To, co się stało w Polsce 22 października 2020 r. w wyniku orzeczenia upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego, to wynik powolnego tracenia przez kobiety podmiotowości. Stałyśmy się przedmiotem. Doprowadził do tego konsekwentny, trwający latami proces, który zalegalizował stosowanie tortur na kobietach. Torturą jest nakaz, by przez 9 miesięcy czekać na pogrzeb. Torturą jest słuchanie gratulacji, które po porodzie zamienią się w kondolencje. Torturą jest połóg i mówienie wszystkim dookoła, że płód bez mózgu nie ma szansy na życie.
Jak do tego doszło? Dlaczego odebrano nam podstawowe prawo do decydowania o naszym zdrowiu, samopoczuciu, życiu?
To nie stało się nagle. To nie stało się w czwartek.
Wolność
Nie będzie nam odebrana
Nagle
Z dnia na dzień
Z wtorku na środę
W tym tekście chciałabym przeanalizować, jakie procesy doprowadziły do obecnej sytuacji.
W 1956 r. w Polsce zaczęło obowiązywać dość liberalne prawo aborcyjne, co było rewolucyjne na tle innych krajów, zwłaszcza tych katolickich. W tym czasie Francuzki, Włoszki, Niemki, Brytyjki dopiero walczyły o dostęp do aborcji. Dla porównania aborcję zalegalizowano:
- w Wielkiej Brytanii 1968 r.
- we Francji zalegalizowano tzw. „ustawę Veil” w 1975 r.
- w Niemczech w 1976 r.
- we Włoszech w 1978 r.
- w Portugalii w 1984 r.
- w Hiszpanii w 2010 r.
Przełom roku 1956 według kobiet
Ważną postacią 1956 r. była Maria Jaszczukowa, nazywana „polską Simone Veil”. Simone Veil była francuską ministrą zdrowia i doprowadziła do uchwalenia ustawy dopuszczającej przerwanie ciąży na życzenie kobiety.
Jaszczukowa była posłanką sprawozdawczynią ustawy o warunkach dopuszczalności ciąży. Mówiła o tym, że w Polsce w 1955 r. nielegalnie wykonano ok. 300 tysięcy aborcji w bardzo złych warunkach, z narażeniem zdrowia i życia kobiet. Do szpitali trafiało rocznie ok. 80 tysięcy kobiet po źle przeprowadzonych zabiegach, z czego 2 procent zmarło. Jaszczukowa określiła obowiązujące prawo jako „martwe”, „nienormalne” i „niemoralne”. Postulowała zmianę.
W tym samym roku prawo zostało zmienione. Nie dopuszczało aborcji na życzenie, ale otwierało pewną furtkę, z której można było umiejętnie skorzystać.
Nowe prawo dopuszczało aborcję z następujących powodów:
- medycznych (ciąża zagrażała życiu kobiety lub płód był uszkodzony, nie miał szans na życie poza ciałem kobiety)
- gdy ciąża była wynikiem przestępstwa (stwierdzał prokurator)
- trudnych warunków socjalnych kobiety (stwierdzał lekarz)
Ten ostatni warunek – trudne warunki socjalne kobiety – był właśnie ową furtką. Praktyczne stosowanie prawa dopuszczało aborcję na życzenie. Doprowadziło to do znowelizowania przepisów w 1959 r. Zaczęło wystarczać oświadczenie, już nie lekarza, ale samej kobiety, o złej sytuacji socjalnej. Ustawa ta obowiązywała do 1993 r.
Będą nam jej skąpić powoli
Zabierać po kawałku
(Czasem nawet oddawać
Ale zawsze mniej, niż zabrano)
Wszystko zaczyna się od języka
W 1993 r. uchwalono Ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Ustawa z 1956 r. została zniesiona. Jak zauważa Agnieszka Graff w książce „Świat bez kobiet” zmienił się język, którym mówiono o aborcji. Język ten trafił do ustaw. Pojawiło się nowe przestępstwo „powodowanie śmierci dziecka poczętego”.
W Kodeksach karnych z 1932 r., 1969 r. i ustawie z 1956 r. używane były takie pojęcia prawne: płód, spędzanie płodu, kobieta ciężarna, poronienie, przerywanie ciąży. Zostały one zastąpione przez: dziecko poczęte, matka, powodowanie śmierci, zabójstwo dziecka poczętego. Środowiska nazywające siebie „pro-life” zaczęły zmieniać definicję pojęcia „życie” i znacznie przesunęły jego rzekomą inicjację. Płód przecież nie może przetrwać poza organizmem kobiety oraz nie posiada świadomości.
