Historia Mariny // Olena Dekhtiar

Przedstawiamy Wam historię naszej klientki Mariny, spisaną i przetłumaczoną przez Olenę Dekhtiar.

Mojego byłego męża poznałam 16 lat temu, 12 lat byliśmy małżeństwem. Minęły 2 lata odkąd już nie mieszkamy razem.

Na początku naszego związku wszystko układało się stosunkowo dobrze. Stopniowo jednak odseparowywał mnie od środowiska pracy, potem od przyjaciółek, wreszcie odwrócili się ode mnie nawet moi krewni. Nie miałam własnych pieniędzy, na wszystko mąż wydzielał mi pieniądze i żądał przedstawiania paragonów.

Po urodzeniu dziecka ciągle narzekał, że ​​nie zwracam na niego uwagi. Kiedyś kopnął mnie mocno w brzuch i żebra na oczach 3-letniego dziecka, po prostu dlatego że nie zrobiłam czegoś tak, jak chciał. Próbowałam zadzwonić na policję, ale zabrał mi telefon. Sąsiedzi wezwali policję i kiedy przyjechał patrol, zabrałam dziecko i uciekłam. Nie wiedziałam, co będzie dalej i bałam się, że jak nas odnajdzie, będzie jeszcze gorzej. Interweniowali jego krewni. Mówili, że rozwód jest zły, że dziecko będzie dorastać bez ojca, że ​​mąż żałuje tego, co zrobił i mi zadośćuczyni.

Wielokrotnie próbowałam od niego uciec, ale nie wierzyłam w siebie i swoją siłę, nie miałam w nikim oparcia. Od czasu do czasu wyzwiska pod moim adresem wzmacniał biciem.

W 2016 roku wyjechaliśmy do Polski, ponieważ mój mąż dostał tu pracę. Tutaj poznałam wszystkie „uroki” rodzinnego życia z moim mężem. Trudno było mi się przystosować do nowej rzeczywistości. Czułam się źle fizycznie i psychicznie, jakbym wpadała do jakiegoś bezdennego dołu, z którego nie widziałam wyjścia.

Kiedyś dostałam od niego w twarz, ponieważ odpowiedziałam niepoprawnie na pytanie. Od uderzenia wargi wbiły mi się na zęby i natychmiast spuchły. Nie pozwolił mi iść do szpitala, bo jeśli powiem, że to on mnie uderzył, to zostaniemy bez finansów, bo można będzie go zwolnić z pracy. I jak będziemy wtedy wychowywać dziecko? Przejdzie ci samo, mówił…

Zostałam jego workiem do bicia, ponieważ wszystkie problemy i wszystko, co nie szło dobrze w życiu mojego byłego męża, jego zdaniem było moją winą. Poprosiłam o rozwód, ale on nie chciał się zgodzić, gdyż było mu ze mną wygodnie.

Pewnego dnia wrócił do domu z kobietą. Była to jego koleżanka z pracy. Okazało się, że postanowił znaleźć dla mnie pracę! Jego koleżanka w ogóle nie wiedziała, co się u nas dzieje. Tego dnia poszedł się z nią spotkać, ale był taki pijany, że zgubił portfel ze wszystkimi dokumentami. Kilka razy dzwonił, żeby sprawdzić, czy zostawił go w domu. I za każdym razem jego agresja rosła, bo w jego oczach to była moja wina, że nie mogłam znaleźć jego portfela. Kiedy wrócił do domu, agresywnie nalegał, żebym dalej go szukała. Na co jego koleżanka powiedziała, że powinien udać się na policję, aby napisać oświadczenie. Nie mógł jednak tego zrobić, był zbyt pijany. W końcu ktoś zadzwonił i powiedział, że znaleziono jego dokumenty. Kazał mi z dzieckiem pójść i je odebrać. Ja, mój syn i koleżanka męża poszliśmy odebrać portfel z dokumentami, a mąż poszedł spać. Po drodze rozmawiałam z nią o moich zainteresowaniach i preferencjach w pracy, rozmawiałyśmy kilka godzin, bo była dla mnie jak powiew świeżego powietrza. Wymieniłyśmy się kontaktami.

W końcu wróciłam z dzieckiem do domu, na piechotę, bo nie dał nam pieniędzy na podróż. Zamknął przed nami drzwi i kazał iść tam, skąd przyszliśmy. Obcy kraj, nikogo nie znam… Poza jedną osobą. Napisałam do nowo poznanej koleżanki, jaka jest sytuacja i że nie wiem, co robić. Po przyjściu do niej uśpiłam dziecko. I wylałam przed nią wszystko, co dotyczyło mojego życia z mężem. Ogromnie dziękuję jej za to, że mnie wsparła i otworzyła mi oczy na całą sytuację, nazywając ją przemocą domową.

Pomogła mi znaleźć Centrum Praw Kobiet, poszła ze mną jako tłumaczka, bo nigdy nie uczyłam się języka polskiego mieszkając tu przez 4 lata. W tamtym momencie bardzo się bałam, byłam bezradna w obliczu kolejnej fali covidu, z dzieckiem na rękach.

Ludzie, których w ogóle nie znałam, dali mi dużo wsparcia i pomocy, nieważne jak wyglądałam, nieważne, że wciąż odczuwałam strach i psychiczne uzależnienie od tego związku. Dzięki CPK i koleżance moja niepewność przerodziła się w wiarę w siebie.

Za 2 lata skończę studia kosmetologiczne, otrzymam dyplom. Moje życie stopniowo się poprawia, nauczyłam się polegać na sobie i wierzyć we własne siły. Poprawiam jakość swojego życia oraz życia swojego dziecka.

Kiedy patrzę 2 lata wstecz i widzę niezdecydowaną i nieśmiałą kobietę, nie mogę uwierzyć, że taka byłam. Nie wierzę, że można było żyć takim życiem i uważać to za normalne.

Chcę wam przekazać, że wszystkie możemy zmienić swoje życie, aby żyć nim na własnych zasadach. Wierzcie w siebie!!!

 

Natychmiastowe odizolowanie sprawcy przemocy w rodzinie // Ewelina Zielińska

Jedną z najczęściej występujących i najbardziej rozpowszechnionych form przemocy wobec kobiet jest przemoc w rodzinie, której kobiety doświadczają ze strony mężów/partnerów lub członków rodziny. Przemoc w rodzinie narusza podstawowe prawa człowieka (w tym prawo do życia i zdrowia czy też poszanowania godności osobistej). Jeszcze do niedawna panowało przekonanie, że jest to sprawa prywatna i społeczeństwo ani państwo nie powinno w nią ingerować, co powodowało trudności w walce z tym zjawiskiem. Obecnie z uwagi na publiczną debatę o sytuacji i prawach kobiet, zjawisko przemocy w rodzinie wobec kobiet przestaje powoli być już tylko sprawą prywatną, która dotyczy wyłącznie ofiary i sprawcy przemocy.

Niniejszy artykuł przygotowany jest z myślą o kobietach, które doświadczają przemocy w rodzinie. Dokonanie wnikliwej analizy prawnej zjawiska przemocy w rodzinie i obowiązujących instrumentów prawnych mających na celu jego zwalczanie, wykraczałoby poza ramy niniejszego artykułu, jednakże dla spójności wywodu konieczne wydaje się zasygnalizowanie, iż definicje ustawową przemocy w rodzinie formułuje Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i należy przez to rozumieć jednorazowe albo powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie naruszające prawa lub dobra osobiste członków rodziny, w szczególności narażające te osoby na:

  • niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia,
  • naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność, w tym seksualną,
  • powodujące szkody na ich zdrowiu fizycznym lub psychicznym,
  • wywołujące cierpienia i krzywdy moralne u osób dotkniętych przemocą.[1]

Jak czytamy w Biuletynie Informacji Publicznej RPO, ogólna liczba osób dotkniętych przemocą w rodzinie wyniosła w 2019 r. 227 826. Zdecydowaną większość stanowiły kobiety (124 382 w porównaniu do 39 625 mężczyzn i 63 819 dzieci). A wśród zatrzymanych sprawców zdecydowaną większość stanowili mężczyźni (16 647 w porównaniu do 606 kobiet).[2] Należy dodać, że przytoczone dane dotyczą wyłącznie przypadków przemocy zgłoszonych policji – faktyczna liczba ofiar przemocy domowej (tzw. „ciemna liczba”) jest zdecydowanie wyższa.

Wskazania wymaga, iż często to właśnie ofiary przemocy w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa zmuszone są do ucieczki z domu, w którym zamieszkują wspólnie z osobą stosującą przemoc. Pokrzywdzone kobiety często nie mogąc znaleźć bezpiecznego miejsca schronienia, kontynuują wspólne zamieszkiwanie wspólnie ze swoim oprawcą, w tym czasie oczekując jednocześnie na drogę postępowania sądowego. Wiele kobiet w poczuciu bezsilności rezygnuje z podjęcia jakichkolwiek kroków prawnych wobec swoich małżonków czy partnerów. Aby zapobiec takim sytuacjom, najważniejszym celem przeciwdziałania przemocy domowej stało się natychmiastowe zapewnienie bezpieczeństwa osobie pokrzywdzonej.

