Anka, jedyna z moich rozmówczyń, którą znam lepiej i dłużej. Trafiam do niej ładne parę lat wcześniej, przez jej męża.
Mąż Anki, Filip, załatwia ze mną pewien biznes, a do sfinalizowania transakcji brakuje mi kilku dokumentów. „Nie ma problemu” mówi. „Wyjeżdżam co prawda teraz na kontrakt, ale dokumenty przygotuje dla pani moja żona”. Dobrze się z nim rozmawia, inteligentny, nawet błyskotliwy. Zamożny, wyraźnie nie liczący się z groszem, nowiutkie auto ma szramę na błotniku, „a bo wie Pani, jakoś tak zajechałem”, okulary droższe niż mój garnitur. Byłby przystojny, gdyby nie coś w oczach, co przywodzi na myśl rzyganie, zimno, telepanie nad ranem. Te okulary chronią, zmieniają rysy, nadają szlifu.
Idę do niej, do jego żony. Po dokumenty. Nie pamiętam już tego dialogu, rozmawia się miło, ale o niczym i już mam się zbierać, gdy coś ona mówi takiego, że włącza mi się alarm. Półsłówko. Drobiazg. „Alkoholik?” – pytam z szerokim uśmiechem – „to tak, jak i u mnie” i siadam z powrotem.
Robię to, co zwykle w takich sytuacjach – opowiadam o sobie. Że chodziłam w dziurawych butach, a on jeździł taksówkami, że nie miałam co z dziećmi jeść, a on grał w kasynie, że pobił mnie za to, że nie dość go kochałam. Anna patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby chciała się upewnić, że istnieję. Nie zdziwiłabym się, gdyby podeszła i dotknęła. To zaskakuje – poczucie, że się nie jest samej na świecie. Zanim poczuje się cokolwiek innego – najpierw jest tylko zaskoczenie. Zdziwienie. Zatrzymanie. Bóg jeden wie, jak bardzo zatrzymanie pomaga.
I wtedy zaczyna mi opowiadać. Bez wstydu, bez epatowania mnie szczegółami, chyba nawet bez pretensji w głosie.
Jak zamyka się z dziećmi w pokoju, gdy on wraca.
Jak o szóstej rano w niedzielę budzi dzieci, by były gotowe, bo tata zabierze je na lekcję tenisa. I jak potem czekają, a zegar powoli odmierza za dużo czasu. I jak ojciec wraca wieczorem i zwala się bez przytomności na kanapę.
Jak on rzuca nią o ścianę.
W sumie nic się strasznego nie dzieje, prawda? Dzielnicowy nawet w porządku. Porozmawiał. Pomógł.
Czy jakoś tak.
W MOPRze na rozmowie. Psycholog dla dzieci.
Rachunek za prąd i tak drogo, a on wydziela pieniądze. Zarabia tyle, że mógłby trzy rodziny utrzymać, ale wydziela pieniądze. „Na co wydałaś? No? Na co?”.
Siedzę tam dwie godziny.
I dobrze się tam czuję, u tej kobiety, która miała mi przekazać dokumenty męża. Kobiety w podłych ciuchach, obciętych tanio włosach. Niepracującej.
Ona nie płacze i nie narzeka. Mówi o wszystkim. O podłym dzieciństwie w cieniu wódy i bicia, o podłym małżeństwie, o zmęczeniu.
Już wtedy, te kilka lat temu, Anka jest kimś, kto nosi swój strach tylko z przyzwyczajenia. Jeśli poczuje powiew powietrza, zdejmie lęk jak stary sweter.
W trzy miesiące później dzwoni do mnie informując, że właśnie wyrzuciła męża z mieszkania i zabiera się za porządki.
Mijają lata. Spotykamy się znów. Zbieram materiał do książki. Rozmawiam z kobietami takimi jak Anka. Jak ja.
Myślę, że mam dość materiału. Ale słuchaj, czy będę mogła zacytować to co napisałaś na blogu?
Anka wzrusza ramionami.
A bierz, co chcesz!
Zaznaczę, że to z twojego bloga.
Jasne, jasne.
Więc zamieszczam tu jej własne słowa z zapomnianego już bloga, w niewielkim stopniu używając nożyczek. Oto ten zapis:
Jest ciemna noc, leżę w łóżku i boję się zasnąć. Obok w swoim łóżeczku leży mój malutki braciszek. Za ścianą, choć tego nie widzę, wiem, że siedzi mama, na fotelu, w pełni ubrana. Wstaję, podchodzę do okna. Liczę samochody na parkingu przed domem, patrzę w gwiazdy, przypominam sobie ostatnią wizytę u koleżanki, jej uśmiechniętego ojca pytającego czy nie jesteśmy głodne, mamę krzątającą się po kuchni… Boże, dlaczego u mnie jest inaczej? Dlaczego mój tata ze mną nie pogawędzi, nie uśmiechnie się i nie zapyta czy nie jestem głodna? Dlaczego on mnie tak nienawidzi? Przecież jestem grzeczna, dobrze się uczę, rano wstaję pierwsza, żeby przynieść mu gazety zanim się jeszcze obudzi! Czuję jak żal pęcznieje wokół serca i pcha się do gardła. I znowu płaczę.
Sprawdzam czy braciszek równo oddycha i znów wtulam się w łóżko. Kocham tę ciemność. Już chyba po północy, więc zaczynam walczyć z sennością, ale powieki stają się coraz cięższe. Prawie zasypiam. Nagle mój słuch wychwytuje czyjeś kroki za oknem. Już nie śpię, wsłuchuję się w czyjś nierównomierny, zachwiany chód. Tak, nie mylę się – to ON. Wchodzi na klatkę, nie słyszę, żeby zapalał światło. Ma teraz do pokonania sześć schodków na półpiętro, potem 9 w prawo, 11 w lewo – przejście balkonikiem i jeszcze dwa piętra dzielą go ode mnie. Zatrzymał się. Ruszył. Za ścianą poruszenie – mama na palcach przemierza przedpokój i usiłuje coś dojrzeć przez judasza. On już prawie stoi za drzwiami, ona otwiera zamki, zapala światło w przedpokoju. Pukanie. Nie, walenie w drzwi, te się cicho uchylają i… z całym impetem uderzają mamę w twarz, pchnięte przez bezwładne cielsko ojca. Ciche jęknięcie matki (bo sąsiedzi usłyszą, a może nawet wyjrzą).
