Czy bluzkę kupiłam, czy co, a on „po co ci to”. Nauczyłam się, że takie rzeczy, głupią bluzkę czy majtki kupowałam tylko, jak on tego nie widział, jak go nie było. A potem mówiłam „a ja to od dawna mam”. Agresywnie się czepiał. Stale czepiał się.

Skarżyła się pani komukolwiek na to, że panią pobił?

Nie, trzymałam się tak, żeby mnie nikt nie widział. A teraz wspólni przyjaciele odwrócili się ode mnie. Nie chcą zeznawać na sprawie rozwodowej.

A czy dzieci widziały?

No, syn wtedy był malutki, a ja dopiero w ciąży z drugim dzieckiem. Nie, nie widziały, że mnie źle traktuje. Chociaż pamiętam, jak syn był malutki, było coś, że ja kazałam mu zrobić i uderzył mnie. Ja mówię „kto to mamę bije?”, a wtedy mąż z boku podjudzał „uderz ją, uderz ją”. Ja tak myślę, że nasiąkały tym wszystkim. Tą pogardą, tymi imprezami, pijatyką. Syn był krnąbrny, zawsze potrafił się odszczekać. Były z nim problemy… Córka, teraz, już miała jednego narzeczonego, od którego po zębach oberwała…

Jest z nim dalej?

Nie… W Anglii jest.

Uciekła – dzwoni mi w głowie.

Lubi pani siebie? Jakby się pani spotkała się na ulicy – chciała by pani ze sobą porozmawiać?

Tak, lubię. Chciałabym porozmawiać. Lubię dobrze wyglądać, sama włosy obcinam i farbuję. Zawsze to oszczędność, bo nie stać mnie na fryzjera. A on mnie rozliczał z tego, co mi dawał. Dawał pieniędzy na troje, a gdy przyjeżdżał to on był czwarty do tych pieniędzy. Czy ja jestem czegoś warta? Jestem, wie pani? Jestem. Ja potrafię wszystko – ugotować, sama remonty robiłam, ludziom gotowałam na święta potrawy, ciasta – ciasta bardzo dobrze piekę. Każdemu bym chciała pomóc. Ja nie potrafię odmówić, gdy ktoś mnie o coś prosi – to ja potrafię noce zarwać.

Potrafi pani powiedzieć „nie”?

No… właśnie nie bardzo…

Chodzi pani na terapię?

Tak, i pomaga mi bardzo. Bardzo. Człowiek nie czuje się samotny.

Ma pani koleżanki?

A mam, mam, nie czuję się zamknięta w domu. Każdy myślał, że jesteśmy idealnym małżeństwem, a ja nie chciałam opowiadać obcym. I wie pani co? Zazdroszczę starym ludziom, jak idą ulicą i za ręce się trzymają. Jak go kiedyś za rękę złapałam to odepchnął mnie i musiałam iść trzy kroki za nim. I zawsze tak było, nawet po ślubie.

Myśli pani, że on jest szczęśliwy?

Nie wiem… Ja nie raz mięknę. Dowiedziałam się, że na statku po kątach sobie popłakuje.

Karolina prostuje się i wzmacnia głos.

Ale on nasze 35 lat zmarnował.

One comment

  1. Nutka pisze:

    Świetnie opowiedziana historia. Zmusza do zastanowienia się. Nie wiem czy przeważa we mnie żal nad kobietą czy złość do faceta.

Dodaj komentarz

← Powrót do bloga
Pomoc w czasie pandemii Pomoc w czasie pandemii