Nasze polskie prawo jest niedoskonałe. Mam wrażenie, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że w pewnych miejscach traumatyzujące. A przecież powinno chronić obywatelki i obywateli, zwłaszcza osoby, które doświadczyły na własnej skórze przestępstw.
Osoby doświadczające przemocy od osoby najbliższej (czyli pokrzywdzeni, zgodnie z art. 207 kodeksu karnego) to w miażdżącej przewadze kobiety. Przez lata upokarzane, bite, gwałcone przez swojego partnera. Jeśli uda im się odejść od oprawcy, odchodzą ze swoistym bagażem – dziećmi i traumą.
Trzeba zabezpieczyć dzieci – potrzebne jest orzeczenie sądu o miejscu pobytu przy matce. Dzieci zazwyczaj są ostatnim czułym punktem, w który sprawca przemocy może uderzyć po odejściu ofiary. I to robi. Bez takiego postanowienia może zabrać dziecko i nie oddać. Jak przedmiot. Mój były mąż kiedyś to zrobił, wiedział, że złożyłam pozew o rozwód, że założyłam mu sprawę o znęcanie się i że postanowiłam odejść. Nie ma chyba skuteczniejszego sposobu na zadanie cierpienia matce – zabrać dziecko i oznajmić, że więcej go nie zobaczy. W takiej sytuacji służby nie mogą nic zrobić. Bez postanowienia sądowego wszystko jest zgodne z prawem.
Jeśli wzięły ślub, czeka je sprawa rozwodowa, która się ciągnie, bo sądy przeciążone. Sprawa karna również. Sprawa o alimenty także. Na wszystkich wyrachowany sprawca przemocy zazwyczaj przedstawia wersję zdarzeń oczerniającą matkę, często powołuje świadków, którzy po prostu kłamią na jego korzyść.
Oczywiście gwałty małżeńskie rzadko są udowodnione w sądach. Ale pamięć w kobiecie o nich zostaje.
Większość sprawców przemocy nie płaci alimentów, a jak wiadomo w naszym kraju ich ściągalność jest tragiczna. Kobieta, gdy już ma wyrok alimentacyjny, musi trochę poczekać, czy będzie płacił, potem idzie do komornika, musi poczekać, czy komornik da radę ściągnąć (najczęściej panowie zatrudniają się na czarno, więc wiadomo, że nic nie wskóra), potem do OPSu i wreszcie ma maksymalnie 500 zł na dziecko z Funduszu Alimentacyjnego.
Kobieta robi wszystko, aby utrzymać rodzinę, odbudować siebie po strasznych przeżyciach. Często gdy nikt nie widzi, wyje z bólu emocjonalnego. W nocy ma koszmary związane z tym, co oprawca jej robił. Ale jest dzielna, bo przecież dzieci i tak już tyle przeszły. Potrzebują jej siły. I na zewnątrz jest twarda jak skała.
Wierzcie mi, jak już się przez te wszystkie szczeble instytucji przejdzie ma się absolutnie dość. Kobieta o niczym tak nie marzy, jak o spokoju i bezpieczeństwie.
Ale nie ma lekko. Nawet jak sprawca przemocy zniknie z jej życia to przyjdzie moment, w którym będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz. Nie jeden raz, ale wielokrotnie. Bo pobiera świadczenie z Funduszu Alimentacyjnego. Więc OPS powiadamia policję, a ta sprawdza dlaczego dłużnik nie płaci i jak to ma się do rzeczywistości. I kto jest wzywany na zeznania? Oczywiście ta kobieta, która z trudem zbudowała swoje nowe życie. Potem sprawa w sądzie, na którą oczywiście jest wzywany oskarżony. Po otrzymaniu wezwania na sprawę kobieta przeżywa gigantyczny stres. Perspektywa spotkania oprawcy spędza sen z powiek, powoduje dekoncentrację, napięcie… Cokolwiek nie robi, z tyłu głowy ma perspektywę konfrontacji ze sprawcą. Ale na wezwaniu „stawiennictwo obowiązkowe”, więc nie ma wyboru. Nie stać ją na karę za nie stawienie się.
Przed salą rozpraw czekają razem. A sprawca przemocy ma idealne warunki, aby zademonstrować swoją siłę. Doskonale zna słabe punkty swojej byłej partnerki. Nie musi podnosić ręki, aby sprawić, że przez najbliższe miesiące miała znów koszmary. A przecież jest na nią wściekły, bo w jego mniemaniu to przez nią tu jest i przez nią może mieć jeszcze problemy.
Wielokrotnie spotkałam się z punktem widzenia, że przecież kobieta dostaje alimenty z Funduszu, więc o co jej jeszcze chodzi? Jak się nie wychowuje dziecka, to się nie wie, jakie są to koszty. Poza tym dłużników nie obchodzi, że powiadomienie o niepłaceniu alimentów jest z urzędu, a nie na wniosek byłej.
A po rozprawie trzeba jeszcze wrócić. I to jest strach. Czy mnie nie dorwie? Czy nie będzie śledził? Czy nie dowie się gdzie mieszkamy?
Mój mąż nigdy nie zapłacił nawet złotówki alimentów. Przez lata muszę się stawiać do wyjaśnień. Nieważne, że nie mam z nim żadnego kontaktu od 17 lat i nic o nim nie wiem. Wiele razy został uniewinniony, bo np. „nie ma stałej pracy”.
Za każdym razem, gdy jestem wzywana zastanawiam się, dlaczego to ja mam się tłumaczyć. Czy nikt nie pomyśli, jakie to daje skutki, jeśli dłużnik miał prawomocny wyrok z art. 207 kk? Podejrzewam, że większości ludzi nawet przez głowę nie przejdzie to, co przeżywa kobieta. Bo o tym się nie mówi. Jeśli kobieta się odezwie, to zaraz znajdzie się armia ludzi, która ją zaatakuje. Tak jak w okresie odchodzenia od oprawcy. Nie dziwię się więc, że milczą.
A można by to tak łatwo ominąć wtórną traumatyzację osób doświadczających przemocy. Wystarczyłby przepis o przesłuchiwaniu kobiety bez kontaktu z byłym oprawcą – i stosowanie go przez sądy.