Nie wytrzymuję, wyskakuję z łóżka, biegnę do drzwi, żeby tylko zdążyć, uratować mamę! Wybiegam do przedpokoju, on już wlecze przed sobą mamę, trzyma mocno za włosy, powala na podłogę i zaczyna dusić. Wskakuję mu na plecy, krzyczę. Silne łapsko ściska mnie za szyję i wyrzuca mnie jak kukiełkę na ścianę. Zamroczona uderzeniem w głowę, podnoszę się raz jeszcze. Mama wykorzystuje moment, gdy odwróciłam jego uwagę i udało jej się stanąć na nogi. Każe mi uciekać, zabrać braciszka z łóżeczka i wyjść z domu. Stoję jak skamieniała, w zasięgu wzroku mam nóż – ten którym codziennie mama kroi świeży chleb. W głowie układam scenariusz – zabijam ojca, nie, nie zabijam, tylko go ranię, przecież go kocham, bo to mój tata. On zaskoczony prosi mnie o pomoc, obiecuje, że już nigdy więcej. I żyjemy dalej szczęśliwie jak normalna rodzina. Ileż fantazji potrafi pomieścić w sobie sekunda?
On znów szamocze się z mamą, już nie zwraca na mnie uwagi. Odwracam się i biegnę do pokoiku, wyciągam śpiącego braciszka z łóżeczka, wybiegam na klatkę i naciskam wszystkie dzwonki przy drzwiach sąsiadów. Czy wszyscy śpią, dlaczego nikt mnie nie słyszy? Żadne drzwi się nie otworzyły, wbiegam piętro wyżej, siadam na schodach, przytulam brata, kołyszę się jak stara samotna kobieta i modlę się do Boga o cud skryta w ciemności klatki. I cud się stał – ktoś na klatce zapalił światło, słychać podwójne kroki. Szybciej! Tata zabije mamę! – wołam. Kroki z opieszałych zmieniły się w ciężko biegnące. Już są, palcem wskazuję drzwi, a potem wślizguję się do domu za milicjantami. Modlę się znów, do czasu aż udaje mi się zobaczyć mamę. Prawie niepodobna do tej z poprzedniego wieczora. Ale żyje. Podnosi się ciężko z podłogi, gdy milicjant oderwał od niej tatę. Zakładane kajdanki, jeszcze stek wyzwisk na do widzenia i cisza. My też w całkowitym milczeniu działamy jak roboty: braciszek ląduje do łóżeczka, mama uprząta krajobraz po bitwie, ja biegnę do łazienki by wraz z wymiotami wyrzucić z siebie resztki wrażeń po tej nocy. Potem mama prowadzi mnie do łóżka, przykrywa. Śpij, już dobrze. Nic mi nie będzie – mówi i po cichu zamyka drzwi. Zasypiając jeszcze zdążam podziękować Bogu, że żyjemy i że mój 10 lat młodszy braciszek urodził się głuchy. Mam na imię Ania, lat 11 i jestem dzieckiem alkoholika.
Anka opowiada mi sporo o ojcu. Bo już umarł. Daleko stąd. A ona zdążyła się z nim pogodzić.
Pojechała, pociąg, autobus, odległe miasteczko na drugim końcu Polski. Czekał na nią. Z nadzieją. Nie z oczekiwaniami. Stary. Ojciec, nie oprawca i nie kat. Nie pijak, nie kulawy strach na jawie, nocą, dniem, na deser. Czekał na nią.
W domu było czysto i porządnie. Wysprzątane. Przez poprzednie lata opiekował się swoją starą matką. Prał, mył, podcierał, karmił. Chyba nikt nie sądził, że mógłby to robić.
Anka nie wybaczy mu. Po prostu zaakceptuje.
Potem wraca.
***
Filip już ma spakowane walizki. Pora na sprawę rozwodową. Anka początkowo nie chce się na to zdecydować, bo Filip obiecał wysokie alimenty – 2000 zł – pod warunkiem nieruszania sądu. Anka zaczyna pracę, dość kiepską, ale pewną i za całą kwotę jest w stanie godnie utrzymać dzieciaki i siebie. W ramach wymiatania śmieci z kątów podejmuje w końcu decyzję o rozwodzie. Opowiada mi o tym i wzrusza ramionami. „Będzie robił kłopoty” mówi. „Ale mnie już wszystko jedno”. Kiwam głową ze zrozumieniem.
Gdy biorę się za pracę nad książką, myślę przede wszystkim o niej. To właśnie Anka kontaktuje mnie ze terapeutą, to dzięki niej w ogóle zaczynam pisać.
Uwielbiam z nią rozmawiać. Nie boi się. Uwielbiam patrzeć, jak się nie boi. Brak strachu. W końcu przeżyła, więc czego się bać.
A teraz idę do niej. Moja ostatnia rozmówczyni.
Na dworze ponuro, klatka schodowa jak zwykle zaświniona. Mija mnie dwóch żuli, grzecznie mówią „dzień dobry”. Patrzę na nich jak na kosmitów. Po chwili zdaję sobie sprawę, że do twarzy klei mi się wyraz obrzydzenia. Żule kulą się pod ścianami, przyginają podbródki do wklęsłych piersi.
U Anki jest czysto, ładnie. Częstuje mnie herbatą. W domu zimno. Nie wiadomo skąd pojawia się słońce i dłubie mi w oku promykiem.
Rozwiodłaś się już?
Nie, jeszcze się nie rozwiodłam. To trwa i trwa. No i oczywiście nie mam już alimentów.
Masz jakiś zasiłek?
Anka lekko prycha. Leciutko.
Opieka społeczna wyrównała mi do tego minimum, tych 351 złotych na osobę na miesiąc. Dostałam dokładnie 65 zł zasiłku.
Nie dziwię się, bo jeszcze nie zdążyłam w to uwierzyć. Anka mówi wszystko szybko, mocnym, pewnym głosem. Na co można wydać 65 złotych??? Wzruszam ramionami.