Przypomnijmy, iż od dnia 30 listopada 2020 r., w Polsce na wzór rozwiązań w zagranicznych systemach prawnych, obowiązują nowe przepisy, które pozwalają na natychmiastowe odizolowanie osoby dotkniętej przemocą̨ od osoby stosującej przemoc, w sytuacji gdy stwarza ona zagrożenie dla życia lub zdrowia domowników. Wraz z wejściem w życie nowych regulacji, policja oraz żandarmeria wojskowa nabyły uprawnienia do wydania nakazu natychmiastowego opuszczenia mieszkania i jego bezpośredniego otoczenia lub zakazu zbliżania się do mieszkania, i jego bezpośredniego otoczenia. Wskazane działania będą mogły być podjęte podczas interwencji funkcjonariuszy lub żołnierzy, bądź w związku z uzyskaniem informacji o stosowaniu przemocy w rodzinie. Oba środki mogą zostać wydanie łącznie, nawet jeżeli w momencie interwencji osoba stosująca przemoc będzie nieobecna w mieszkaniu wspólnie zajmowanym z ofiarą. Środki te będą wykonalne natychmiast i będą określały m.in. odległość od wspólnego mieszkania, którą sprawca przemocy domowej będzie zobowiązany zachowywać.

Zadaniem policjantów jest w pierwszej kolejności ocena, czy osoba stosująca przemoc stwarza zagrożenie dla życia lub zdrowia domowników, pod uwagę należy wziąć: akty przemocy fizycznej w rodzinie, kierowanie gróźb użycia przemocy, wiek osoby dotkniętej przemocą, stosowanie przemocy wobec kobiet w ciąży, zaburzenia psychiczne sprawcy przemocy, nadużywanie lub uzależnienie sprawcy od alkoholu lub innego środka odurzającego.

Osoba stosująca przemoc, w stosunku do której wydany zostanie nakaz lub zakaz, będzie zobowiązana do opuszczenia wspólnie zajmowanego mieszkania i jego bezpośredniego otoczenia, pozostawienia kluczy, a także przekazania informacji o nowym adresie pobytu i jeśli to możliwe, numeru telefonu, pod którym będzie dostępna. Sprawca przemocy będzie mógł zabrać przedmioty osobistego użytku, a także przedmioty służące do świadczenia pracy. Podkreślenia wymaga, iż nakaz i zakaz mogą być wydane nawet jeśli wyłącznym właścicielem mieszkania jest sprawca przemocy. Wówczas osoba, która pozostanie w mieszkaniu będzie zobowiązana pokrywać opłaty takie jak czynsz, media itp., chyba że sprawca przemocy jest zobowiązany wobec ofiary obowiązkiem alimentacyjnym. Natomiast osoba, wobec której zostanie wydany nakaz lub zakaz, będzie mogła w ciągu 3 dni zaskarżyć decyzję policji lub żandarmerii wojskowej do sądu. Nadto, jeśli sprawca przemocy oświadczy, iż nie ma dokąd się udać, policjant wskaże mu placówki zapewniające miejsca noclegowe.

Policjant informuje osobę dotkniętą przemocą w rodzinie m.in. o możliwości i sposobie złożenia żądania, aby to sąd zobowiązał sprawcę przemocy do opuszczenia wspólnie zajmowanego mieszkania i jego bezpośredniego otoczenia lub zakazał zbliżania się do mieszkania i jego bezpośredniego otoczenia. Wniosek taki należy złożyć w sądzie rejonowym właściwym ze względu na miejsce zamieszkania wnioskodawcy (tj. osoby składająca wniosek). Wnioskodawca jest zwolniony od uiszczenia kosztów sądowych od takiego wniosku. We wniosku należy wnieść o przeprowadzenie dowodów z zeznań świadków, dowodów z dokumentów (np. zaświadczenia lekarskiego, dokumentów potwierdzających interwencje policji lub żandarmerii wojskowej), jeżeli przed sądem toczyły się już sprawy związane z przemocą w rodzinie, należy podać, w jakim sądzie oraz sygnaturę akt sprawy.

Z uwagi na fakt, iż tymczasowy nakaz izolacji sprawcy przemocy domowej będzie obowiązywał jedynie przez 14 dni od ich wydania, na wniosek ofiary przemocy w rodzinie sąd udzieli zabezpieczenia, w którym nakaz lub zakaz zostaną przedłużone. Wniosek o udzielenie zabezpieczenia będzie podlegał bezzwłocznemu rozpoznaniu, nie później niż w terminie trzech dni od dnia jego wpływu do sądu. Podkreślić należy, iż policja lub żandarmeria wojskowa mają obowiązek przynajmniej trzykrotnie sprawdzić, czy nakaz lub zakaz nie są naruszane. Pierwsza kontrola powinna odbyć się następnego dnia po wydaniu nakazu.

Na koniec wskazać należy, iż policja doręcza odpis nakazu lub zakazu wydanego przez policję prokuratorowi, a gdy w mieszkaniu zamieszkują osoby małoletnie – także właściwemu miejscowo sądowi opiekuńczemu. Natomiast dokumentacja sporządzona w związku z wydaniem nakazu lub zakazu zostanie umieszczona w teczce „przemoc w rodzinie” prowadzonej przez dzielnicowego.

[1] Ustawa z dnia 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (Dz.U. z Nr 180, poz. 1493 ze zm.)

[2] Biuletyn Informacji Publicznej RPO 11.04.2021, online: https://bip.brpo.gov.pl/pl/content/rpo-przemoc-domowa-wobec-kobiet-zwalczanie-ocena, dostęp 27.07.2022

Zespół stresu pourazowego // Inga Lipińska

Ostrzeżenie: artykuł zawiera treści o przemocy seksualnej

Doświadczenie przemocy daje różne skutki. Jeden z najdotkliwszych to PTSD, czyli zespół stresu pourazowego. Często pomijany w dyskusji publicznej jako skutek przemocy domowej. Zanim wybuchła wojna właśnie o tym chciałam pisać. Lecz kiedy wybucha pożar to trzeba go gasić zamiast dyskutować. Takim pożarem wymagającym działania jest masowa migracja ludzi uciekających z Ukrainy. Wiadomo – trzeba im pomóc. Ale pomagać trzeba umieć.

Sytuacja nie odwiodła mnie od chęci pisania o PTSD, bo jest to temat jak najbardziej na czasie. Zjawisko, o którym powinniśmy wiedzieć, bo możemy być świadkami i świadkiniami jego rozwoju u osób, które często gościmy pod swoim dachem, będziemy z nimi pracować i spotykać się na co dzień.

Zespół stresu pourazowego jest powikłaniem doświadczenia traumy. Można o nim mówić w sytuacji, gdy pomimo upływu czasu od traumatyzującego doświadczenia nie można normalnie funkcjonować, bo bolense przeżycia wciąż wracają i zaburzają normalne funkcje. Osoby doświadczone nim odczuwają potworny lęk, który wyczerpuje.

Obecnie jest wiele dyskusji na temat traum wojennych. I dobrze. Bo one mają swoje źródło w brutalnych doswiadczeniach. I to wielu w jednym czasie. Dlatego osoby będące na froncie (wojskowi i cywile) często trafiają na oddziały szpitalne zajmujące się PTSD. Doświadczyły bowiem rzeczy, o których nie da się zapomnieć. Które wracają do nich w snach. I na jawie w formie flashbacków. Dokładnie tak, jak w niektórych przypadkach osób doświadczających przemocy domowej.

I to jest rodzaj PTSD najbardziej problematyczny. Bo ludzki mózg zazwyczaj jest w stanie sobie poradzić z traumą. Ale jeśli każdego dnia jesteśmy w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, doświadczamy brutalności w postaci bicia, uwięzienia, gwałtów, okaleczenia i nie wiemy, czy dożyjemy kolejnego dnia to już może być za dużo. I jest.

Bo w takich okresach walczy się o przeżycie. Nie ma miejsca na emocje, na ich przeżycie. One wychodzą później, gdy jesteśmy już w teorii bezpieczni/e.

Nie będę się wymądrzać na temat doświadczenia wojny, bo jej nie przeżyłam. Ale bardzo brutalną przemoc owszem i widzę niestety wiele podobieństw. Aby pomóc zrozumieć Wam to, czego możecie być świadkiniami i świadkami podzielę się własnymi doświadczeniami. Na podstawie wypowiedzi specjalistów o skutkach traum wojennych dostrzegam, że niestety mechanizmy są te same.

Po pierwsze, pół roku koszmarów bezpośrednio po odejściu od przemocowca. Miałam małe dzieci, byłam w ciąży. Bardzo potrzebowałam odpoczynku. Sny były tak straszne, że robiłam wszystko, by nie spać. Niestety nie dało się. Więc jeśli gościcie kogoś, kto uciekł z bombardowań, widział zabitych bliskich, był zgwałcony, to weźcie pod uwagę, że sen niekoniecznie jest dla niego odpoczynkiem.

