Ostrzeżenie: artykuł zawiera treści o przemocy seksualnej
Doświadczenie przemocy daje różne skutki. Jeden z najdotkliwszych to PTSD, czyli zespół stresu pourazowego. Często pomijany w dyskusji publicznej jako skutek przemocy domowej. Zanim wybuchła wojna właśnie o tym chciałam pisać. Lecz kiedy wybucha pożar to trzeba go gasić zamiast dyskutować. Takim pożarem wymagającym działania jest masowa migracja ludzi uciekających z Ukrainy. Wiadomo – trzeba im pomóc. Ale pomagać trzeba umieć.
Sytuacja nie odwiodła mnie od chęci pisania o PTSD, bo jest to temat jak najbardziej na czasie. Zjawisko, o którym powinniśmy wiedzieć, bo możemy być świadkami i świadkiniami jego rozwoju u osób, które często gościmy pod swoim dachem, będziemy z nimi pracować i spotykać się na co dzień.
Zespół stresu pourazowego jest powikłaniem doświadczenia traumy. Można o nim mówić w sytuacji, gdy pomimo upływu czasu od traumatyzującego doświadczenia nie można normalnie funkcjonować, bo bolense przeżycia wciąż wracają i zaburzają normalne funkcje. Osoby doświadczone nim odczuwają potworny lęk, który wyczerpuje.
Obecnie jest wiele dyskusji na temat traum wojennych. I dobrze. Bo one mają swoje źródło w brutalnych doswiadczeniach. I to wielu w jednym czasie. Dlatego osoby będące na froncie (wojskowi i cywile) często trafiają na oddziały szpitalne zajmujące się PTSD. Doświadczyły bowiem rzeczy, o których nie da się zapomnieć. Które wracają do nich w snach. I na jawie w formie flashbacków. Dokładnie tak, jak w niektórych przypadkach osób doświadczających przemocy domowej.
I to jest rodzaj PTSD najbardziej problematyczny. Bo ludzki mózg zazwyczaj jest w stanie sobie poradzić z traumą. Ale jeśli każdego dnia jesteśmy w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, doświadczamy brutalności w postaci bicia, uwięzienia, gwałtów, okaleczenia i nie wiemy, czy dożyjemy kolejnego dnia to już może być za dużo. I jest.
Bo w takich okresach walczy się o przeżycie. Nie ma miejsca na emocje, na ich przeżycie. One wychodzą później, gdy jesteśmy już w teorii bezpieczni/e.
Nie będę się wymądrzać na temat doświadczenia wojny, bo jej nie przeżyłam. Ale bardzo brutalną przemoc owszem i widzę niestety wiele podobieństw. Aby pomóc zrozumieć Wam to, czego możecie być świadkiniami i świadkami podzielę się własnymi doświadczeniami. Na podstawie wypowiedzi specjalistów o skutkach traum wojennych dostrzegam, że niestety mechanizmy są te same.
Po pierwsze, pół roku koszmarów bezpośrednio po odejściu od przemocowca. Miałam małe dzieci, byłam w ciąży. Bardzo potrzebowałam odpoczynku. Sny były tak straszne, że robiłam wszystko, by nie spać. Niestety nie dało się. Więc jeśli gościcie kogoś, kto uciekł z bombardowań, widział zabitych bliskich, był zgwałcony, to weźcie pod uwagę, że sen niekoniecznie jest dla niego odpoczynkiem.
Po drugie, flashbacki. To specyficzne zjawisko będące objawem PTSD. Zauważyłam, że większość specjalistów nie wyjaśnia, czym tak na prawdę jest. W teorii to wspomnienie strasznego przeżycia. W praktyce mózg nie odróżnia, co jest wspomnieniem, a co rzeczywistością, więc osoba przeżywająca flashback doświadcza wszystkich odczuć związanych w tamtą sytuacją. Jest to straszne. Lęk jest tak ogromny, że nie pozwala się ruszyć, mówić czy zrobić cokolwiek. Gdy pierwszy raz mi się zdążył, myślałam, że zwariowałam. Dlatego dzielę się z Wami tym, abyście wiedziały i wiedzieli, że coś takiego istnieje. Bo ktoś w Waszym otoczeniu może go mieć. I to nie jest jednorazowe. Flashbacki są jak puszka Pandory. Jak się pojawią to trudno nad nimi zapanować – warto udać się na konsultację psychiatryczną i psychologiczną.
Koszmarów można też nie pamiętać, ale jeśli np. na jawie przeżywa się flashback z doświadczenia, gdy ktoś staje człowiekowi butem na jego łopatce, to po przebudzeniu boli cała okolica. Mięśnie są tak napięte, że nie można ruszyć ręką. Ciało reaguje jakby to się działo tu i teraz.
U osób, których dotyczy PTSD po bardzo wielu traumatycznych zdarzeniach jego objawy mogą pojawiać się przez wiele lat. Nawet, kiedy już od dawna jest spokój, to znów otworzy się ta puszka Pandory i znów przeżywa się piekło, które w teorii jest przeszłością. Specjalnie piszę, że „w teorii”, bo mózg nie odbiera tego jako przeszłości.
PTSD wymaga specjalistycznego leczenia. Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić mając do czynienia z osobą nim dotkniętą, to bagatelizować i dawać pseudorady typu „weź się w garść”, „nie przesadzaj”, „nie wymyślaj” itp.
Nie liczcie na to, że osoby straumatyzowane będą Wam opowiadać wszystko, czego doświadczyły. Nie powinniście/powinnyście o to dopytywać. O tym chce się zapomnieć. Uciec. Poza tym prawdopodobnie osoby te doświadczyły przemocy potworniej, upokarzającej. Gwałt jest narzędziem wojennym. Tak było i jest. Często kobiety i mężczyźni są gwałceni grupowo, z użyciem narzędzi. Wymagają pomocy chirurgicznej. Niestety gwałt, również podobnie brutalny, jest narzędziem przemocy domowej. Tym się nie chwali. To nie przechodzi przez gardło.
Jeśli będziecie mieli/miały do czynienia z osobą z PTSD, pamiętajcie o tym, że nie wiecie, co dana osoba przeżyła. To co Wam powie, może być tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Wątpię, czy ma znaczenie, w jakich okolicznościach ktoś przeżył piekło – na wojnie czy w czterech ścianach przemocowego związku. Piekła nie da się zapomnieć. Ale gdy osoba, która przez nie przeszła otrzyma właściwą pomoc i wsparcie – może dalej normalnie żyć.
Ukrainki zachęcamy do korzystania z telefonu wsparcia w języku ukraińskim, prowadzonego przez Centrum Praw Kobiet (pon.-pt. 15-20): 800-10-77-77