Na szczęście dodatek mieszkaniowy sobie załatwiłam, więc mam o tyle lżej. Wiesz, calusieńki grudzień na nocki dorabiałam, ale teraz nic się nie zarobi więcej, po prostu nie ma jak. A człowiek się trzyma pracy, bo nie wygląda to obiecująco. Ale cały czas wysyłam cv-ki, w końcu coś porządnego znajdę. W tej sytuacji, którą mamy, najważniejsze jest dla mnie, żebym miała stałą pracę. Proponowano mi stanowisko w urzędzie skarbowym, ale na zastępstwo. Absolutnie nie będę ryzykować. Moja pensja to nasze jedyne źródło utrzymania.
Nie masz alimentów?
Nie. Jak tylko się dowiedział, że chcę rozwodu z orzeczeniem o winie, to się zbuntował. Od razu stracił pracę i gwałtownie zbiedniał. Na razie w ogóle nie płaci. Tymczasowe alimenty były orzeczone na 600 i 700 zł na każde z dzieci, ale jego adwokatka się odwołała i czekamy na termin w sądzie apelacyjnym. Samochód wspólny sprzedał, polikwidował akcje, konta, na jakiś czas mu starczyło i dobrze się bawił. Kupił za to nowy samochód, też go sprzedał. Pieniędzy mu nie mogło brakować. Ale wiesz…
Teraz Anka jest zła, tak zwyczajnie.
..zauważyłam, że sędziowie nie zapoznają się z aktami. Dopiero na sprawie sędzia zaglądała do akt, pytała mnie o rzeczy, które tam są, nie wnikała w szczegóły… Filip na sprawie się nie pokazuje, ma nieznane miejsce zamieszkania, adwokatka zasłania się niewiedzą. Dzieci wiedzą, bo go tam odwiedzały.
Nie pytałaś ich?
Anka jest bardzo stanowcza.
Nie i nie będę tego robić. Nie będę naciskała na dzieciaka, niezależnie ile ma lat. Nie chcę niczego na nim wymuszać. Niedawno nawet pięć godzin przegadaliśmy z Bartkiem, naprawdę chłopak ma dobrze poukładane, choć wydawało się, że się buntuje. On mi sam powiedział, że po prostu nie może mówić, chce zachować lojalność i wobec ojca i matki.
Teraz mówi twardo.
I broń Boże nie mam do chłopaka pretensji. Sprawdzałam w księgach wieczystych czy Filip ma coś wykupione, ale on nie musi mieć wykupionego na siebie.
A gdzie odbiera korespondencję?
Tutaj.
Robię demonstracyjnie wielkie oczy. Anka kiwa głową.
List polecone przychodzą tutaj, dzieci zanoszą mu aviza i on sobie odbiera na poczcie. Złości mnie to – w wezwaniu do sądu jest pouczenie – a nie jest egzekwowane. Powinien poinformować sąd o zmianie miejsca zamieszkania. Oczywiście tego nie robi, a zapis jest martwy. Za sprawę musiałam zapłacić 600 zł, za kuratora też musiałam płacić ja, za przyjazd świadków muszę płacić ja. Ponieważ jestem współwłaścicielką działki budowlanej nie mogę się ubiegać o zwolnienie z kosztów sądowych. Sędzia może…
Anka akcentuje słowo „może”.
…mi przychylić się do wniosku o zasądzenie kosztów na pozwanego, ale nie musi. Ale z powódki ściągnąć potrafią. Pełnomocniczka twierdzi, nie widziała Filipa od grudnia, jeśli on ma jakieś dowody przeciw mnie, to ma miesiąc na przedstawienie takich informacji. Wykorzystałam ten czas i sama złożyłam nowe dowody.
On zarabiał tylko na kontraktach za granicą?
On i w Polsce zarabiał. Nigdy nie miał problemów ze zdobyciem pracy, jest doskonałym fachowcem, zna języki. Pytam sędzinę – jak to jest możliwe, że człowiek z miesiąca na miesiąc nie ma środków do życia i jest rzekomo bezdomny, gdy miesiąc wcześniej jego zarobki wynosiły 16 tysięcy dolarów. I mam na to dowody! Sędzia mówi, że oczywiście, że tak mogło być. A ja zarabiam 1300 brutto – a sędzia pyta jak to możliwe, że tak mało się zarabia i czemu są dysproporcje w moim zaświadczeniu o zarobkach. Bo w pierwszym było o kwocie 1300 brutto, a w kolejnym o kilkadziesiąt złotych więcej. To zresztą niejedyna dziwna rzecz. Filip dał swojemu synowi, Bartek jeszcze nie miał 16 lat, mp3 ze swoimi rozbieranymi zdjęciami ze swoją nową panią. Otwieram i zbladłam – jak, u diabła, można dać synowi taki „prezent”? Wydruki z tych zdjęć chciałam złożyć jako dowody w sprawie. Ale sędzia nie przyjęła dowodu, bo – jak stwierdziła – nie chce oglądać przyrodzenia „tego pana”.
Dolewa mi herbatę.
Ale jedno wiem, że z pracy wracam i to, co wypracuję, to mamy. I spokój. Tyle, że jest ciężko finansowo. Całe szczęście, że zostało mi mieszkanie. Ale znam mnóstwo osób, które nie mają dokąd iść. Nie ma jak przenieść się do np. rodziców na kliteczkę z dwójką czy trójką dzieci. A z pracą nie jest łatwo. Po kilkunastu latach – jak ja – bez udokumentowanej pracy ciężko jest znaleźć coś porządnego. Wiesz, że ja pracowałam, nawet dużo, ale na czarno. Z dokumentów wychodzi mi zaledwie…
Liczy.