Po drugie, flashbacki. To specyficzne zjawisko będące objawem PTSD. Zauważyłam, że większość specjalistów nie wyjaśnia, czym tak na prawdę jest. W teorii to wspomnienie strasznego przeżycia. W praktyce mózg nie odróżnia, co jest wspomnieniem, a co rzeczywistością, więc osoba przeżywająca flashback doświadcza wszystkich odczuć związanych w tamtą sytuacją. Jest to straszne. Lęk jest tak ogromny, że nie pozwala się ruszyć, mówić czy zrobić cokolwiek. Gdy pierwszy raz mi się zdążył, myślałam, że zwariowałam. Dlatego dzielę się z Wami tym, abyście wiedziały i wiedzieli, że coś takiego istnieje. Bo ktoś w Waszym otoczeniu może go mieć. I to nie jest jednorazowe. Flashbacki są jak puszka Pandory. Jak się pojawią to trudno nad nimi zapanować – warto udać się na konsultację psychiatryczną i psychologiczną.

Koszmarów można też nie pamiętać, ale jeśli np. na jawie przeżywa się flashback z doświadczenia, gdy ktoś staje człowiekowi butem na jego łopatce, to po przebudzeniu boli cała okolica. Mięśnie są tak napięte, że nie można ruszyć ręką. Ciało reaguje jakby to się działo tu i teraz.

U osób, których dotyczy PTSD po bardzo wielu traumatycznych zdarzeniach jego objawy mogą pojawiać się przez wiele lat. Nawet, kiedy już od dawna jest spokój, to znów otworzy się ta puszka Pandory i znów przeżywa się piekło, które w teorii jest przeszłością. Specjalnie piszę, że „w teorii”, bo mózg nie odbiera tego jako przeszłości.

PTSD wymaga specjalistycznego leczenia. Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić mając do czynienia z osobą nim dotkniętą, to bagatelizować i dawać pseudorady typu „weź się w garść”, „nie przesadzaj”, „nie wymyślaj” itp.

Nie liczcie na to, że osoby straumatyzowane będą Wam opowiadać wszystko, czego doświadczyły. Nie powinniście/powinnyście o to dopytywać. O tym chce się zapomnieć. Uciec. Poza tym prawdopodobnie osoby te doświadczyły przemocy potworniej, upokarzającej. Gwałt jest narzędziem wojennym. Tak było i jest. Często kobiety i mężczyźni są gwałceni grupowo, z użyciem narzędzi. Wymagają pomocy chirurgicznej. Niestety gwałt, również podobnie brutalny, jest narzędziem przemocy domowej. Tym się nie chwali. To nie przechodzi przez gardło.

Jeśli będziecie mieli/miały do czynienia z osobą z PTSD, pamiętajcie o tym, że nie wiecie, co dana osoba przeżyła. To co Wam powie, może być tylko wierzchołkiem góry lodowej.

Wątpię, czy ma znaczenie, w jakich okolicznościach ktoś przeżył piekło – na wojnie czy w czterech ścianach przemocowego związku. Piekła nie da się zapomnieć. Ale gdy osoba, która przez nie przeszła otrzyma właściwą pomoc i wsparcie – może dalej normalnie żyć.

Ukrainki zachęcamy do korzystania z telefonu wsparcia w języku ukraińskim, prowadzonego przez Centrum Praw Kobiet (pon.-pt. 15-20): 800-10-77-77

 

Mam piękne święta. Bo uwolniłam się od przemocy // Inga Lipińska

Uwielbiam święta. Mam już piękny świerk w donicy, który będzie dalej żył w ogrodzie. Jest cały w ręcznie wykonanych bombkach i światełkach. Mieszkanie wygląda jak wesołe miasteczko, bo uwielbiam lampki. Zrobiłam bezglutenowe pierogi (wyszły!)… i z radością czekam na czas, kiedy z moimi najbliższymi będziemy zajadając pyszne rzeczy, grać w planszówki, rozmawiać, śmiać się i pewnie śpiewać.

Mam 42 lata i piękne święta z dorosłymi już dziećmi. To będzie dobry czas. Bez przemocy. Marzyłam o takim. Więc go sama stworzyłam. Bo święta w przemocowym domu to koszmar w ładnej oprawie. I nie można się z niego obudzić.

Pozornie wszystko wygląda idealnie. Osoba doświadczająca przemocy od partnera zrobi wszystko, aby był zadowolony. Kosztem snu i zdrowia wypucuje dom, zrobi pyszne rzeczy (nawet jak ma wydzielane pieniądze), aby nie „prowokować”. W towarzystwie dalszej rodziny będzie wyglądać tak, jak on sobie zażyczy. Niewłaściwy makijaż, ubranie czy biżuteria też go „zmuszą” do wściekłości. Dopóki będą goście, będzie miły i dobry. Czasem skarci ją żartobliwie. Rodzina kolejny raz będzie się zachwycać jakiego ma cudownego męża, i żartować „jak on z nią wytrzymuje”. Ona będzie uśmiechać na te komentarze, bo brak uśmiechu jest karany surowo. Pojawi się plejada wspomnień jej błędów z dzieciństwa i radość rodziców, że wreszcie zachowuje się jak kobieta. Wielka duma jego rodziców, że mają takiego porządnego syna. I mnóstwo rad, żeby dbała o niego, bo „takiego to ze świeczką szukać”.

Jak wiadomo w naszym kraju „rybka lubi pływać”, a mężczyźni „nie wielbłądy – napić się muszą”. A jak święta to mogą mogą. Ona kładzie spać dzieci, tłumaczy im, że muszą być grzeczne. Wie, że jak nie przekona dzieci do spokoju zasłuży na karę. Bo przecież ON musi odpocząć od dzieci.

Im więcej alkoholu tym więcej pouczeń i rad. On ma lepszy humor. Pod stołem dotyka ją mocno. Przez moment zerka prosto w oczy. Inni nie wyłapują spojrzenia, a ona wie, że nie wróży ono nic dobrego. Rodzina się zbiera do wyjścia, on jeszcze idzie na pasterkę, bo taka tradycja. Przy wyjściu całuje ją czule i szeptem do ucha mówi, żeby czekała na niego. Bliscy opuszczają dom z zachwytem nad czułością męża, kobiety karcą mężów, że tak się nie żegnają stawiając jego za wzór do naśladowania.

Ona ma niewiele czasu na posprzątanie. Robi to szybko. Zamyka dokładnie sypialnie dzieci, żeby ich nie obudził jak wróci. Minęły dwie godziny, wszystko pozmywane. Leży w łóżku i czeka. Pomimo zmęczenia nie jest śpiąca. Dostałby furii, gdyby na niego nie czekała tak jak kazał. Może jak zobaczy, że się postarała ze wszystkim to da jej spokój i po prostu pójdzie spać… Skulona nasłuchuje. Słychać zamek w drzwiach. I znów – zamknął od środka. Klucz pewnie jak zawsze schował. Nie będzie mogła uciec. Serce jej wali.

„Wstawaj, kurwo.” Ona delikatnie prosi, żeby się położył, bo jest zmęczony, bo dzieci śpią… Siadając rozpaczliwie szuka słów, które mogłyby go odwieść od tego, co ją czeka. „Chcesz żebym poszedł spać, bo kochanek był u ciebie i zmęczona jesteś.” Ona zaprzecza, tłumaczy, że sprzątała, że przecież nigdy go nie zdradziła, prosi, żeby nie budził dzieci… Pięść w bok głowy przerywa słowa.

„Oddaj telefon”. Jak nie wykona rozkazu pobije ją tak jak ostatnio. I tak nie będzie mogła nigdzie zadzwonić. Oddaje łudząc się, że może da jej jednak spokój. „Do kochanków chciałaś dzwonić? Czy do mamusi popłakać? Tylko ryczeć potrafisz!” Drugi cios. „Po co ci piżama? Nie wiesz, że na męża to się inaczej czeka?” Trzeci cios. „Proszę, obudzisz dzieci…” „Błagaj, szmato. Na kolanach. Całuj stopy.” Ona walczy ze sobą. Analizuje scenariusz po wykonaniu rozkazu i po sprzeciwie. Robi to. „Jeszcze raz”. Nie może się zmusić, stopy mu śmierdzą, chyba w kałużę wdepnął… „Głucha, kurwo, jesteś?!” Przerażająca myśl – „obudzi dzieci”. Schyla się, żeby spełnić rozkaz. On łapie ją za włosy, ciągnie, obchodzi ją i łapie za spodnie od piżamy, ściąga je. „Nie chcę, zostaw mnie!” Cicho, ale stanowczo powtarza próbując się wyrwać. Czuje jak część włosów wyrywa jej z głowy. „Jesteś moją żoną – musisz.” Ciężarem ciała zwala ją na podłogę, jedną ręką dociska za kark, drugą trzyma ręce, nogą rozchyla jej uda. Jest zbyt silny. Jej rozpaczliwa obrona nic nie daje. Wchodzi w nią. Ona bezskutecznie usiłuje się uwolnić. On sapie. Kończy w niej. Całuje ją w kark mówiąc „kocham cię”. I dopiero puszcza. Zadowolony stwierdza „ciesz się, nikt inny nie chciałby cię wyruchać, szmato”. Idzie spać.

Dzieci się nie obudziły. Ona idzie do łazienki, będzie próbowała wypłukać z siebie jego spermę, zmyć jego zapach z ciała. Łzy płyną jej strumieniem, cała się trzęsie. Drzwi zamknięte. Nie ma jak uciec. I nie ma gdzie.

To jeden z ogromnej plejady scenariuszy z przemocowych domów. Niestety nieprzesadzony. Nie zawsze jest alkohol. Nie musi być. Osoby stosujące przemoc często lubują się w poniżaniu.  Ale zawsze robią to bez świadków. Kontrolują finansowo. Izolują od przyjaciół. Przy innych są „do rany przyłóż”. A gdy świadkowie wyjdą fundują najbliższym piekło.