Początek katolickiej ofensywy
Niebagatelny wpływ na przyszłą zmianę prawa miał kościół oraz postać Jana Pawła II i jego zaangażowanie w wewnętrzne sprawy Polski.
Z perspektywy kościoła embrion to „dziecko poczęte”. Co warto zauważyć w myśli ojców kościoła, nie zawsze tak było. Święty Tomasz uważał, że człowiek powstaje wtedy, kiedy dochodzi do połączenia duszy ludzkiej z płodem. Następuje to po 40 dniach od zapłodnienia w przypadku chłopców, a 90 dni jeśli chodzi o dziewczynki.
W 1977 r. powstał Polski Komitet Obrony Życia, Rodziny i Narodu (później pod nazwą Komitet Samoobrony Polskiej), skupiający działaczy o narodowo-katolickich poglądach. Mimo wielu deklarowanych celów działalności, m.in. pracy na rzecz prawidłowego odżywiania, czy zapewnienia każdej rodzinie mieszkania, Komitet głównie skupił się na aborcji.
Pod koniec 1977 r. Komitet z zebranymi 12 tysiącami podpisów pod wnioskiem o zmianę ustawy dopuszczającej przerywanie ciąży z 1956 r. udał się do Sejmu. Głos zabrał ówczesny Minister Zdrowia i Opieki Społecznej, stwierdzając, że zmian w prawie nie będzie. Swoje stanowisko uzasadnił tym, że dzięki obowiązującej ustawie wykonuje się w Polsce mniej aborcji oraz jest ona przeprowadzana w odpowiednich warunkach.
We współpracy z polskim Episkopatem w 1981 r. Polski Związek Katolicko-Społeczny (miał swoich posłów w Sejmie) przygotował i złożył projekt ustawy o „ochronie dziecka poczętego”.
W 1983 r. wychodzi Kodeks Prawa Kanonicznego autorstwa Jana Pawła II, który stanowi, że kobiety, które dokonały aborcji podlegają ekskomunice. W 1997 r. papież odwiedzając Polskę, powiedział „Naród, który zabija własne dzieci, staje się narodem bez przyszłości (…). Prawo do życia nie jest tylko kwestią światopoglądu, nie jest prawem religijnym, ale jest prawem człowieka”. I bynajmniej nie miał tu na myśli osób (najczęściej kobiet), które zginęły w wyniku stosowania przemocy domowej. W 1997 r. miała miejsce pierwsza kampania medialna pt. „Powstrzymać przemoc domową”.
Kolejną próbę zmiany obowiązującego prawa podjął w 1987 r. Klub Inteligencji Katolickiej ze Szczecina. Klub złożył w Sejmie wniosek o przyjęcie ustawy o ochronie rodzicielstwa. Domagał się także wycofania obowiązujących przepisów. Rok później klubowi udało się powołać podkomisję. Dyskutowano o nowelizacji ustawy. W 1989 r. 74 posłów podpisało i złożono projekt ustawy o ochronie prawnej dziecka poczętego. Pojawia się nowy język w mówieniu o aborcji. Nie płód czy embrion, ale „dziecko poczęte”. Wpływ na sposób zapisu projektu mieli eksperci z Komisji Episkopatu Polski do spraw Rodziny.
Codziennie po trochę
W ilościach niezauważalnych
Fundamentalistyczne fantazmaty o aborcji
Zmienia się nie tylko język, którym zaczęto mówić o aborcji. Język wpływa przecież na sposób myślenia o zabiegach przerywania ciąży. Skoro „matka” decyduje, że nie chce rodzić „dziecka poczętego”, to znaczy, że potrzebuje pomocy psychologicznej. Ponadto środowiska „pro-life” próbowały wmówić kobietom, że po zabiegu z „dużym prawdopodobieństwem” wystąpi u nich rzekomy „zespół cierpień psychicznych”. W latach 80. organizacje „pro-life” starały się o wpisanie „syndromu poaborcyjnego” na listę zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. W 1989 r. Towarzystwo jednogłośnie zanegowało występowanie owego syndromu, stwierdzając, że profesjonalnie przeprowadzona aborcja nie wywołuje problemów psychologicznych.