…sześć lat. Więc trzymam się tej pracy, którą mam trzeci rok. Mam stałą umowę, a to ważne. Jest dużo ludzi z wyższym wykształceniem, którzy próbowali szczęścia gdzie indziej i po jakimś czasie wracali do tej mojej pracy. Różnie się dzieje z pracodawcami i ja nie mogę ryzykować utraty tych 980 zł. Opieka społeczna palcem nie kiwnie, bo mają swoje ramki i wstawią tam każdego człowieka. Pijak, który do pracy nie pójdzie – dostanie rentę. A matka – wyrównanie do 351 zł na osobę. W grudniu odebrałam od nich zasiłek za 2 miesiące – 130 zł! – i wyjechałam za to do znajomych, bo na święta nie było mnie stać. Te pieniądze wystarczają na dwa tygodnie. Jak z pracy przyjdą pity, to chociaż będę miała zwrot podatku. Dzieci też musiały się przyzwyczaić, żeby żyć inaczej, bo póki tu mieszkał to po pijaku 100-200 zł rzucał, na zakupy zabierał, a teraz już nie. Za to obce dzieciaki, kochanek, zabiera na wakacje i prezenty kupuje. Wyobraź sobie, jak one się czuły, gdy zabrał dzieci tej babki do Grecji. Pełnomocniczka mnie namawia, żeby wycofać pozew o orzeczenie o winie, bo on mi w zamian wspólną działkę przepisze. Ja jej mówię „zaraz, zacznijmy od tego, że pół działki jest moje, więc co on mi chce przepisywać”. Zresztą ja nie chcę sprzedawać działki. Wiesz, jak nieruchomości teraz stoją, a to była moja inwestycja dla dzieci. Nigdy nie wiadomo jak im się życie ułoży. Raz do mnie zadzwonił, bo on kredytów nabrał i ma długi i chce się porozumieć, żeby działkę sprzedać..
Nie wolałabyś…?
Anka mówi stanowczo, ale swobodnie, bez ciśnienia w głosie.
Nie, to działka tuż nad jeziorem, wszystkie media na działce, nie sprzedam tego za półdarmo, bo on ma humory. Jakoś daję radę, a to ma być rezerwa na naprawdę ciężkie czasy.
Nie boisz się, że narobi na twoje konto długów? Macie rozdzielność?
Robi pełen ulgi gest dłonią.
Teraz na szczęście mam rozdzielność – nabrał kredytów i mam przynajmniej ten luksus, że chociaż od tej strony mam spokój. Jeśli mam do niego żal, to o to, że jest perfidny dla dzieci – wydzwania, dopytuje się, co ja robię, ale nie sprawdzi, czy mają na chleb. Prosiłam, żeby spotkał się z nimi – ale nie ma czasu, bo pracuje – choć rzekomo jest bez pracy. Pełnomocniczce powiedziałam, że jest absolutnie za późno na jakiekolwiek pertraktacje. Miał dość czasu, ponad 2 lata, od kiedy się wyprowadził, żeby ze mną się porozumieć i uzgodnić wszystkie szczegóły.
Nawet nie przytakuję jej w trakcie. Staram się nadążyć z notowaniem, bo Anka nie zwalnia.
Chcę go wymeldować, złożyć wniosek do sądu o eksmisję formalną, żeby nie było sytuacji, że on tu wróci od kochanki. Powiem ci, że nawet Bartek mi mówił „Mama, a co będzie, jeśli ja zacznę pracować, a tata będzie żądał ode mnie alimentów?”.
Tak, po prostu musisz mieć orzeczenie o winie…
Wiesz, w razie jego roszczenia wobec dzieci orzeczenie o winie nie będzie miało znaczenia.
Macham rękami.
Nie bezpośrednio, ale sąd weźmie to pod uwagę. Powiedz mi, jak dzieci się kontaktują z ojcem?
Tylko Bartek, bo on tam Bartka zapraszał, ale od września Bartek w ogóle nie jest zapraszany. Eliza została odrzucona, bo potrafiła przez telefon powiedzieć „jak możesz alimentów nie płacić”, a gdy dzwonił pijany to mówiła „na piwo ciebie stać, a na alimenty nie?”. Powiedział jej wtedy „głupia jesteś” i się rozłączył. Bartek jest bardziej zamknięty w sobie, ale też przeżywa. Jeśli potrzebują butów, to muszę chomikować, myśleć na zapas. Bartek ma ogromną stopę, rozmiar 49-50 – ten rozmiar mogę kupić tylko przez internet, mowy nie ma o okazjach i wyprzedażach. Chłopak jest chory na łuszczycę – miesięczna porcja leków kosztuje 400 zł. Ja teraz po prostu nie mam z czego wykupić leków. No i zęby… Zęby mamy strasznie zaniedbane.
Próbowałaś się ubiegać o zasiłek celowy?
Anka wygina usta sarkastycznie.
Opieka? Tak, jasne, dostałam zasiłek – jednorazowy, raz – 150 zł. Bartek nawet nie ma wszystkich podręczników – wymagana jest nowa książka, za 50 zł, bo się nauczyciel zmienił i jak tego nie będzie – to jedynka.
Naprawdę nie wolałabyś sprzedać tej działki?
Nie. Sąd może postanowić o innym podziale majątku niż 50/50. Może się okaże, że całość będzie moja. Co swoje to on już wziął – samochód, oszczędności, akcje. Dlatego nie chcę sprzedawać. On już raz zmarnotrawił te pieniądze. Chcę ocalić, co się da. A trudne czasy jeszcze mogą przyjść.
Zastanawiam się na pojemnością pojęcia „trudne czasy”.
Ile zarabiał przez te lata?
Wcześniej? Daaawno temu to było jakieś 3-4 tysiące dolarów miesięcznie. A ostatnio, gdy w Anglii dostał bardzo dobrą pracę, zarabiał 16 tysięcy dolarów za miesiąc. Dla mnie to była kwota absolutnie niewyobrażalna.
To jest około 60 tysięcy złotych. Dla większości ludzi to całkowicie niewyobrażalne.
Sama widzisz. Wyrzucili go z dnia na dzień – to musiało być dyscyplinarne. Bartkowi powiedział, że powiedział coś do szefa i dlatego go wyrzucili. Ale ja myślę, że tym razem chodziło o coś poważnego, naprawdę poważnego. Filip przed każdym wyjazdem miał robić kompleksowe badania, m. in. na obecność narkotyków i alkoholu. I zawsze – ciekawostka – wyniki były negatywne. A przecież wiem, że ćpał i pił.
Ćpał?
Jasne. Przecież wiedziałam, kiedy jest zamroczony alkoholem, a kiedy czymś jeszcze.