Ja mam piękne święta. Bo uwolniłam się od przemocy.

To zależy // wywiad Agnieszki Wesołowskiej ze Sławomirem Budnerem

Wdrapuję się na 3. piętro starej kamienicy. Pcham wielkie, koszmarnie ciężkie drzwi. Potykam się o próg, staram się nie wykopyrtnąć, plączę się o własne buty i zaczynam chichotać. Jestem ciekawa, gdzie Sławek tym razem mnie zawlecze. Tak się w ośrodku czuję – wleczona po nieskończenie długim korytarzu do pomieszczenia, w którym obowiązkowo znów się potknę na za wysokim progu, a potem wyląduję na jakimś fotelu, zapadnę się weń, dam się zdominować przez umeblowanie.

Siadamy ze Sławkiem w pokoju spotkań z klientkami ośrodka. Przygniatam się laptopem i umieram pod ciężarem profesjonalizmu.

Przy którymś spotkaniu pytam go, czy nie przejadła mu się praca z wciąż i nieustająco powtarzającymi się problemami. „Przecież nic się nie zmienia” dodaję. Sławek jest niewysoki, chropawo ciosany, budzi zaufanie. Mówi powoli, skacze po wątkach, robi dygresje. Przechodzimy z pokoju do pokoju, po raz kolejny potykam się na jakimś progu. „Przecież gdyby mi się przejadło” odpowiada „to bym się tym nie zajmował. Tyle lat…”. Kiwam poważnie głową.

Ile masz takich klientek jak moje rozmówczynie?

Sławek uśmiecha się łagodnie.

Przestałem liczyć, od dawna.

Ale spróbujmy jakoś to uśrednić. Ile w miesiącu? Albo dziennie…?

Hm, średnio dziennie dwie-trzy.

OK, a ile nowych w miesiącu?

Powiedzmy koło ośmiu.

To dużo czy mało?

Jak na pojemność moją jako terapeuty to w sam raz. Jak na tę sytuację, to wierzchołek góry lodowej. Ja w ogóle nie lubię liczb, ale statystyka mówi, że ujawnia się może 20 procent. A ja nawet tych 20 nie jestem pewien.

Od jak dawna pracujesz?

Od 10 lat. Pracuję z różnymi osobami, nie tylko doznającymi przemocy, ale również tymi co mają dość, co robią remanent w życiu.

A kogo jest najwięcej?

Raczej tych doznających przemocy…

Same kobiety?

Nieee, pojawiają się mężczyźni.

Jak często?

Jeden do dwóch rocznie…

A ten jeden do dwóch rocznie – z czym przychodzą?

Sytuacja taka jak zawsze, tylko odwrócenie ról.

Mrużę oczy. Miałam znajome małżeństwo, mąż niesłychanie silny i sprawny fizycznie, były komandos, żona – poważnie chora psychicznie, nieobliczalna w swoich zachowaniach. Nie umiał sobie nigdy z tym poradzić. Czy mój znajomy był ofiarą przemocy domowej…? Mówię:

Wydaje się nieprawdopodobne.

Bywa ojciec doznający przemocy od syna. Wyobraź sobie starego ojca i niezrównoważonego 20-parolatka.

Ale najczęściej przychodzą takie kobiety jak te, z którymi rozmawiałam? 30-50 lat?

Sławek przytakuje bezgłośnie.

Powiedz, skąd to się bierze? Ta bezradność, zgoda na zło, które się dzieje w rodzinach przemocowych.

Z wielu przyczyn. Bardzo często krzywdzone osoby próbują podjąć jakieś działania, by przerwać krąg przemocy, ale doznają porażek. Albo dotyka ich syndrom wyuczonej bezradności – rodzi się przekonanie, że nic z tą sytuacją zrobić nie można lub koszty są tak duże, że to jest nieopłacalne. W społeczeństwie też nie ma woli, żeby taką sytuację rozwiązywać. Nie widzi się rodzin, tylko OFIARY przemocy. Nie mówi się o bólu ani o skutkach, rozłożonych w czasie.

Bycie „ofiarą” to już wyrok. „Ofiara przemocy domowej” – cieć-malina, tłuk, idiotka.

Ale powiedz mi, dlaczego wybiera się sprawców, może przyszłych sprawców przemocy, na partnerów?

Widzisz, popatrz na tych mężczyzn. Na początkowym etapie to w jakiś sposób ideały. Normalny człowiek staje się nieatrakcyjny, szuka się ideału.

Pana Właściwego.

Tak.

A może czasem bardziej niż miłość zbliża jej brak? Co? Potrzeba miłości? Chęć obdarzenia nią kogokolwiek? Tak jak u Oli. Pamiętasz? Opowiadała jakie wrażenie na jej przyszłym mężu zrobiła sielanka w jej domu, bo on sam czegoś takiego nie miał. Pamiętasz? Opowiadała potem, że gdy wyjeżdżali na zawody to „bawili się w dom”.

Sławek przytakuje.

Bawili się w dom idealny, a nie w taki dom, w którym czasami wybuchają konflikty i trzeba je rozwiązywać.

Do jakiego stopnia własna niedojrzałość zbliża do bycia z przemocowcem?

Niedojrzałość nie pozwala różnych rzeczy zauważyć. Nie pozwala odróżnić głębokiego uczucia od zauroczenia. W ogóle człowiek jest narażony na różne destrukcyjne układy. Nie tylko emocje, ale praca, krąg towarzyski.

Mamroczę:

Grzeczne dziewczynki…

Co?

Danuta w jednym z kolejnych spotkań i rozmów poza protokołem opowiedziała mi o tym, jak w młodości trenowała typowo męską dyscyplinę sportu. Była jedyną dziewczyną w grupie kilkudziesięciu chłopaków, a klub nawet nie przewidywał osobnych szatni. Jako nastolatka weszła do męskiej szatni i przez kolejne lata konsekwentnie z niej korzystała. Opowiadała mi, że koledzy nigdy nie dawali jej odczuć, że jest dla nich jakoś szczególnie inna, nigdy nie robili aluzji do jej fizyczności, nie próbowali naruszać jej prywatności. Obraz szlachetnych młodych mężczyzn, nie reagujących na obecność jedynej dziewczyny w grupie, zadziwił mnie wtedy. Opowiadam o tym Sławkowi.

Mówiła, że chłopaki nie postrzegali jej jako kobiety…

A może nie chciała…? Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, żeby wśród kilkunastu czy kilkudziesięciu chłopaków nie znalazł się nawet jeden, który popatrzyłby na nią nie jak na kumpelkę. Więc może tego nie chciała?

Ale ona nie postrzega się jako nieatrakcyjna, wręcz przeciwnie…

Czasami ktoś myśli, o sobie że jest atrakcyjny. Ale to nie oznacza, że to samo czuje. Można nie wiedzieć, co to znaczy być mężczyzna czy kobietą, a to stanowi o naszej dojrzałości.

Czyli grzeczne DZIEWCZYNKI…

Może.

Powiedz mi, czemu dziewczynka, dziewczynka niedojrzała wychodzi za mąż. Dlaczego?

Może w rodzinie był silny przekaz – bo była tam np. ciotka, która „wybierała, wybierała, a żaden nie chciał”. Czasem jest presja – że trzeba wziąć ślub, że z tym dogmatem się nie dyskutuje. Spotkałem się z taką historią z rodziny, gdzie wyswatano 18-letnią dziewczynę, która bez sprzeciwu wyszła za mąż za kandydata, którego wybrał jej ojciec. Dla niej było oczywiste, że trzeba było słuchać woli ojca. No i wpada się w pułapkę konsekwencji.

To jak z dolarami. Gdy zaczął na łeb lecieć kurs dolara, inwestorzy w Polsce z uporem całymi latami trzymali totalnie nierentowną walutę zamiast zminimalizować stratę i pozbyć się tego jak najszybciej. Trzymanie latami zamrożonej gotówki było nieracjonalne, czekanie, aby dolar odrobił straty było głupsze niż szybka sprzedaż ze stratą. Ale padały wtedy argumenty, że trzeba być konsekwentnym.

O właśnie, widzisz – więc skoro się tyle zainwestowało w związek to…

Kiwam głową i stukam w klawiaturę.

Ludzie z różnych powodów wchodzą w związki. Często bardzo niedojrzałych powodów. Trafiła do mnie kiedyś pani robiąca bilans życia przy okazji rozwodu. Rodzina jej znalazła męża, w kandydacie nic jej się nie podobało z wyjątkiem nazwiska. Niewiele ich łączyło – ani majątek, ani dzieci. Ona nawet nie miała pretensji do tego faceta o nieudane małżeństwo, a do rodziny.

Znam małżeństwo, gdzie dziewczyna próbując uciec z domu wiązała się z kolejnymi facetami, których skutecznie i po cichu gonił jej ojciec, używając wszystkich możliwych sposobów z przechwytywaniem korespondencji od narzeczonego włącznie. Gdy znalazła mężczyznę, której rodzice nie zdążyli oprotestować – choć nienawidzą go do dziś dnia – wyszła za niego w kosmicznym tempie. Na marginesie – potwornie niedobrane i nieszczęśliwe małżeństwo.

