To historia K.
Gdy K. się urodziła, jej mama usłyszała, że ma wielkie szczęście, że to córka, bo dziewczynki nie sprawiają problemów, są grzeczne i układne. Mając roczek K. zrobiła swoje pierwsze kroki i dowiedziała się, że teraz trzeba jej pilnować, bo przede wszystkim musi być ostrożna. K. próbowała jeszcze jakiś czas, ale w końcu zrezygnowała ze wspinaczek i samodzielnego eksplorowania świata, bo zawsze ktoś nad nią wisiał i ostrzegał, że coś jej się stanie, że nie da rady, że jest za mała, że nie powinna.
K. poszła do przedszkola chwilę przed 3. urodzinami. Tam dowiedziała się od koleżanek, że powinna mieć długie włosy, a nie krótkie, bo wygląda jak chłopak. Gdy się zdenerwowała, K. usłyszała od pań z przedszkola, że dziewczynka nie powinna krzyczeć, bo „złość piękności szkodzi”. Od tamtej pory aż do zerówki K. była stawiana przed chłopakami z grupy jako wzór posłuszeństwa. Pamięta, że była dumna, że jest wzorcową dziewczynką i pani ją lubi.
W połowie podstawówki K. miała chłopaka. Chciał ją dotknąć pod stanikiem, ale powiedziała, że się nie zgadza. Powiedział jej, że jest sztywna, nudna i nikt nie będzie jej chciał. Więcej nie odmawiała. Zrozumiała wtedy, że brakowało jej luzu.
Po maturze K. złapała dorywczą pracę jako kelnerka w barze. Uniform służbowy miał głęboki dekolt, za którym K. nie przepadała, bo klienci często odsuwali kufle, by musiała się bardziej pochylić, gdy po nie sięgała. Chichotali przy tym, a ona – choć czuła się nieswojo – uśmiechała się serdecznie. W końcu to był komplement. Podobała się im, a to przecież miłe.
Na studiach K. usłyszała od jednego z profesorów, że dziwi go jej obecność na tym kierunku, bo kobieta powinna być co najwyżej profesorową. Roześmiała się razem z męską częścią grupy. Skoro oni się śmiali, to musiał być dobry żart, a jej zwyczajnie brakowało dystansu.
Po studiach K. dostała staż w dużej firmie, w której pracowała nad ciekawym projektem. Co prawda staż był za grosze, ale po sześciu miesiącach podpisano z nią umowę za najniższą krajową. K. wiedziała, że to dla niej wielka szansa. W końcu nie ma doświadczenia, była młoda, a projekt jest niesamowitym wyzwaniem.
Gdy podczas jednego z wyjść służbowych K. dowiedziała się, że zarabia najmniej w zespole, a ma największy zakres obowiązków, poczuła się niesprawiedliwie potraktowana. Postanowiła rozmówić się z szefem. Przyszła jak zawsze przygotowana. „Pracuję tu już długo i jestem odpowiedzialna za coraz większe projekty. Czy mogłabym dostać podwyżkę?”. Ale niestety, nie było na nią budżetu, może za rok. K. powiedziała, że rozumie i wyszła. Tak szczerze, to ucieszyła się, że jej nie zwolnił za tę bezpośredniość.
Minęły 3 lata. K. dostała „podwyżki” tyle razy, ile razy podnoszona była najniższa pensja krajowa. Wciąż słyszy od szefa, że nie ma budżetu na więcej, ale rozumie – tego się nie da przecież przeskoczyć. Wciąż słyszy od mamy, że ma szczęście, że może tam pracować. To prawda, w końcu bezrobocie rośnie, a ona ma pewną robotę. Wciąż śmieje się z żartów kolegów, w których kobieta przedstawiana jest jako głupia. Totalnie widzi w nich siebie, bywa taką gapą! Wciąż uśmiecha się, gdy kierowcy samochodów na nią trąbią. Co tu kryć, podoba się jej, że jest komplementowana również w taki sposób.
Od małego wychowywana na posłuszną, grzeczną, niewychylającą się przed szereg. Od początku programowana na wartą mniej niż jakikolwiek mężczyzna. Od dziecka uczona tego, by być atrakcyjną dla innych, nie dla siebie.
To historia K.
K. jak Kobieta.
← Powrót do bloga
One comment
Czas najwyższy na rewolucje. Bo rewolucja jest kobietą