Przypominam sobie moje spotkanie z Filipem i ten biznes załatwiany w cieniu Christian Lacroix sunglasses. Mówił szybko. Raziło go światło. Na otrzeźwienie nie ma jak kokaina. Anka wzrusza ramionami.
Pewnie kupował wyniki. Albo płacił, żeby ktoś szedł za niego. Ćpał, od dawna ćpał. Miał przecież takie momenty, że próbował wyrzucić mnie przez okno, potem nie wiedział co się dzieje. Potrafił wybudzić się z drzemki i zaczynać wyzywać. Wiedziałam, kiedy jest „tylko” pijany, a kiedy jeszcze coś brał.
Mógł brać na statku?
Teoretycznie nie. Kapitan czasami stawiał wódkę, gdy schodzili na ląd. Ale…
Macha ręką.
Od jak dawna romansował?
Oooo, miał pierwszy duży romans, gdy dzieci miały 4-5 lat. Taki poważny.
Inne panny?
Na pewno. Nie liczyłam.
Lekka drwina w głosie.
Wtedy, gdy dzieci były małe, postanowił, że wyjedziemy, że wyprowadzimy się ze Szczecina. Mieszkaliśmy jakieś 100 km stąd. I wtedy wracał tu, do Szczecina, żeby się spotykać z panienką. Wracał tu i wynajmował pokoje na godziny. Wiesz, jak się dowiedziałam? Bo trafił do gospody prowadzonej przez mojego kuzyna. Przyjechał z dziewczyną i pijany domagał się, żeby po znajomości wynajęli mu pokój na godziny. Mówiłam mu wtedy – rób sobie co chcesz, nie obchodzi mnie to, ale ty potem ze mną sypiasz, a ja mam dwoje dzieci i muszę być zdrowa. Przecież możesz mnie zarazić. Ale nie, nawet to nie było dla niego ważne. Nigdy ludzie nie byli ważni. Dobrze chociaż, że zawsze rodzina za mną stała, moja i jego…
Teściowie też? Jakie masz z nimi stosunki?
Teściowie są na szczęście za mną. Jestem dla nich ważna. Teść przed świętami zawsze wysyła mi 1000 zł.
Teściowie są dobrze sytuowani?
Nieźle.
Anka mówi z mocą i przekonaniem.
To bardzo dobrzy ludzie. Nie wiem, czy ona, jego żona, wie, że teść wysyła mi tę pomoc. To porządny człowiek.
Wiesz, że mogłabyś od nich zażądać alimentów?
Wiem. Ale nie chcę pozwać teściów o alimenty. Bo zawsze byli wobec mnie w porządku. Nie mogłabym im takiego świństwa zrobić. Zresztą po co, żeby jemu znów było łatwiej? Zdjęłabym tylko odpowiedzialność z tatusia, a on byłby przeszczęśliwy, że ojciec robi coś za niego. Wolę bidować za te pieniądze, które mam. Oni są dobrą rodziną, a on jeden im się nie udał ze wszystkiego.
Mają inne dzieci?
Dwie córki – to są przyrodnie siostry. Filip jest z innej matki. Ale ja znam tylko tę teściową. Chciała pomóc przy wychowywaniu Flipa, ale był trudny. Uciekał, siedział jako nieletni. Ciotka – siostra teścia – chciała wychowywać Filipa, ale się nie udało. Mówiono mi, że jego matka po prostu zostawiła go w wózku i na tym skończył się epizod z matką. Nie dopytywałam się, nie chciałam być wścibska.
Za co miał wyrok?
Nie wiem za co siedział – chyba nie za złodziejstwo, coś słyszałam, że jakieś kontakty z bandami, z prostytutkami. Nie dowiedziałam się nigdy. Dowiedziałam się jako takiej prawdy już po ślubie – wcześniej nie miałam zielonego pojęcia.
Ile miałaś lat, gdy wyszłaś za mąż?
Dwadzieścia dwa, byłam dojrzała, to nie był chwilowy odlot. Wszystko wydawało się pięknie. Przyjechał tu do pracy do stoczni. Początkowo nie zauważyłam skłonności do picia. Zresztą był sportowcem, karate trenował – wydawało mi się, że facet myśli trzeźwo. Ale gdy był pewien, że zaplecze ma gotowe – zaczął brykać.
Przed ślubem?
Taaa, przed ślubem… Poznałam go, gdy miałam 20 lat. Zaszłam w ciążę, wyszłam za mąż. Mieszkaliśmy dwa lata razem i gdy się dowiedziałam, że zaszłam w ciążę – a były jakieś przebłyski, bo poszedł z kolegą i wrócił nietrzeźwy, zabalował – nie byłam zdecydowana, i długo nie mówiłam, że jestem w ciąży. Powiedziałam mu w końcu – nie jest to powód, żeby brać ślub – jeśli odejść chcesz, droga wolna. Ale on się zdecydował. Szybko bierzmowanie, nauki, ślub, zresztą całkowicie zorganizowany przez moją rodzinę. Przyjechał, pamiętam, teść… Chyba wiedział, że mi będzie ciężko. Wyjeżdżając prosił mnie, żebym pilnowała pieniędzy. Dał mi pieniądze w tajemnicy, żebym tylko nie mówiła mężowi. Teść musiał wiedzieć, że coś jest nie tak.
Nie chciałaś pytać?
Może teść nie chciał się wtrącać?
Jak zwykle przy takim tekście robię się zła. Ale przy Ance robię się tylko lekko zła. Tak pro forma. Żeby nie zapomnieć.