Rozmawiałem kiedyś z pewnym księdzem, który mi mówił, że często zdarza mu się, gdy na spotkaniu przedmałżeńskim kandydat mówi „ale ja wcale nie chcę brać ślubu”. Na to ten ksiądz „jasne, masz prawo”. A wtedy kandydat „ale ja nie mam siły tego odwoływać”.

Zaczynam się śmiać. Mój były mąż zapił na miesiąc przed naszym ślubem. Już wtedy wiedziałam, że ma problem alkoholowy, był po terapii. Cała moja wizja „żyli długo i szczęśliwie” runęła. O tym, co się stało powiedziałam tylko przyjacielowi, też alkoholikowi, facetowi, który mając 24 lata skutecznie rozwalił sobie życie wieloletnim chlaniem, ćpaniem i baletami, przepił dwa mieszkania, zmarnował mnóstwo miłości i zaufania, nadszarpnął zdrowie. I to on namawiał mnie, żebym na litość Boską, nie wychodziła za mąż. A ja miałam sukienkę, zamówioną knajpę, wydrukowane zaproszenia i listę gości. Sławek nie rozumie, czemu się śmieję, więc mu wyjaśniam. Nie wie, i nie ma powodu wiedzieć, że najbardziej rozbawiło mnie to, że wtedy przejęłam się zmarnowanymi zaproszeniami, które wyjątkowo ładnie mi wyszły.

Powiedz mi lepiej, dlaczego dziewczyny, które dostały w twarz nie uciekają? Dlaczego pozwalają, by dalej się tak działo.

Sławek namyśla się, więc rozwijam pytanie.

Wyobraź sobie, że pracujesz w jednym pokoju z kumplem. I nagle nieoczekiwanie gość wstaje i wali cię w gębę. Rozumiesz? Łup. Krew się leje, nos cię boli. Czy chciałbyś z nim potem siedzieć w pokoju?

Wydaje mi się, że mówię rzecz oczywistą. Że jak dwóch facetów poopowiadamy sobie anegdoty twardzieli i zgodnie pośmiejemy się w jednym kierunku. Ho-ho-ho.

To zależy. Wszystko zależy od tego, dlaczego, by się tak stało.

Unoszę rękę w geście „poczekaj”.

Zaraz. Chwileczkę. Proste pytanie. Dostajesz w dziób. Czy chcesz się narażać na kolejny raz?

Sławek uśmiecha się i kręci głową z namysłem. Gdy coś go szczególnie porusza, lekko zacina się przy początku wypowiedzi. Teraz zaciął się na amen.

Powtarzam – to zależy, co by go do tego sprowokowało.

Kuźwa, nic. Wstaje i dostajesz w dziób.

No nie wiem, a gdyby to była psychoza…? Ludzie nie są winni takim rzeczom.

SŁAWEK!

Mówię głośno i wyraźnie.

Czy chcesz się narażać na to, że znów oberwiesz? Jesteś z człowiekiem, który cię uderzył. NIE-BEZ-PIE-CZEŃ-STWO. Czy chcesz z nim dalej siedzieć w pokoju…?

Sławek się uśmiecha.

Wszystko zależy od tego…

…Bo ja bym nie chciała siedzieć w pokoju z człowiekiem, który może mi zagrozić. Bez względu na to, co było tego przyczyną. OK, to powiedz, dlaczego kobiety „siedzą” z przemocowcem?

Zawsze znajdą uzasadnienie: „on nie chciał”, „był pod wpływem alkoholu”, „on nie uderzył TAK mocno”, „tak tylko machnął”.

Przed chwilą sam uzasadniałeś brak odpowiedzi, czy unikałbyś kolegi od którego dostałeś w twarz…

No… różnie bywa…

Ale ja nie pytam, DLACZEGO ktoś uderzył, tylko dlaczego ten kto oberwał dalej siedzi z nim.

„Bo dzieci potrzebują ojca”…

STOP – dlaczego nie działa instynkt samozachowawczy???

Bo zostaje rozmiękczony. Bo działa dogmat kulturowy, bo np. nie wyobraża sobie rozstania czy rozwodu. Bo własne brudy pierze się we własnym domu”. Raczej z przemocą nie można sobie poradzić we własnym zakresie. A wyjście z tym na zewnątrz jest atakowane. Taki przykład – do szkoły w portowej dzielnicy przyszedł dzielnicowy. Wszedł w trakcie lekcji i poprosił jednego z uczniów. I wiesz co powiedział? Powiedział „chodź, będziesz zeznawać na tatę”. Nie wiem, czy był tak głupi, czy po prostu chciał pokazać dzieciakowi jego miejsce, bo kto to widział „zeznawać na tatę”. Czemu nie uciekają, pytasz? – bo są uzależnione, choćby finansowo. Czasami uczuciowo…

Jak?

Tak działa cykl przemocowy i pamięć miodowego miesiąca. Bo on czasami potrafi być do rany przyłóż… Często już od wielu lat miodowego miesiąca nie ma. Często partnerki przemocowców funkcjonują jak hazardziści, bo zagrają jeszcze raz, bo już kiedyś udało się wygrać. Radzenie sobie z przemocą to podjęcie dodatkowego wysiłku. Sama przeprowadzka osłabia, dzieci muszą zmienić szkołę, inne warunki, inne lekcje, cała aklimatyzacja do klasy. Wiele schronisk pozostawia wiele do życzenia. Cały system pozostawia wiele do życzenia…

Kiedy następuje przełom?

Często wtedy, gdy następuje kolejna eskalacja lub wtedy, gdy pojawi się na drodze ktoś, kto daje nadzieję, że będzie inaczej. Czasem to „inna” interwencja policji, bo wreszcie się trafią jacyś co to „byli jacyś bardziej zainteresowani”. Czasem dzieci mówią „dość”. Ta motywacja jest rożna. Powstaje okazja do bilansu, przypadkowa.

Anita miała 35 urodziny, gdy powiedziała, że tak dalej nie można żyć.

Właśnie. Czasami mam takie panie, których dzieci stały się samodzielne – nie można już uzasadniać, że to wszystko dla dzieci. Już nie widzą celu i sensu trwania w bezsensownym zagrożeniu.

Jak często trafiają tu dzieci takich osób?

Żeby pomóc matce czy ojcu…? Mmm, wiesz, że rzadko? Rzadziej widzą przemoc, częściej alkohol. „Jakby ojca wyleczyć, to byłoby dobrze”.

A czasami ta matka jest postrzegana gorzej niż ojciec, który pije i bije. Mimo że ona sama nie piła i nie biła.

Ale nic nie robiła?

Ale nic nie robiła…

„Przecież nie miała powodu tak się zachowywać”.

Tak jak u Oli. Ojciec ganiał matkę z siekierą, ale to on miał pasje, hobby, zajmował się dziećmi, sprzeciwił się apodyktycznej ciotce, wziął dzieci w obronę. Twórczy ojciec i szara matka.

Żeby wyjść z przemocy trzeba mieć potencjał. Skąd on się bierze? Funkcjonowanie w takim związku paradoksalnie może wzmocnić niektóre partnerki, dużo muszą się nauczyć. Albo wyciągają poprzez refleksję, poprzez zmiany w sposobie myślenia, działania. Czasem się tylko uwalnia od sprawcy zostając taką samą. Czasem można zostać ze sprawcą bardzo się zmieniając.

To też Ola powiedziała – gdy mąż ją pobił powiedziała „to dobry facet, nie chciał mnie skrzywdzić”. Dotarło do mnie wtedy, że to był dla niego jedyny znany sposób na komunikację. Ona chciała, by zmienić sposób komunikacji.

Może, może… Ale to trudne.

Czy warto? „Dla dzieci”?

Kobiety w większości mówią, że przemoc nie dotyczy dzieci, że dzieci nic nie wiedzą o tym. A to nieprawda, to nigdy nie jest prawda… Sprawca za każdym razem potrzebuje społecznego uzasadnienia dla swoich czynów. Dzieci się karze, bo są niegrzeczne. Trzeba je wychować. Silną ręką. Osobowość dzieci jest pieczołowicie kształtowana przez przemocowca. Wiesz, jakiś czas temu odkryłem, że dzieci za bardzo nie występują w opracowaniach przemocowych. Dzieci są na ogół w dalekim w tle.

„Dzieci niczego nie widziały”…

Tak, ale powiem ci, że te kobiety, ofiary przemocy domowej, wracając wspomnieniami do swojego dzieciństwa, mówiły co naprawdę widziały. Pani, która mówiła mi, że jej dzieci niczego złego nie widziały, sama przypomniała sobie z własnego dzieciństwa obrazy, gdy ojciec gwałcił matkę. Może tego nie pisz… To takie drastyczne…

Przekrzywiam głowę, podnoszę wzrok znad notatek. Widzę przez mgnienie Ankę patrząca na mnie w taki sam twardy sposób i mówiącą: „pewnie, a co myślałaś?”. Pewnie, że drastyczne!

Służby interweniują wobec pijanych matek, a nikt się nie zastanawia, gdzie w tym czasie byli ojcowie. Pijanym ojcem można być, pijana matka to już nie za bardzo. Jesteśmy kulturą matkocentryczną, mężczyźni ginęli na wojnach, w pracy i przez głupotę, w historii zazwyczaj można było spotkać wdowę, a rzadko trafiał się wdowiec. Kobiety miały misję zostania przy rodzinie. Więc ojciec to rzadkość, dobry ojciec jeszcze większa.