Polskim środowiskom „pro-life” udaje się pozyskać lekarzy ginekologów, którzy publicznie zaczynają się wypowiadać o „negatywnych” skutkach aborcji. Co ciekawe, są to osoby, które w czasach obowiązywania ustawy z 1956 r. wykonywały masowo te zabiegi. Jednym z nich jest Bogdan Chazan, który przyznał, że wykonał ich ok. 500. Drugim Bolesław Piecha, przeprowadził ok. 1 000 zabiegów. Obydwaj obecnie związani ze środowiskami katolickimi i sztandarowi przeciwnicy aborcji.
Bolesław Piecha zasłynął z tego, że nazwał film „Niemy krzyk” merytorycznie rzetelnym. „Niemy krzyk” powstał w 1984 r. w Stanach Zjednoczonych. Wywołał wiele kontrowersji i już rok później znane były naukowe analizy filmu, które dowodziły, że zawiera on mnóstwo błędów i nieścisłości. Autor manipulował faktami oraz wykorzystał możliwości montażu filmowego, by dowieść, że 12-tygodniowy płód krzyczy i cierpi w czasie zabiegu.
W Polsce na początku lat 90. na lekcjach religii w szkołach zaczęto masowo pokazywać uczniom ten rzekomy dokument, mimo ostrzeżeń wielu pedagogów, że nie jest on przeznaczony dla dzieci. Postulaty środowisk „pro-life” zaczynają wnikać do programu prezentowanego na lekcjach religii. Wpływają na postawę oraz myślenie dzieci i młodzieży. Film do szkół dostarczali działacze Ruchu Obrony Życia Poczętego im. Księdza Jerzego Popiełuszki.
W Polsce organizacje „pro-life” przytaczają dane w taki sposób, by uwypuklić fakt, że aborcja prowadzi do śmierci. Jeśli prezentują statystyki, to przytaczają tylko te, które pokazują, ile kobiet zmarło. Nie informują, z jakich przyczyn nastąpił zgon. Czy były to komplikacje po źle przeprowadzonym zabiegu, czy zabieg wykonywał lekarz, czy zachowane były odpowiednie warunki.
Powstało pojęcie „skutki psychologiczne, fizyczne i duchowe” aborcji. Omawiają je prawie wyłącznie mężczyźni, z których cześć jest księżmi. Dopiero od kilku lat przyjęto inną taktykę i w postaci Kai Godek postanowiono „oddać” głos kobietom.
Księża stawiają „psychologiczne diagnozy”. Na przykład ksiądz Tomasz Kancelarczyk, prezes Fundacji Małych Stópek, uważa, że „powodem (aborcji) jest szeroko rozumiany brak miłości, brak środowiska, które otoczyłoby miłością kobietę oraz jej nienarodzone jeszcze dziecko”.
„Diagnozy” dotyczące skutków fizycznych aborcji wydawał lekarz Bogdan Chazan.
Powrót „piekła kobiet”
Tymczasem w Polsce w 1990 r. Minister Zdrowia i Opieki Społecznej wydał rozporządzenie do obowiązującej ustawy z 1956 r. Wprowadzono obowiązkową rozmowę kobiety chcącej usunąć ciążę, z psychologiem. Psycholog miał obowiązek poinformować o „negatywnych” skutkach aborcji. Rozporządzenie wprowadziło także klauzulę sumienia dla lekarza, zgodnie z którą mógł on odmówić zaświadczenia (o zagrożeniu ciąży dla zdrowia lub życia kobiety, czy o wadach płodu) lub aborcji.
Co ciekawe, to wojewodowie tworzyli listy udzielających konsultacji psychologów. Władza miała wpływ na to, kto znajdzie się w spisie.
Aż pewnego dnia
Po kilku lub kilkunastu latach
Zbudzimy się w niewoli
W 1990 r. grupa senatorów przygotowała bardzo restrykcyjny projekt ustawy o ochronie życia poczętego. W projekcie zapisano regulacje penalizujące aborcję. Kobietę w ciąży, dokonującą zabiegu jej przerwania, nazwano „sprawcą”. Jedyną okolicznością łagodzącą miały być działania lekarza, które ratowały życie kobiety. W 1991 r. Sejm uchwalił, że nie będzie się zajmował tym projektem.