Może nie chciał tego psuć? Może miał nadzieję, że jak Filip będzie miał rodzinę to się to na dobre odwróci…? Może nie chciał zapeszać…? Przez 3 lata nie widziałam się z teściami, a potem dostaliśmy zaproszenie do nich, do Katowic. Chciałam jechać, ale usłyszałam od męża „nie” i kilka powodów, dla których nie warto było jechać. I nagle małżonek o 2 nad ranem wymyślił, że pakujemy dzieci i jedziemy ekspresem z wizytą. Dzieci były ubrane starannie, mąż w skórze i dżinsach, a dla mnie już wtedy ciuchów nie było. Jechałam z dziurami w butach. Już wtedy się zaczęło. Jedzenie życzył sobie często inne niż myśmy jedli – np. kotlet, surówki, a ja makaron z sosem. On sobie życzył nowy komplet bielizny na wyjazd, a ja kupowałam sobie rzeczy raz na rok i to w ciuchbudzie. Już wtedy nauczyłam się rozciągać pieniądze. Powoli wytresował mnie – jak zabronił mi wychodzić do rodziny – to nie wychodziłam, rodzinie też zabraniał. Wujek zabierał dzieci na wycieczki – to wujkowi zabronił wizyt, bo był zazdrosny, że dzieciaki czekają na wujka i według niego nie potrafią pokazać odpowiedniej miłości tatusiowi. To tak powoli szło. Ale jednak rodzina nigdy się całkiem ode mnie nie odsunęła. Rozumiem, że każdy ma swoje sprawy i mają komu pomagać, ale i mnie są w stanie pomóc. Ale rozumiesz, ja NIE chcę żeby wyręczali tatę, który ma z urzędu płacić.
Myślałaś o jakichś dalszych zmianach w swoim życiu? Poza rozwodem?
Och tak, pewnie, jasne! Ale ten rozwód… Na razie nie jestem w stanie pomyśleć o jakiejś działalności. Mam pomysły, mam projekty, ale na razie nie mam do tego głowy. Ale gdy się wreszcie skończy rozwód – pomyślę i o tym. Wiesz, myślałam o tym, na czym się znam… Heh…
Anka uśmiecha się półgębkiem.
Chciałam kiedyś pomóc koleżance, uciekała w nocy z dziećmi – a ten ośrodek tu został przeniesiony. Tym bym się chciała zająć. Te kobiety, które chcą zmienić swoje życie, one nie mają żadnych szans. Ja wiem, że mam mamę, z którą mogę porozmawiać. Mam rodzinę, która wesprze, gdy zabraknie na chleb. Mam na kogo liczyć, mam znajomych. Mimo że mąż próbował mnie separować od rodziny i znajomych, to wszystko przetrwało. Ale jest dużo kobiet, które nie mają żadnego oparcia w rodzinie. Np. mieszkają u teściów i tam są konsekwentnie gnębione. Znam sytuacje, gdzie jest mąż z kochanką i żona z dziećmi – a teściowie zwracają się przeciwko matce ich wnuków, bo „korzysta z ich uprzejmości”. Myślisz, że gdzieś jest łatwiej? Prosiłam w komisariacie o odpis zdarzenia z moim mężem. „Ale co pani, tyle lat… Tego już nie ma!”. A ja: ”ile lat? – dziewięć. To w czym problem?”. Potrzebowałam tego jako dowodu do sądu. Poszłam do UM, żeby wymeldować męża, to mnie odsyłali 6 razy. Pół roku trwało zanim urzędniczka przyjęła wniosek. „My mu powiemy: albo się pan wprowadza albo się wymeldowuje”. Popatrzyłam na babkę jak na potłuczoną. Pytam: „Czy jesteście w stanie to zrobić?”. „Noo, ale on musi chcieć”. Wszędzie są bariery. Ja tam sobie znajdę pomoc, poszukam w internecie, porozmawiam – znajdę – ale jest masa kobiet, która nie ma takiej pomocy, nie umie, nie znajdzie. Za mało informacji, za mało pomocy, nie ma kontaktu, nie ma bezpłatnego telefonu, pod który można zadzwonić i czegoś się dowiedzieć. Chciałam sprawdzić czy mam błękitną kartę – nikt nie potrafi mi wskazać, gdzie się mogę tego dowiedzieć. Pytałam na policji – nie wiedzą. Oni nigdy nic nie wiedzą! Dzielnicowy – nie mogę narzekać, półtorej godziny rozmawiał, dał mi ochronę na dobę. Ale został zwolniony za niedopełnianie obowiązków. Dowody po drodze uciekały. Na policji opisałam dwa przypadki, gdzie były konkretne interwencje – wiesz co usłyszałam? – „Nie, proszę pani, ta dokumentacja już nie istnieje”. Zresztą powiem ci, jak wyglądają takie interwencje. Policja przyjeżdża po 2-4 godzinach po telefonie, a przez ten czas, mogę już nie żyć.
Wzywałaś sama kiedyś policję w obronie?
Tak.
Opowiesz?
Był agresywny jak nigdy, bałam się. Przyjechali. Pytają, czy go zabrać. Przemyślałam to, a wiedziałam, że następnego dnia on wyjeżdża. Nie – ja się spakuję z dziećmi w eskorcie, wyjdziemy na jedną noc z domu. Wiedziałam, że potem przez 2-3 miesiące będę miała spokój. Chociaż nabiorę sił do działania. Listy mi zawsze wysyłał tęskne. Ode mnie wymagał aktualną prasę, opowiadania o dzieciach – ale jego miłość umierała w tydzień po powrocie. Zaczynali się koledzy, którzy wiedzieli, że będą pieniądze na imprezy. Najgorszego pijaka z góry wziął na imprezę. Wyrzucono obu – zasikanych, pijanych – z restauracji. Filip lubił pokazać gest – kupił koledze kurtkę skórzaną, bo kolega nie ma.
Przypominają mi się spsiałe pijaczki z bramy.
A ja wtedy właśnie sprzedałam obrączkę, żeby mieć na chleb i mleko, bo zbliżały się Święta.
Czemu wcześniej nie próbowałaś odejść?
Anka prycha.
Próbowałam. Po 8 latach małżeństwa złożyłam pozew o rozwód i alimenty. Pracował na czarno i bałam się, że zostanę zupełnie z niczym. Pierwsze kontrakty miał półroczne, nie wiedziałam gdzie go szukać. Odbyła się pierwsza rozprawa. Kazali doręczyć zaświadczenie o jego zarobkach, odroczyli sprawę, wciąż go nie było, sprawa został po prostu odrzucona. Powiedziano mi wtedy, żeby założyć sprawę, to on musi być.
Mamroczę coś o tym, że to nie na powódce leży ciężar takiego dowodu.