Czyli pijana matka będzie zachwianiem podstaw struktury społecznej, a pijany ojciec to już eee…

Matka jest pod staranną obserwacją społeczną. Nie ma pojęcia „rodzina doznająca przemocy”. Są tylko „ofiary przemocy”. Organizowało się kiedyś u nas wczasy, wakacje dla RODZIN przemocowych – matek i dzieci razem. I to był bardzo dobry pomysł. Organizacja wakacji tylko dla dzieci z rodzin przemocowych jest nieporozumieniem – one się czują odseparowane, wyrwane z kontekstu, naznaczone – a potem – wracają w ten sam układ…

I co je tam znów czeka?

No, np., że trzeba wszystko zjeść. To nawet w zwykłych rodzinach pokutuje, te elementy czarnej pedagogiki – jeszcze niedawno dość powszechnie uważano, że wolę dziecka trzeba złamać – np. zmuszając go do jedzenia. Dziecko po prostu MA zjeść. Inaczej nie wyrośnie na porządnego człowieka. No i u dziewcząt – u dziewcząt nie zwracano uwagi o tyle na wykształcenie, co na wychowanie. Dziewczynka ma być porządna…

I co, co się dzieje potem z tymi porządnymi dziećmi?

Sławek wzrusza ramionami.

Takie osoby w wieku dorosłym często mają za sobą jakieś leczenie nerwicy, terapię depresji… Ja uważam, że dość często są to elementy stresu traumatycznego.

Milknie.

Co jeszcze?

Tam może być wszystko. Jak cofam się pamięcią – tam jest wszystko. Nerwice, depresje, przyjęcie ról systemowych.

Krzywię się pytająco. Sławek patrzy ze zrozumieniem i kontynuuje.

…Bohater rodzinny, kozioł ofiarny. Są dzieci maskotki, dzieci niewidzialne. Bohater rodzinny to będzie ten, który zaprzecza, że jest przemoc, najczęściej najstarsze dziecko broniące obrazu rodziny na zewnątrz, występuje na akademiach szkolnych, przejmujący rolę obolałej matki.

Kozioł ofiarny bierze na siebie różne winy, dzięki niemu rodzina może powiedzieć „bylibyśmy fajni, gdyby nie ta zakała”. Teraz będzie maj i okres kozłów ofiarnych. U mnie zjawią się kobiety, które będą mówiły, że syn nie chce się uczyć. Gdy zapraszam na spotkanie, przyprowadzają tych synów – żeby chłopaka odczarować. Pytam, co na ten temat uważa mąż. Kobieta wtedy albo chroni, by te informacje nie wypłynęły, bo jak mąż się dowie to zatłucze dzieciaka, albo bywa, że mąż mówi „to twój syn, rób sobie co chcesz” i się odcina. Gdzieś w tle pojawia się przemoc.

Dziecko maskotka – jego rolą jest uspokoić burze. Często najmłodsze dziecko. Często o swojej sytuacji opowiada w zabawny sposób. Najbardziej spektakularny przykład – zgłosiła się do nas pani pochodząca z Rosji, miała tu męża, przyjęliśmy ją we dwoje terapeutów i samo jej przedstawianie sytuacji wyglądało wręcz komicznie. Do jakiegoś momentu oboje z koleżanką daliśmy się temu ponieść, śmialiśmy się aż do momentu, gdy powiedziała, że to taki śmiech przez łzy. Pod tym wszystkim było jej cierpienie, wykorzenienie – poznała, zakochała się, przyjechała, urodziła dzieci – i zaczął się problem. W domu rodzinnym też pełniła taką rolę. Była ukochaną córką, tatuś pił, a ona jako jedyna potrafiła tatusia uspokoić i bardzo się tego bała.

Szepczę:

To tak jakby dziecko zmuszać do zabawy z tygrysem…

Co?

Tygrys. Chciałbyś się bawić z tygrysem?

Potem się zbieram i mówię:

Jeszcze zostało nam dziecko niewidzialne.

Dziecko niewidzialne – ono bardziej fizycznie potrafi się maskować. Taka szara myszka. Ucieka w swoje fantazje. Ktoś, o kim się nie pamięta. Schowane, wyciszone.

Stara się nie istnieć?

To czasami bywa tym kolejnym dzieckiem, które zostaje porzucone i przestaje się je dostrzegać. Pojawia się dzieci takie schizoidalne, nie nawiązują relacji. To ci samotnicy, ekscentrycy, tam się próbują realizować.

A przykład?

Ty wiesz, że nie mam? Może te osoby niespecjalnie się wiążą?

A jak się wiążą to dalej chcą tam być niedostrzegane? I nie przychodzą po pomoc, bo nie chcą by je widzieć?

To są raczej samotnicy. Chyba… To osoby, o których inni mało wiedzą. Kto doznał w życiu przemocy jako dziecko, kto był świadkiem, ten jakoś zostaje naznaczony. Część sprawców to osoby które same doświadczyły przemocy. Część z nich chce coś z tą przemocą zrobić. Kobiety, z którymi ja się spotykam, często same powielają tę sytuację.

A mężczyźni?

Mogą mieć w pogardzie innych ludzi.

Jedna z kobiet, które znam, ma syna, już dorosłego. Chłopak, jak ona sam twierdzi, nigdy nie widział fizycznych ataków ojca na matkę. Ale widział, wzrastał w tym, atmosferę pogardy dla niej. Jako dość młody człowiek został skazany za udział w gwałcie. Zbiorowym. Dla mnie to przykład tego, jak bardzo pogardzał kobietami, może nie tylko nimi. Tylko, że jeśli zaatakuje się mężczyznę – można nieźle oberwać. Kobieta się nie obroni, ryzyko mniejsze… W czasie sprawy sądowej i w więzieniu bardzo wspierała go matka, ojciec się prawie odciął. Ale potem syn stanął po stronie ojca, nawet uczestniczył w biciu matki.

I ojciec pewnie jest dla niego wzorem, autorytetem. A może całkiem inaczej, co? Prymitywniej i bardziej zrozumiale? Może związek z ojcem jest dla niego ważny, bo czasem z ojcem wypije flaszkę, a czasem dostanie parę złotych i to wszystko bazuje na niskich instynktach? Przemocowiec pokazuje, kto rządzi, rozumiesz? Kto jest najważniejszy. Nawet jeśli nie bije dziecka – pokaże. Czy można w to uwierzyć, że dziecko naprawdę nie widzi łez matki?

Przypominam sobie, jakie przygniatające wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z Anitą, która o najgorszych koszmarach opowiadała z niemalże niezmienionym wyrazem twarzy, spokojnym głosem i bez płaczu. Przypominam sobie opowieść o tym, jak Danka wychodziła na strych z praniem, by tam sobie płakać. I jak dzieci Karoliny nic nie widziały nigdy, ale jej córka już oberwała po zębach od narzeczonego. Nie, skąd, na pewno tego nie widać, tego cienia nad głową.

Myślę o znajomej trzynastolatce, która w okresie, gdy ojciec dostał największego świra, zaczęła kraść w sklepach.

O Ance, która uciekała z maleńkim braciszkiem z domu, a lata później chciała powiesić się nad rowem, by wreszcie uciec.

O Olce. I tym nożu wbitym w stół. Wciąż widzę jak lekko drga, choć tyle lat minęło od momentu, gdy ktoś go wziął do ręki.

I o innym dziecku. Moim. Które płakało i histeryzowało z byle powodu, choć widziało „tylko” milczenie między rodzicami.

Nie palę, ale zapaliłabym teraz. Jakoś tak spokojnie. Pasowałoby.

Wszystkie rozmowy zostały przeprowadzone na przełomie zimy i wiosny 2010 roku.

