Przedstawiamy Wam historię naszej klientki Mariny, spisaną i przetłumaczoną przez Olenę Dekhtiar.
Mojego byłego męża poznałam 16 lat temu, 12 lat byliśmy małżeństwem. Minęły 2 lata odkąd już nie mieszkamy razem.
Na początku naszego związku wszystko układało się stosunkowo dobrze. Stopniowo jednak odseparowywał mnie od środowiska pracy, potem od przyjaciółek, wreszcie odwrócili się ode mnie nawet moi krewni. Nie miałam własnych pieniędzy, na wszystko mąż wydzielał mi pieniądze i żądał przedstawiania paragonów.
Po urodzeniu dziecka ciągle narzekał, że nie zwracam na niego uwagi. Kiedyś kopnął mnie mocno w brzuch i żebra na oczach 3-letniego dziecka, po prostu dlatego że nie zrobiłam czegoś tak, jak chciał. Próbowałam zadzwonić na policję, ale zabrał mi telefon. Sąsiedzi wezwali policję i kiedy przyjechał patrol, zabrałam dziecko i uciekłam. Nie wiedziałam, co będzie dalej i bałam się, że jak nas odnajdzie, będzie jeszcze gorzej. Interweniowali jego krewni. Mówili, że rozwód jest zły, że dziecko będzie dorastać bez ojca, że mąż żałuje tego, co zrobił i mi zadośćuczyni.
Wielokrotnie próbowałam od niego uciec, ale nie wierzyłam w siebie i swoją siłę, nie miałam w nikim oparcia. Od czasu do czasu wyzwiska pod moim adresem wzmacniał biciem.
W 2016 roku wyjechaliśmy do Polski, ponieważ mój mąż dostał tu pracę. Tutaj poznałam wszystkie „uroki” rodzinnego życia z moim mężem. Trudno było mi się przystosować do nowej rzeczywistości. Czułam się źle fizycznie i psychicznie, jakbym wpadała do jakiegoś bezdennego dołu, z którego nie widziałam wyjścia.
Kiedyś dostałam od niego w twarz, ponieważ odpowiedziałam niepoprawnie na pytanie. Od uderzenia wargi wbiły mi się na zęby i natychmiast spuchły. Nie pozwolił mi iść do szpitala, bo jeśli powiem, że to on mnie uderzył, to zostaniemy bez finansów, bo można będzie go zwolnić z pracy. I jak będziemy wtedy wychowywać dziecko? Przejdzie ci samo, mówił…
Zostałam jego workiem do bicia, ponieważ wszystkie problemy i wszystko, co nie szło dobrze w życiu mojego byłego męża, jego zdaniem było moją winą. Poprosiłam o rozwód, ale on nie chciał się zgodzić, gdyż było mu ze mną wygodnie.
Pewnego dnia wrócił do domu z kobietą. Była to jego koleżanka z pracy. Okazało się, że postanowił znaleźć dla mnie pracę! Jego koleżanka w ogóle nie wiedziała, co się u nas dzieje. Tego dnia poszedł się z nią spotkać, ale był taki pijany, że zgubił portfel ze wszystkimi dokumentami. Kilka razy dzwonił, żeby sprawdzić, czy zostawił go w domu. I za każdym razem jego agresja rosła, bo w jego oczach to była moja wina, że nie mogłam znaleźć jego portfela. Kiedy wrócił do domu, agresywnie nalegał, żebym dalej go szukała. Na co jego koleżanka powiedziała, że powinien udać się na policję, aby napisać oświadczenie. Nie mógł jednak tego zrobić, był zbyt pijany. W końcu ktoś zadzwonił i powiedział, że znaleziono jego dokumenty. Kazał mi z dzieckiem pójść i je odebrać. Ja, mój syn i koleżanka męża poszliśmy odebrać portfel z dokumentami, a mąż poszedł spać. Po drodze rozmawiałam z nią o moich zainteresowaniach i preferencjach w pracy, rozmawiałyśmy kilka godzin, bo była dla mnie jak powiew świeżego powietrza. Wymieniłyśmy się kontaktami.
W końcu wróciłam z dzieckiem do domu, na piechotę, bo nie dał nam pieniędzy na podróż. Zamknął przed nami drzwi i kazał iść tam, skąd przyszliśmy. Obcy kraj, nikogo nie znam… Poza jedną osobą. Napisałam do nowo poznanej koleżanki, jaka jest sytuacja i że nie wiem, co robić. Po przyjściu do niej uśpiłam dziecko. I wylałam przed nią wszystko, co dotyczyło mojego życia z mężem. Ogromnie dziękuję jej za to, że mnie wsparła i otworzyła mi oczy na całą sytuację, nazywając ją przemocą domową.
Pomogła mi znaleźć Centrum Praw Kobiet, poszła ze mną jako tłumaczka, bo nigdy nie uczyłam się języka polskiego mieszkając tu przez 4 lata. W tamtym momencie bardzo się bałam, byłam bezradna w obliczu kolejnej fali covidu, z dzieckiem na rękach.
Ludzie, których w ogóle nie znałam, dali mi dużo wsparcia i pomocy, nieważne jak wyglądałam, nieważne, że wciąż odczuwałam strach i psychiczne uzależnienie od tego związku. Dzięki CPK i koleżance moja niepewność przerodziła się w wiarę w siebie.
Za 2 lata skończę studia kosmetologiczne, otrzymam dyplom. Moje życie stopniowo się poprawia, nauczyłam się polegać na sobie i wierzyć we własne siły. Poprawiam jakość swojego życia oraz życia swojego dziecka.
Kiedy patrzę 2 lata wstecz i widzę niezdecydowaną i nieśmiałą kobietę, nie mogę uwierzyć, że taka byłam. Nie wierzę, że można było żyć takim życiem i uważać to za normalne.
Chcę wam przekazać, że wszystkie możemy zmienić swoje życie, aby żyć nim na własnych zasadach. Wierzcie w siebie!!!