W 2003 roku złożyłam pozew o alimenty. Chyba się wtedy wystraszył. Składałam zarówno o alimenty na dzieci, jak i na siebie. Na życie i na opłaty miał mi przesyłać na konto. Gotówki 20-30 zł, tak jak lubił mi rzucać od niechcenia, to nie chciałam, nie mamy o czym mówić. Latami wynajmowaliśmy mieszkania i mieliśmy wieczne długi wobec właścicieli, za prąd, za gaz – on wyjeżdżał i miał wszystko w nosie. Ja zaś zostawałam z długami – telefony, komórki, kredyt na samochód. On tylko przyjeżdżał i jak miał fantazję to uregulował jeden czy drugi rachunek.
Ale już wtedy dobrze zarabiał?
Jakieś 4 razy więcej niż normalny człowiek w Polsce. Zawsze był fachowcem dobrym, miał listy polecające, podziękowania, był instruktorem i renomę przez lata sobie wyrobił jako pracownik. Ale jako człowiek – z jak najgorszej strony. Dobrze zarabiał, jasne, stać go było na wszystkie zabawy. Dokładnych danych nie znałam – on sobie zamykał swoje papiery na kłódkę. Jeśli udawało mi się podejrzeć – wiedziałam – jeśli nie – nie wiedziałam. Dowiadywałam się tylko, jeśli czegoś zapomniał. Jego pani pełnomocnik argumentowała, że pozwany nie ma wykształcenia i nie może zarabiać. Jasne… I z tym słabym wykształceniem całymi latami zarabiał po kilka tysięcy dolarów. A ostatnio – 16 tysięcy! Taaa, jasne…, nie może zarabiać… Człowieka zniechęca, gdy widzi, że trudno jest zawalczyć o sprawiedliwość. Prawo powinno stać po stronie osób pokrzywdzonych. Sąd musi orzec winę czy niewinność, ale trzeba się zapoznać z dowodami! Sędzię dziwi, że ja za 900 trzy osoby utrzymuję. Tłumaczę, że nam nie wystarcza. „Proszę mi dostarczyć kolejne zaświadczenie”. A dlaczego tyle siły nie włożyła w to, żeby sprawdzić czy mój mąż faktycznie pracuje, czy ten dom, który kupił to na niego czy nie.
Może jednak nie kupił…?
Krzywi się lekceważąco.
Jasne, że kupił. Urząd skarbowy sprawdzał – wykryli że miał dochody i kazali się tłumaczyć. Czyli urząd może, a sąd nie? Sąd ma możliwości – zwłaszcza, że ja podałam numery kont – sąd jest w mocy by uzyskać z banku informację o stanie majątku.
Opowiedz o tych jego kobietach, o panienkach, z którymi się spotykał.
Parę z nich sama widziałam – przyprowadzał je nawet do domu. Spałam w pokoju z dziećmi – dzieci miały 2 i 4 lata – a on przyprowadził 50-latkę o 3 nad ranem. Z flaszeczką. Chciałam ich wyprosić, to rzucił się do bicia. Ale jednak wyszli. Wrócił w dzień. Bez słowa. Wkrótce sprowadził kolejną panią, o 2 nad ranem, żeby pokazać jej „jak można się nauczyć na komputerze”. Przygotowałam czajnik wrzątku i z tym czajnikiem w ręce wyprosiłam ich, bo póki co, to wciąż ja jestem żona. Wyszli. Wrócił z jej numerem telefonu na ręce. I znalazłam ją po tym numerze – przeszukałam cała książkę telefoniczną. Pamiętałam, że mówił do niej „Asia”. Poszłam pod blok szukając Asi. Zapukałam, otworzyła jej siostra. A właśnie zostaliśmy bez grosza, bez jedzenia, zabrał samochód, zabrał komputer, nie miałam już nic. Mówię: „jestem żoną Filipa”. „Jaką żoną?” Pojawiła się i ta Asia. „No wiesz, kochanie” mówi do mnie ta lafirynda „jeśli mnie kocha, to czemu ma być z tobą, jest wolnym człowiekiem”. Ale wiesz, udało mi się uzyskać wszystko z powrotem. Jego kolega użytkował nasz samochód – postraszyłam go, że zgłoszę na policję jako kradzież i przymusiłam go też, żeby przywiózł mi komputer. I znalazło się, wszystko się znalazło! Facet za to nieźle odpękał…
Bo jednak to zgłosiłaś?
Anka patrzy na mnie jak na kompletnie durną.
Po przyjeździe mój małżonek wyrzucił tego kolegę z samochodu w trakcie jazdy.
Podnoszę gwałtownie głowę znad klawiatury komputera.
Bandyta. Normalny bandyta.
A pewnie. A co myślałaś?
Nie wiem, co myślałam. Może, że bicie żon to domena cichych i porządnych ludzi? Przez chwilę zastanawiam się, co się działo w przeszłości Filipa takiego, że nikt nigdy nie chciał o tym Ance opowiedzieć.
Często za niego musiałam się wstydzić. Bać się, zastanawiać co jeszcze zrobi. Potrafił narobić mi wstydu w pracy – bo się schlał. Musiałam rezygnować z pracy, pracowałam jako recepcjonistka w gabinecie ginekologicznym. Kiedyś pojawił się tam – pijany. Wszedł do gabinetu ginekologicznego, do środka, do pacjentki – myślałam, że się ze wstydu spalę. Nie mogłam spojrzeć w oczy lekarzowi. Zawsze byłam doceniana jako pracownik, do dziś, ale nie miałam szans na karierę. Nie żałuję, bo mogłam poświęcić się dzieciom, zajmować się nimi, uczyć, pchać je na wszystkie konkursy, olimpiady. Dzieci miały bardzo dobre wyniki – Bartek zajął nawet 1 miejsce w konkursie ogólnopolskim. Poświęcałam im naprawdę dużo czasu. Już nie mam dla nich aż tyle czasu, pracuję głównie nocami, ale o jeśli jestem w stanie pomóc to pomogę. Bartek ma 18 lat, widać u niego brak męskiej ręki. Pytam Filipa: „co ci szkodzi wziąć syna do pracy, żeby miał doświadczenie w zajęciach typowo męskich. To jest chłopak, potrzebuje innego prowadzenia”. Ale ojciec nigdy go nie nauczył takich rzeczy, nawet na rowerze jeździć. Wzorzec ojca mają wypaczony.