Miesiąc Dumy // felieton Justyny Dzielińskiej

W czerwcu obchodzimy Pride Month – miesiąc, w którym promowana jest przede wszystkim równość, a także zwiększona widzialność lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transpłciowych, aseksualnych i queer. Z tą nazwą związana jest również nazwa wydarzeń odbywających się na całym świecie– najczęściej w formie parad. Ich celem jest upamiętnienie zamieszek w Stonewall, które wybuchły 28 czerwca 1969 roku w Greenwich Village w Nowym Jorku, rozpoczynających tym samym ruch walki o prawa osób LGBT+.
Wiele międzynarodowych korporacji dołączyło do celebrowania Miesiąca Dumy, udostępniając tęczowe nakładki, serduszka, czy angażując się w akcje społeczne, zwiększając w ten sposób widoczność osób LGBT+.
Jak wygląda Pride Month w Polsce?
3 czerwca kościół katolicki obchodził uroczystość Bożego Ciała. Arcybiskup Jędraszewski w swojej homilii zacytował kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Nowa Polska nie może być Polską bez dzieci Bożych! Polską niepłodnych lub mordujących nowe życie matek”.
Skąd bierze się pomysł zawłaszczania seksualności przez kościół katolicki?
Wynika to z walki o władzę i dominację symboliczną – jak zauważa filozof, Tomasz Stawiszyński „Kto dysponuje ludzką seksualnością, ten dysponuje nieograniczoną władzą”. Rozrodczość i seksualność wiernych to jeden z ostatnich przyczółków hierarchicznej władzy kościoła. W tym przypadku nie chodzi o prawdę, a o kontrolę. Grzech to pojęcie, które pozwala na manipulację wiernymi. Nie odnosi się do osiągnięć nauki i zasiewa ziarno wstydu. Spowiedź z kolei jest jednym z narzędzi do sprawowania kontroli. Wyznajemy przecież nie tylko przed Bogiem, ale również przed urzędnikiem, który jest przedstawicielem władzy – składając na przykład zeznanie podatkowe.
Wciąż oscylujemy wokół mitycznej normy, czyli białego heteroseksualnego mężczyzny, ekonomicznie niezależnego, który jest chrześcijaninem. Ta norma jednak nie reprezentuje większości.
Dzięki sąsiedztwu seksu i reprodukcji, niektóre treści biologii i fizjologii mogły posłużyć ludzkiej seksualności, jako zasada pewnej normalizacji – np. odpowiedni wiek do urodzenia dziecka. W tym wypadku seks staje się kluczowym narzędziem władzy. Nie ma tutaj miejsca na żadne odstępstwa od przyjętej normy.
Tak samo jak dążenie do równości, na przykład w sprawie jednopłciowych małżeństw – nie jest to rezultat ideologii, a wynik wciąż zwiększającej się wiedzy o świecie – jeszcze niedawno walczono z histerią, masturbacją czy twierdzono, że epilepsja jest wywoływana przez duchy i demony.
Kościół dąży do zatrzymania zmian społecznych, powrotu do „starego”, znanego porządku, ponieważ wszelkie zmiany prowadzą do osłabienia jego pozycji.
Co w takim przypadku z osobami aseksualnymi, skoro seks stanowi sedno władzy i dyskursu politycznego? W dodatku, jest w tym „świecie” obowiązkowy?
W obecnym dyskursie, będzie to pewnego rodzaju żal, bo przecież nie będzie z tego dzieci – tak samo jak w przypadku związków homoseksualnych. Z celibatem jest jednak trochę inaczej – to świadomy wybór, a nie żadne odstępstwo od normy.
Tak jak powiedziała Audre Lorde „Nie zdemontujesz domu pana, przy użyciu jego własnych narzędzi.” Dlatego należy zacząć budowanie zmiany poza systemem i uznawać różnicę za wartość, bo musimy pamiętać, że żadna norma nie istnieje.
Życzymy wszystkim udanego Miesiąca Dumy!

Protest pielęgniarek i położnych // felieton Marty Lupy

Przyjmowanie nowego życia i towarzyszenie umierającym to niezwykle ciężka praca. Wiąże się z ogromnym wysiłkiem. Nie tylko fizycznym, ale i emocjonalnym. Aby zapewnić byt swoim rodzinom pracują na dwóch lub nawet trzech etatach, co daje ok. 300 przepracowanych godzin miesięcznie. To prawie dwa razy więcej niż przewiduje norma. Pandemia koronawirusa sprawiła, że pielęgniarki i położne, bo o nich mowa, są przepracowane, zmęczone i obciążone śmiercią jeszcze bardziej niż przed rokiem.

Janusz Heitzman z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w raporcie dotyczącym wpływu pandemii COVID-19 na zdrowie psychiczne zauważa „Narastające problemy psychologiczne pracowników medycznych, głównie pielęgniarek i częściej kobiet niż mężczyzn, dotyczą wzmożonego poziomu lęku, depresji, bezsenności, przewlekłego zmęczenia i stresu. Obawiają się zwłaszcza o zdrowie własne i swoich rodzin, ponoszą ciężar emocjonalnego kontaktu z chorymi, podlegają przeciążeniu zawodowemu ze względu na niedobory personelu i niewystarczające wyposażenie w środki ochrony indywidualnej.”

Skutki kryzysu związanego z pandemią najbardziej odczuwają kobiety. W krajach UE 76 % personelu medycznego to kobiety, a w Polsce ponad 80 %. Są na pierwszej linii frontu. Od początku pandemii z powodu koronawirusa w naszym kraju zmarło 160 pielęgniarek.

A jest jeszcze druga niezwykle ważna kwestia – życie rodzinne pielęgniarek i położnych.

Również i na nie z powodu zamknięcia żłobków, przedszkoli, szkół spadł ciężar zajmowania się dziećmi i dbanie o ich szkolną nauką zdalną. Dodatkowo obciążone pracami domowymi – gotowaniem, sprzątaniem, robieniem zakupów… Ta lista nie ma końca. Ilu zadaniom może podołać jedna osoba?

Temu wszystkiemu towarzyszą nieadekwatne do liczby godzin pracy zarobki. Pielęgniarki w naszym kraju doświadczają wyzysku zawodowego – wciąż przybywa im pracy, która jest bardzo wymagająca i stresująca, natomiast pensje się nie zmieniają.

Dlatego nie dziwi wcale, że w tym tygodniu pielęgniarki i położne protestują. Protest rozpoczyna się pod sejmem, co jest aktem symbolicznym, jeśli przyjrzymy się na, co państwo polskie wydaje nasze pieniądze.

Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, zauważa „Chcemy poprawy warunków pracy tu i teraz! Nie mamy czasu czekać na perspektywę do 2027 r.”

Jak podaje serwis Oko.press od początku rządów PiS Tadeusz Rydzyk dostał dotacje z państwowej kasy na ponad 325 mln zł.

Telewizja Polska w ciągu ostatnich czterech lat otrzymała największą sumę pomocy publicznej – 4,8 mld zł.

Elektrownia Ostrołęka kosztowała nas 1,3 mld złotych. A to dopiero wstępny szacunek. Przypomnijmy, że to pieniądze zmarnowane, ponieważ elektrownia nie powstanie.

Ponad 68 mln złotych zostało wydane na przygotowanie korespondencyjnych majowych wyborów, które nie doszły do skutku.

Ile państwo polskie przeznacza pieniędzy na wynagrodzenia dla pielęgniarek i położnych? Od 2, 600 do 4, 900 zł brutto. Średnie zarobki pielęgniarek w Polsce kształtują się w granicach 4,5 tys. zł brutto. Dla porównania w Niemczech – od 8,1 do 13,9 tys. zł. W Wielkiej Brytanii natomiast od 10 do nawet 18,9 tys. zł brutto.

Dlatego protest pielęgniarek i położnych to nasza wspólna sprawa. Kiedy państwo jest niewydolne, system upadł, a służba zdrowia działa tylko dzięki poświęceniu i nadludzkiej sile lekarzy, lekarek, pielęgniarek, pielęgniarzy, salowych, położnych, które dwoją się i troją, żeby zapewnić opiekę pacjentom (zauważmy, że w polskim szpitalu covidowym na 100 łóżek przypada 0,5 pielęgniarki) stańmy po ich stronie. Wesprzyjmy te wycieńczone osoby naszą obecnością, dobrym słowem, kubkiem kawy.

Godne warunki pracy, adekwatne zarobki i docenienie wysiłków osób pracujących w służbie zdrowia powinny stać się teraz naszym priorytetem, bo nigdy nie będziesz szła sama.

  • grafika pochodzi z Facebooka Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych

Dla dobra dziecka // Inga Lipińska

Dziś międzynarodowy dzień dziecka, którym każda z nas kiedyś była. Niestety nie wszystkie miałyśmy szczęście wychowywać się w atmosferze bezwarunkowej miłości i akceptacji.

Dla tych, które jej nie zaznały w dzieciństwie, dorosłe życie to poszukiwanie tych dwóch jakże pięknych i podstawowych uczuć. Dla nich jesteśmy często zrobić dosłownie wszystko, nawet wejść w związek oparty na przemocy.

Bo przecież ktoś, kto podnosi rękę też bywa miły, szarmancki, cudowny. Chcemy wierzyć, że faktycznie teraz już będzie dobrze, ze zrozumiał i będzie inaczej. Niestety to tylko etap „miesiąca miodowego”, czyli jedna z faz przemocy. I minie. Kiedyś wróci. Po eskalacji przemocy, aby kolejny raz mamić i czarować. Przypomnieć, jak bardzo chcemy miłości, jak cudownie czuć się, choć przez chwilę kochaną i ważną. Będzie tak wracać, bo taki jest cykl przemocy. Wprawdzie faza miesiąca miodowego będzie coraz krótsza, aż zaniknie. Ale dopóki się zdarza może zaspokoić głód. A głodny zje nawet ze śmietnika.

O tym wiedzą doskonale osoby mające skłonności do stosowania przemocy. Nieprzypadkowo wybierają kobiety noszące w sobie niekochane małe dziewczynki. Te kobiety potrafią znieść o wiele więcej niż inne, bo były obrażane i poniżane już od małego. Pustka, którą pozostawiło dzieciństwo chce być wypełniona akceptacja i uwagą. One nie wiedzą, że szacunek im się należy. Nie poznały go, nikt ich nie nauczył, czym jest i co robić, aby inni nas szanowali. Czasem mylą szacunek z atencją, mają problem z rozpoznaniem podstawowych zachowań i intencji ludzkich.

