Moja historia nie różni się od Waszych, bo tak jak Wy wspaniałe kobiety jestem ofiarą przemocy. Mam trzy wspaniałe dziewczynki, już nastoletnie, ale droga do szczęścia nie była i nie jest łatwa. Mój małżonek został skazany prawomocnym wyrokiem za przemoc domową. Potem był rozwód z orzeczeniem o jego winie, a także prawomocny wyrok karny za niepłacenie alimentów. Miałam zakładaną niebieską kartę.
A zaczęło się od miłości? Wielkiej! Byłam bardzo młoda i po uszy zakochana. Wciąż wierzę w miłość, gdyż istnieją wspaniali mężczyźni, mój tata był takim właśnie mężczyzną. Miłość trwała, ale pojawiały się pierwsze krzyki, przeprosiny, siniaki, przeprosiny. Zniknął blask z mojej twarzy, otuliła mnie niemoc. Dla mnie były najważniejsze dzieci i powiedziałam dość! Jak stałam, tak odeszłam i wzięłam dzieci.
Od 6 lat sama wychowuje dziewczynki i jest nam razem dobrze, jednak tak jak i u Was, nie były to lata świetności dla mnie samej. Naszły mnie serie niepowodzeń, które zapewne znacie i zapewne otarłyście się o nie. Z pracą, bo mam dzieci i nie jestem dyspozycyjna, czyli szukanie nowych możliwości zarobkowych było częstym wyzwaniem. Z byłym małżonkiem, jak przychodził z celebrytą i przyjaciółmi prawnikami pod moje drzwi nastraszyć mnie i innymi typkami, których ja nie znałam, a mieszkałam sama z trójką małych dzieci. Z ciąganiem po sądach i byciem osądzanym za bycie najgorszą matką, bo uciekłam od oprawcy i powinnam zrobić wszystko, aby dzieci się z oprawcą widywały. Tułaczka po mieszkaniach, szukanie kąta, utrata naszego ukochanego psa, którego szukałam wiele lat i nadal nie przestaję.
Przy tej fali niepowodzeń znalazłam szczęście w nieszczęściu. Pewnego razu zobaczyłam na facebooku psa, łudząco podobnego do mojego zaginionego. Skontaktowałam się z osobą, która zamieściła ogłoszenie, niestety nie był to on. Zaoferowałam pomoc, że jeśli da się sunię odłowić, to może u mnie zostać tak długo jak to będzie potrzebne. Potem pojawili się dwaj bracia – małe szczeniaczki z rowu i tak zupełnie z przypadku zaczęłam prowadzić dom tymczasowy dla bezdomnych psów. Była ich cała masa, po różnych bestialskich przejściach. Uwielbiam zwierzęta. Jestem wielką psiarą. Te zwierzaki po przejściach były jak terapia dla nas. Moje dziewczynki bardzo zaangażowały się w pomoc bezdomniakom. Była to dla nas najwspanialsza terapia. Psy dały nam dużo szczęścia i radości. Dzieci zobaczyły, że mimo niepowodzeń to szczęście czeka, na nie również. Było też wiele wylanych łez po rozstaniu się z pieskami, ale to były łzy szczęścia. Trafiały do nas różne psy. Nigdy nie były agresywne w stosunku do mnie, do dzieci. Wręcz przeciwnie. One chyba wiedziały, one czuły, że zmagamy się z jakimiś problemami. Czasem myślałam, że to one pomagają nam, a nie my im. Po tych kilku latach utworzyłam inicjatywę ?Bądź Aniołem dla Zwierząt? promującą adopcje różnych zwierzaków oraz bycie dobrym człowiekiem dla zwierząt. Ot taka filozofia, a jednak jak wiele osób ma z tym problem. Nie promuję przemocy, nie pokazuję drastycznych zdjęć zwierzaków, bo krzywdę jaką potrafi wyrządzić człowiek zwierzakowi i człowiek człowiekowi już znamy.
Zauważyłam, że jest bardzo dużo stron na Facebooku nieświadomie promujących agresję. Zamiast skupić się na tym co ważne, czyli na pomocy i rozwiązywaniu problemów, niepotrzebnie moim zdaniem, nakręca się hejt w internecie poprzez publikacje drastycznych zdjęć. Moja inicjatywa ma w założeniu inny charakter. Nie chcę pokazywać drastycznych zdjęć. Nie akceptuje mowy nienawiści na mojej stronie. Wierzę, że tylko dobrym przykładem i pozytywnym działaniem jesteśmy w stanie wychować nasze dzieci na zdrowe jednostki, które szanują zwierzęta i które później będą przykładem dla innych.
Przemoc rodzi przemoc. Jak powiedziała Meryl Streep „jeśli ktoś silniejszy używa przemocy wobec słabszych, przegrywamy wszyscy”. Moja sytuacja pozwoliła mi zrozumieć, że bardzo łatwo jest wpaść w wir przemocy. Czy po doświadczeniach z byłym mężem mogłabym wyładować złość na dzieciach pragnących bezpiecznie spać w nocy i tych psach szukających miłości i akceptacji? Pewnie tak. Czy to zrobiłam? Absolutnie nie! System pomocowy w Polsce działa trochę kulawo, trochę teoretycznie. Wiele razy zalazł mi za skórę, także w odniesieniu do tych psów bestialsko traktowanych i wyrzucanych z roku na rok. Musiałam znaleźć na niego sposób i siłę w chwilach zwątpienia. Uważam, że wszystko zależy, tak naprawdę, od nas, od matek, od kobiet. Mam nadzieję, że i Wy znajdziecie szczęście w nieszczęściu. Coś co pozwoli Wam przetrwać trudne chwile nie myśląc o nich. A może już znalazłyście?
Juls Jay (w mediach spolecznosciowych)