Bardzo szybko, bo już w tym samym roku rozpoczęto przygotowania projektu mniej restrykcyjnego, ale bardzo ograniczającego możliwość przerywania ciąży. Powstała Komisja Nadzwyczajna, która rozpoczęła prace.
Projekt został poddany konsultacjom społecznym. Oficjalnie poparł go Jan Paweł II. W maju 1991 r. Sejm odrzucił projekt, choć w tym samym roku wskazał w uchwale, że „do klęsk społecznych dzisiejszej doby należy zjawisko przerywania ciąży”. Prawo pozostało niezmienione na dość krótko, bo do 1993 r.
W 1992 r. Barbara Labuda i Zbigniew Bujak zorganizowali komitety, które zbierały podpisy na rzecz ogólnokrajowego referendum dotyczącego karalności kobiet za aborcję. Komitety zebrały między 1 300 000 a 1 700 000 podpisów. Choć spełniony został warunek ustawy, Sejm odrzucił wniosek o referendum. Większość Polek i Polaków w tym czasie nie popierała delegalizacji aborcji. Władza zlekceważyła głos większości społeczeństwa.
Ale nie będziemy o tym wiedzieli
Będziemy przekonani
Że tak być powinno
Bo tak było zawsze
Czy może być jeszcze gorzej?
Trybunał Konstytucyjny swoim orzeczeniem z 22 października 2020 r. dokonał zamachu na i tak restrykcyjną ustawę z 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Jak zauważyła Agnieszka Graff, nowe prawo napisano zupełnie nowym językiem.
Obecnie, póki wyrok nie zostanie opublikowany, legalnie można przerwać ciążę pod następującymi warunkami:
- kiedy stanowi zagrożenie dla zdrowia kobiety
- kiedy badania prenatalne wykażą ciężki i nieodwracalne upośledzenie płodu lub nieuleczalną chorobę, zagrażającą życiu
- kiedy ciąża jest wynikiem gwałtu
Warto jeszcze na zakończenie skrótowo wspomnieć o innych zmianach, jakie nastąpiły po przełomie 1989 r.
W latach 90. po neoliberalnej transformacji polskiej gospodarki i usług publicznych, pogorszył się dostęp do służby zdrowia, żłobków, przedszkoli. Nastąpiła prywatyzacja w sektorze świadczenia usług związanych z opieką. Powstają prywatne żłobki i przedszkola oraz prywatne usługi medyczne. Konsekwencje tych zmian ponoszą kobiety, ponieważ jako opiekunki (matki, córki starzejących się rodziców, żony) przejmują obowiązki państwa. Lwia część opieki zostaje na nie zrzucona, bo państwo jest niewydolne.
Ponadto kobiety są konkurencją dla mężczyzn na rynku pracy. Lepiej zatem, żeby zostały w domu. Kobiety wciąż mniej zarabiają i rzadziej awansują. Dlatego w obliczu korzystania z prywatnej opieki nad dziećmi, częściej rezygnują z pracy zawodowej i wykonują nieodpłatną pracę domową.
A jeśli podejmują pracę zarobkową, to często przymuszane są do zakładania jednoosobowych działalności gospodarczych. W ten sposób są obciążone obowiązkiem płacenia świadczeń zusowskich i podatków, a pozbawione urlopów czy świadczeń socjalnych, dostępnych dla osób zatrudnionych na umowę o pracę.
Państwo obarczając kobiety opieką, nie tylko może oszczędzać, ale również nie musi podnosić podatków. Przez co władza nie naraża się potencjalnym przyszłym wyborcom. Dlatego też z taką siłą powraca ideologia neokonserwatywna. Widząca rolę kobiety jako matki i opiekunki, stojącej na straży domowego ogniska.
To, co się stało w Polsce, to efekt coraz silniejszej integracji doktryny neoliberalnej w gospodarce, światopoglądu konserwatywnego i wpływu kościoła katolickiego na życie publiczne i stanowienie prawa.
Nadzieją na odzyskanie przez kobiety swoich praw jest rozmontowanie tego przemocowego trójkąta władzy. Postawienie na sprawiedliwość społeczną, wolność wyboru, rozdział kościoła od państwa. I przede wszystkim na równość płci.
Korzystałam z https://archiwumosiatynskiego.pl/wpis-w-debacie/kalendarium-100-lat-historii-walki-o-prawo-do-aborcji-w-polsce/
Wiersz pt. „Niewola” Kornela Filipowicza.
Fot. Aleksandra Perzyńska