Gdy rodzice zrzucali na nie odpowiedzialność za zły dzień w pracy, nieporozumienia między sobą, własne porażki… one przyjmują na siebie winę. Skoro są takie beznadziejne, że przez nich ich kochający rodzice tak się męczyli, to nic dziwnego, że ich partner też nie wytrzymuje. To mechanizm prania mózgu. Wybitnie niebezpieczny, bo pokazuje wszystko w krzywym zwierciadle. „Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. W sytuacji, gdy wychodzimy z domu rodzinnego z tak wypaczonym obrazem siebie, bardzo trudno odnaleźć się w reakcji zdrowej. Bo gdy nikt nas nie obwinia to przecież coś nie tak jest. Podświadomie szukamy wzorców wyniesionych z domu, tylko w takich modelach czujemy się (paradoksalnie) bezpiecznie.

Aby sprzątać w hotelu trzeba znać języki, aby sprzedawać chleb znać obsługę kasy fiskalnej i krajalnicy. Żeby zostać matką lub ojcem wystarczy być płodnym. Nawet nie trzeba chcieć współżycia, bo podczas gwałtu również dochodzi do zapłodnienia.

W ostatnim przypadku matka, która jest zmuszona urodzić często nie potrafi kochać dziecka, bo przypomina jej to straszne zdarzenie. Oczywiście dziecko nie jest winne. Ona też nie. Ale społeczeństwo oczekuje od niej bycia „szczęśliwą Matką Polką”. Inaczej nazwie ją szmatą i wyrodną matką.

Presja rodziny często zmusza kobiety do donoszenia niechcianej ciąży. Nikogo nie obchodzi, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Nikt się nie martwi, czy ludzie, którzy „wpadli” są w stanie ze sobą być i się szanować i wziąć odpowiedzialność za nowego człowieka. Armia „mądrych” ludzi naciska na ślub, aby „dziecko miało normalną rodzinę”.

Ale najwyższy czas powiedzieć głośno, że to, do cholery, nie jest normalne! Że dziecko wychowane bez miłości będzie krzywdzone, że dziecko potrzebuje dojrzałych i odpowiedzialnych rodziców! A zmuszanie kobiet do rodzenia, gdy nie są gotowe do macierzyństwa, to przemoc. I to tragiczna w skutkach, bo przenosi się automatycznie na krzywdę kolejnego pokolenia. I to krzywdę, której nie da się łatwo odkręcić. Bo brak bezwarunkowej miłości może doprowadzić do zaburzeń osobowości, depresji lub tak niskiego poczucia własnej wartości, że młody człowiek będzie wchodził jedynie w toksyczne relacje.

Poradnie psychologiczne i psychiatryczne są pełne młodych pacjentów, których problemy mają źródło w domu rodzinnym. A przemocowi rodzice nie prowadzą swoich dzieci do psychologa. Rodzice niedojrzali do swej roli nawet w skutek terapii rodzinnej często nie potrafią stanąć na wysokości zadania. Zazwyczaj mają swój własny bagaż złych wzorców nie tylko wyniesiony z domu, ale też powielany w dorosłym życiu. Zmiany wymagają, chęci, sieci wsparcia i lat pracy. A dziecko chłonie od rodziny każdego dnia. Nie zrobi sobie przerwy na parę lat terapii rodzica/ów, bo nie ma takiej możliwości. Ma wciskany do głowy obraz patologicznej relacji, którą z dużym prawdopodobieństwem powieli w przyszłości.

Dziecko, które rośnie w przemocowym domu poznaje tylko dwie role bliskości: kata i ofiary. Zawsze będzie pamiętać strach, ból, płacz i całą plejadę negatywnych sytuacji i emocji. Postanawia, że stworzy dobry związek, będzie mieć zdrową rodzinę. I wiąże się z przmocowcem. Albo samo się nim staje. Bo taki ma wzorzec.

Ile rodzin podnosi krzyk, kiedy kobieta chce odejść od mężczyzny, który stosuje przemoc? Większość, jeśli jest dziecko. Bo „dziecko musi mieć pełną rodzinę”. „Dla dobra dziecka” kobieta ma się poświęcić. I często to robi. Tylko dobra dziecka w tym nie ma. Bo pozory bezpiecznego domu to nie jest bezpieczny dom. A przemoc dzieje się w zamknięciu. Sąsiedzi „nie wtrącają się w sprawy rodzinne” i „nic nie słyszą, nic nie widzą”.

Moje drogie czytelniczki i drodzy czytelnicy – pomyślcie, czy dobrymi chęciami nie robicie krzywdy temu dziecku, którego losem tak się przejmujecie. Niewidzialne rany są często gorsze od tych fizycznych. Bolą całe życie, prowadzą w ramiona złych ludzi, pchają w złe relacje. Bo tylko te są znane.

Łatwo pouczać innych. Trudniej stworzyć coś z niczego. A umiejętność bezwarunkowej miłości dziecka nie spada z nieba, ani nie bierze się z niczego. Nie namawiajcie nikogo do rodzicielstwa, gdy nie jest na to gotowy. Nie zmuszajcie do trwania w toksycznych relacjach. Dla dobra dziecka.

„Rodzimy się nago, reszta to drag” // felieton Marty Lupy

Słynne słowa RuPaula – drag queen (artysty, prowadzącego amerykański program „RuPaul’s Drag Race”) – przywołuję z okazji Dnia Dziecka, który obchodzimy w tym tygodniu.

Co to jest ten tytułowy „drag”?

Według definicji lansowanej przez Del LaGrace Volcano (znanego artysty ze Stanów Zjednoczonych) drag queen czy drag kingiem jest „każda osoba wszystko jedno jakiej płci biologicznej, która w świadomy sposób robi przedstawienie z męskości lub kobiecości”. Męskość i kobiecość rozumiana jest tutaj jako ten słynny gender, czyli płeć kulturowa, którą oczywiście nie mam zamiaru straszyć dzieci w dniu ich święta, a jedynie przybliżyć to pojęcie i pokazać, jaki ma realny wpływ na dziecięce wybory.

Dlaczego jeszcze opowiadam o sztuce dragu w tygodniu, kiedy obchodzimy Dzień Dziecka? Bo chcę pokazać te przełomowe momenty, kiedy w rozwoju dzieci pojawia się świadomość owej kulturowej płci. Jako nauczycielka pracująca od lat z naprawdę małymi dziećmi – od żłobkowych w górę – mogę potwierdzić, że RuPaul ma rację  – „rodzimy się nago, reszta to drag”.

Sam język polski świetnie to pokazuje. Słowo „dziecko” jest rodzaju nijakiego – „to dziecko”. Zatem mówiąc „idę z dzieckiem do kina”, nie wskazuję na jego/jej płeć, osoba słuchająca nie wie, czy w czasie oglądania filmu będzie towarzyszyć mi – chłopiec czy dziewczynka.

Po urodzeniu dzieci właściwie wyglądają tak samo – małe, łyse, pokurczone. Tylko opaska z imieniem i nazwiskiem, którą mają na rączce, wskazuje na ich płeć. Podkreślam, płeć określaną tylko na podstawie widocznych cech biologicznych.

Z momentem wyjścia ze szpitala mamy i noworodka zaczyna się proces teatralizacji płci. Płeć biologiczna zostaje poddana kulturowemu treningowi, staje się tym słynnym, a dla niektórych strasznym, genderem. Po polsku, po swojsku, powiedzielibyśmy, że płcią kulturową.

Kiedy zatem dzieci wpadają na to, że oprócz swojej płci biologicznej mają jeszcze płeć kulturową? Bardzo wcześnie, około drugiego, trzeciego roku życia.

W czasie moich zajęć w żłobku zauważyłam, że dziewczynki i chłopcy często wybierają kolor różowy. No, chyba że obok jest ktoś dorosły, kto szepnie chłopcom na ucho „nie… różowy jest dla dziewczynek”. Hasło „to jest dla dziewczyn” właściwie towarzyszy już dzieciom przez całe przedszkole i edukację wczesnoszkolną. Dzięki niemu wiadomo, co wybrać, w co się bawić, jak się ubrać i z kim trzymać.

Dwu, trzylatki bez względu na płeć wybierają różowy i już. Podobnie jak dwu, trzyletni chłopcy z radością przebierają się za różową wróżkę, w różowe skrzydełka, różową spódniczkę i różowy kubraczek. I pląsają po sali w rytm piosenki o wróżkach i chmurkach. Oczywiście, że nie przebieram ich na siłę w spódniczki! Zawsze daję wybór – dziecko może być chmurką (niebiesko-białe przebranie) lub wróżką (różowy strój).

Czy któreś z dzieci założyłoby przebranie niezgodne ze swoją płcią kulturową w towarzystwie rodziców? Nigdy. Jeśli chłopiec chce być wróżką, choćby tylko na czas piosenki, od razu usłyszy „to dla dziewczynek.”

Niestety ta fraza „to dla dziewczynek”, wielokrotnie już przeze mnie tutaj wspominana, zamienia się w kolejnych latach życia na określenie czegoś, co jest z pozoru mało interesujące wybrakowane, niegodne uwagi, pozbawione prestiżu…

Kto najczęściej bawi się małymi różowymi kuchenkami, tuli lalki do snu, czy naśladuje robienie zakupów? A zaczyna się tak niewinnie – od kolorów. Różowy dla dziewczynek, niebieski dla chłopców. A przecież „rodzimy się nago, reszta to drag”!

Pomoc w czasie pandemii Pomoc w czasie pandemii