Boję się, że powtórzą ten sam wzorzec co ja. To czekanie „a może się zmieni, a może dla dobra dzieci”. I to: „No ale jednak CZASAMI jest dobry”.
A ty go kochałaś?
Pytanie rzucam szybko, wciskając się w jej tempo i energię opowiadania. Czekam na reakcję, wstrząs, zaprzeczenie, wyrzut, cokolwiek. Anka nie zmienia tempa, nie przestaje mówić swobodnie, nie patrzy na mnie z urazą, ani nie ucieka od tematu.
No, oczywiście, że tak. Ja miałam olbrzymią potrzebę kochania, ofiarowania swoich uczuć komuś. Może to z dzieciństwa? Potrzebowałam i kogoś kochać i być kochaną. Nie to, że widzę same czarne rzeczy – były też fajne i romantyczne – czasem spędzaliśmy czas razem, oglądaliśmy jakiś film, wycieczka do lasu, romantyczna. Ale już wtedy były przeplatane jakimiś ekscesami z alkoholem. Gdy zauważyłam, że wraca później, pytam – gdzie ty pijesz? A on, że z kolegami i że było mu głupio odmówić. Na początku rozmawialiśmy o problemach, tzn. ja mówiłam, a on odpowiadał, że się postara. Zachęcałam go: „zamiast po barach – umów się z kolegą, wypijecie sobie po kieliszku, ja wam rybkę zrobię, kolega pójdzie, a ty zostaniesz”. Ale to zaczęło być nudne. Dla niego. Potrzebował czegoś innego, pasującego do jego charakteru. Wiele chyba ze swojego charakteru ukrywał przede mną. On nawet nie był dwulicowy, on tych twarzy miał masę. Był kochanym mężem, kochanym tatusiem i potrafił też drzeć się, że jestem dziwką, kurwą, próbował mnie wypchnąć przez okno – potem grał na uczuciach dzieci, żeby go wybroniły, że mama go chce rzucić. Zawsze było tak, że to co zamierzał to sobie zrobił. Nawet jeśli pozwolił mi na wyrażenie swojego zdania to i tak robił, co chce. Ja się nie liczyłam, bo miałam siedzieć, prać, gotować, a on zarabia i powinnam mu być wdzięczna, że pracuje. Zupełnie nie patrzył na to, że ja załatwiam wszystkie jego sprawy, że byłam na zawołanie – jego sekretarka, księgowa, gosposia, kucharka, wszystko w jednym. On się nie musiał niczym przejmować. Może to źle, ale ja miałam poczucie winy, że on tak zarabia z daleka, z daleka od dzieci, więc skoro daje mi na jedzenie, to pozałatwiam jego rzeczy. Jeśli o czymś zapomniałam, potrafił wpaść w szał, nawet przez telefon się darł. Ale do sąsiadów czy gdzieś tam – „moja żona jest kochana”.
Jak ja patrzę swoje zapiski, które prowadziłam w najgorszych sytuacjach, gdy nosiłam się z zamiarem samobójstwa to przelewałam pewne rzeczy na papier – to mi się włos na głowie jeży, że jak ja to przeszłam, że nie byłam na tyle silna, by to zakończyć i przerwać. Miałam szczęście, że gdy powiedziałam mu „wyjdź z domu, odejdź” to odszedł.
Anka parska śmiechem łobuzersko.
Nooo, dostałam wtedy w zęby z czółka.
Unoszę głowę. Ja w nasadę nosa. Z czółka.
Biorę wdech.
To było tak dawno…
Lata.
Ale wyszedł. Odszedł. Na dobre. Pamiętam, poszłam wtedy do parku, pod pomnik papieża, zaczęłam się modlić – o pomoc dla uzdrowienia małżeństwa albo niech się to rozbije teraz. Już.
Znam to. Tę modlitwę.
Raz, gdy złamałam nogę, prosiłam, żeby się dziećmi zajął – próbował coś przepraszać – a ja mu mówię: „jeszcze mi podziękujesz, jeśli znormalniejesz to dla kogoś innego. Albo stoczysz się na dno”. I chyba mu jest lepiej. Jest z kobietą, z którą chyba mu się układa. I częściej jest trzeźwy. Jakoś z tym piciem sobie radzi. Dla mnie też jest ważne, żeby mu się udało, bo może wtedy o tych naszych dzieciach nie zapomni. Jak przyjdzie czas na ślub dzieci czy jakaś okazja rodzinna, to ja nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło tam ojca. Chcę żeby był w ich życiu, ale ojciec, a nie żul. Chodzi o to, żeby by oparciem dla swoich dzieciaków. Nie może o swoich dzieciach zapomnieć. Może mu się uda wyjść z tego nałogu, może ta jego kobieta go przyciśnie do muru.
Wzruszam ramionami i zaczynam mruczeć pod nosem coś o tym, że nie trzeźwieje się dla kogoś tylko dla siebie. Zadaję Ance pytanie o plany życiowe.
Nie jestem skłonna dziś myśleć o tym, że wejdę w jakiś związek. Ale chciałabym mieć porządek w życiu, wreszcie, bo mogłabym pomyśleć o dzieciach, o sobie. Ale teraz już na pewno się nie poddam. Wciąż mimo wszystko wierzę w sprawiedliwość. Ułoży się wszystko.
Zamykam laptop, rozcieram zmarznięte ręce. Jeszcze rozmawiamy. Nie notuję, pamiętam jednak, że rozmawiamy też o dzieciakach, o wolności i o seksie. Zakładam już płaszcz, gdy Anka rzuca anegdotę o swojej koleżance, której mąż m.in. wyznaczał spotkania w sypialni skrupulatnie co dwa tygodnie. Odeszła w końcu od niego i zagubiona pytała o to, co ma robić. Zapamiętałam dokładnie słowa Anki i to, co po nich nastąpiło.
A ja jej mówię: „A ty możesz być teraz jak dziwka. Z każdym, zawsze i wszędzie. Bo nie ma już odliczania co dwa tygodnie w zależności od tego czy zasłużysz. Możesz być wolna”.
Zaczynamy się śmiać, stojąc w ciasnym przedpokoju, głośno, gardłowo, jak dwóch starych facetów opowiadających świńskie dowcipy.